poniedziałek, 5 maja 2014

#5 Dziadziuś-badboy i jego bogactwo, czyli londyńska, męska wersja amerykańskich filmów dla nastolatek (1/3)

Kochani Czytelnicy!
Dziś na Waszych monitorach wyświetla się analiza opka "muzycznego". Nie jest to jednak ani One Direction, ani Justin Bieber, ani nawet Dawid Kwiatkowski (sic!). Nie, to opko dotyczy czegoś z, nazwijmy to tak, "wyższej półki", mianowicie Iron Maiden. AŁtoreczce nie przeszkodziło to jednak w całkowitym pominięciu logiki i sensu w tym, co napisała. Przygotujcie się na krzykaczy, highschoolowe bójki między głównym boCHaterem a jego antagonistą i ich pomagierami, bardzo głębokie fontanny, a także ciągłe błędy interpunkcyjne, logistyczne, stylistyczne... i jeszcze wiele innych błędów.
Dobrej zabawy!

Zanalizowali: KociePorno, Opuncja i T-72.

Swoje tak zwane dzieło aŁtoreczka opublikowała tu.

[Krótki wstęp od aŁtorki:]

Wstawiam prolog tego mojego opowiadania, ale najpierw parę słów na jego temat. Jest to Fan Fiction, chyba każdy, kto posiada organ mózgiem zwany, domyśli się, co to jest. Nie wiem kiedy ten gatunek powstał, ale chyba niedawno. Fan Fiction piszą młodzi zapaleńcy podobni do mnie, na temat ich idoli (gwiazd), lub postaci z filmów albo gier. W moim wypadku są to chłopcy z Iron Maiden. Widziałam ich rysunkowe postacie rysowane przez fanów, a że ja rysować nie potrafię to postanowiłam napisać opowiadanie. W moim opowiadaniu ich życie prywatne różni się, i to cholernie bardzo, od tego co Wy znacie, bądź też nie.
Więc dlaczego nie wymyślisz sobie własnych boCHaterów, którzy będą w zespole podobnym do Iron Maiden, ale innym? Jak już piszesz fanfiction, trzymaj się kanonu choć trochę.

Aha, i jeszcze jedno, jak ktoś będzie chciał skrytykować parę zdań prologu to niech to zrobi w sposób konstruktywny. To znaczy powód, a następnie argument uzasadniający jego stanowisko. To tyle. Miłego czytania.

PROLOG

.............................................................................................więc, (bez przecinka) z racji tego, iż uznałem, że trzymanie w dalszym ciągu jednego klawisza, (tu też bez przecinka) jest głupie i bezsensowne, postanowiłem zabrać się za pisanie.
Po co trzymałeś ten przycisk w ogóle? Nie zaczyna się zdania od kropki, więc dlaczego to zrobiłeś? Tak, to było głupie i bezsensowne. Kropkę stawia się na końcu zdania, nie na jego początku. Ponadto zdania nie zaczyna się od "więc". "Więc" jest spójnikiem. Czy to źle, że mam dość opka na samym jego początku?
Moja nauczycielka łaciny twierdzi, że "więc" to w ogóle okropny wyraz i zastępuje go "zatem".
.....................................................................................................................nie widzę w tym nic dziwnego.

Chcę tu opowiedzieć, co się wydarzyło przez 52 lata mojego szalonego i jakże barwnego życia, które nie raz i nie dwa skopało mnie porządnie po dupie. Aha, tak w ogóle to jestem, to jestem (nie rozumiem tego powtórzenia. Czy nasz boCHater się jąka?) Paul Bruce Dickinson, ale wszyscy mają się do mnie zwracać Bruce, bo mojego pierwszego imienia wręcz nie trawię.
Nie wykształciłem jeszcze odpowiednich enzymów, które hydrolizowałyby je na pojedyncze literki.

Mam bardzo fajną pracę. Jestem frontmanem w zespole Iron Maiden.
Trochę pobiegam po scenie, trochę pokrzyczę (pokrzyczę? On nie powinien, hm, śpiewać? Ja widzę różnicę. Spytaj, powiedzmy, Axla Rose'a o zdanie. Albo kogoś z Behemotha.) i mi za to zapłacą...i to nie mało.
Rzeczywiście czadowa praca, panie Dickinson. Nie trzeba grać na żadnym instrumencie ani śpiewać... Idealna praca dla człowieka w zespole. Też chciałabym być frontmanem jakiegoś zespołu. Kto mnie przyjmie? Jestem jak nasz Bruce - nie gram na niczym i nie umiem śpiewać, znaczy nadaję się idealnie!
Potwierdzone info.
Swoją drogą, czy to moje zwidy, czy aŁtoreczka rzeczywiście napisała, że główny bohater ma lat pięćdziesiąt dwa? Mnie on bardziej brzmi jak trzynastolatka chwaląca się swoim "szalonym i jakże barwnym życiem", które oczywiście, bo jakżeby inaczej, "skopało ją porządnie po dupie", znaczy facet z nią zerwał i pokłóciła się z przyjaciółką. Straszne.
Taak, odniosłam to samo wrażenie. Z Bruce'a już wyłania się soczysta Mary Sue, która znów oblała test z tej beznadziejnej matematyki.
A propos frontmenów, którzy nic nie robią - słyszałyście o zespole Big Cyc? Jest tam Krzysztof Skiba, który w czasie koncertów tylko podskakuje (z uwagi na to, że jest, cóż, nie najlżejszy, wygląda to dość zabawnie) i zapowiada kolejne piosenki, ewentualnie robi chórki, ale rzadko.

Dziś mamy 10 czerwca 2010 roku. Wczoraj w Dallas zaczęliśmy nową trasę koncertową - promującą nowy
(powtórzenia, powtórzenia, tralalala) album (który się jeszcze nie ukazał, ale co tam (czy ktoś może mnie oświecić, co aŁtorka miała na myśli? "Który się jeszcze nie ukazał, ale co tam, i tak można mu zrobić trasę koncertową"? Czy może "Który się jeszcze nie ukazał, ale co tam, i tak zamieszczę go w moim rozdziale, bo to takie fajne!"? Czy tylko ja mam wrażenie, czy najpierw wydaje się chociaż singla, a dopiero potem koncertuje? Inaczej to nie ma za wielkiego sensu; nikt nie będzie śpiewał krzyczał along z frontmanem, a chyba też o to po części chodzi, hę? Prawdziwe bogactwo i sława jest wtedy, gdy wyruszasz w trasę promującą album, który się jeszcze nie ukazał, a wszyscy i tak znają teksty (swoją drogą, to obecnie więcej zarabia się z koncertów niż z płyt, sprawdzone info.))) - o nazwie „The Final Frontier Tour”. Aktualnie znajdujemy się w Houston. Cholernie tu gorąco, a słoneczko nawet na chwilę nie schowa się za chmury. Może nasz perkusista, się trochę opali.
Rzeczywiście, to takie istotne. Dlaczego więc nie widzę tu dwustronicowego opisu "porcelanowej, niemal przezroczystej" cery tegoż perkusisty?
Bo perkusista w powszechnym mniemaniu jest najbrzydszy z całego zespołu. Nie ma sensu opisywać brzydkich ludzi.

Ja nie rozumiem, jak można mieszkać na Florydzie i być takim bladym. To ja mieszkam w Londynie, gdzie słońca jak na lekarstwo i jestem bardziej opalony!
No, przynajmniej streszczonko jest.
Czy aby na pewno, Bruce?
Mam zdjęcie zespołu z roku 2010. Czy naprawdę Bruce jest bardziej opalony od Nicko (perkusisty?).
Dla nieznających chłopców z Iron Maiden:
od lewej: Janick Gers (gitara), Steve Harris (bas), Bruce Dickinson (wokal, znaczy, przepraszam, frontman-krzykacz), Adrian Smith (gitara), Nicko McBrain (perkusja), Dave Murray (gitara).



Poza tym, czy aby na pewno opalenizna jest tak ważna? Zwłaszcza dla faceta? Dlaczego Bruce chce, żeby Nicko się opalił? Czy on leci na opalonych gości? Ja nie chcę, żeby to było yaoi...
Jak już yaoi, to już chociaż niech będą seksy. Nie chce mi się nudzić przez sześć rozdziałów w bezsensownym oczekiwaniu jak w ostatnich dwóch analizach...
To chyba nieuniknione, drogie KociePorno. Nie zapominaj, że mamy do czynienia z aŁtoreczką, która nawet zacząć prologu nie umie (patrz: początek prologu).
Ideał według Bruce'a:

   
Dobra, trzeba zacząć od początku, bo się za chwilę burdel zrobi w treści moim domu... (bo w treści jest już od pierwszej kropki) a zresztą, najpierw pójdę na piwo. A potem zrobię sobie kanapeczki i je zjem. A potem prześpię się z jedną z dziwek z mojego domowego burdelu. Ty, czytelniku, jesteś kompletnie nieistotny i możesz poczekać. Oczekując, możesz pomyśleć sobie, jak Twoje życie jest nudne i szare w porównaniu do mojego. Stać mnie na piwo i mogę sobie na nie chodzić, bo mnie stać!

 

ROZDZIAŁ 1

***********************************************
Born This Way! In '58 - 01 "Trochę o tym, gdy byłem mały"


Już wróciłem z baru.


Jeszcze musiałem przyprowadzić Dave’a do hotelu. Kurwa, myślałem, że mi twardy dysk wypadnie, a Dave śmierdział jak podkładka pod kufel (czyli korkiem albo plastikiem..?). Ledwo jest po północy, a ten już jest (znów powtórzenia, tralala, tralala) najebany jak ruski czołg (hehe. W końcu coś o czołgach w analizowanych opkach!) I jeszcze myślał, że jestem jego żoną.


Czyli jednak yaoi czy jak? A może gender po całości?

Czy ja wyglądam na ponętną kobietę? No, ewentualnie mógł ją pomylić ze Steve’em albo z Nickiem ...no kurwa nawet z własnym odbiciem w lustrze! Jakoś nie przypominam sobie, żeby Tamara miała krótkie włosy i baki z benzyną w bagażniku obok koła zapasowego. No chyba że od tygodnia się coś zmieniło... Ale wracając do mej zacnej osoby. (to wypowiedzenie jest nieskończone - imiesłów przysłówkowy współczesny, występując w zdaniach złożonych nadrzędnie w ich części podrzędnej,  wymaga części nadrzędnej zdania; to tak, jakbym napisała "Jedząc kanapkę.". Jedząc kanapkę? Co to w ogóle znaczy? Ano nic nie znaczy. Dokładnie ta sama zasada obowiązuje w tym zdaniu. Ono nic nie znaczy. Nic!
Poza tym, od "Ale" zdań się też nie zaczyna.)
Oczywiście. Jesteś jedyną osobą, która nas interesuje. Gary Stu Mary Sue. To musi być Męska Mary Sue, bo za dużo tu genderowych rozeznań + 10.

Urodziłem się 7 sierpnia 1958 roku w Londynie. Jestem szlachetnie urodzony (Oczywiście. Gary Stu Męska Mary Sue +50) i pochodzę z bardzo, naprawdę, bardzo starej rodziny, której korzenie sięgają Wilhelma I Zdobywcy. Moi rodzice – Diana i John – nie mieli nigdy czasu zająć się moim wychowaniem. Ale nim zajął się mój dziadek, z którym mieszkałem w ogromnej rezydencji w Chiswick.
#bogactwo
Może jego alter ego jest Lindsay Lohan..?


Jak wspomniałem wcześniej, moi rodzice nie mieli czasu się mną zająć, co nie przeszkodziło im w zrobieniu kolejnej szóstki dzieci. Gdzie tu logika? Nie wiem.
Może nie mieli czasu zająć się tyko tobą? Byłeś po prostu złym dzieckiem. Przykro mi, Bruce.
Może był rudy za młodu? To by było dość logiczne.  

Więc miałem szóstkę rodzeństwa. Najmniejsza różnica wieku była między mną a bliźniakami Wiliamem i Edwardem. Wynosiła ona pięć lat. Rok po nich urodziła się pierwsza z jakże moich pięknych sióstr (to miało być poetyckie? To nieudany sarkazm, jak mniemam.), Maria. Po niej miałem znów dwóch braci. Nicholas był osiem lat młodszy ode mnie, a Justin, czarna owca rodziny, dziesięć lat. A na końcu, druga moja cudna siostra, Elizabeth
Faceci nie mówią tak o swoich siostrach. Wyczuwam kazirodztwo.

Jest piętnaście lat młodsza ode mnie, ale to nie przeszkadza nam w naszych relacjach seksualnych.
Mówiłam!
Patolka jak na mojej dzielni!
Piętnaście lat to nic nadzwyczajnego, gorzej, jakby była młodsza o, powiedzmy, 3 miesiące. To byłoby coś.

No ale w końcu jestem też ojcem chrzestnym jej córki Natalii (którą właściwie to ja wychowuję), więc tak trochę dziwnie by było, gdybyśmy darli ze sobą koty, prawda?
Darcie kotów jest bardzo metalowe, a ty należysz do zespołu metalowego, więc ja nie widzę żadnego problemu. To marnotrawstwo!

Chciałem jeszcze wrócić na chwilę do mojego dziadka, który niewątpliwie będzie się przetaczał przez tą
ę opowieść, a poza tym (ja) zasługuję by o nim wspomnieć, choćby parę zdań.
Urodził się on 1 lipca 1903 roku. Żyje
on do dziś. Dojdę ja do tego później, jak to jest możliwie. Jego żona, a moja babcia, zmarła kilka dni po tym jak urodził się mój ojciec. Nazywała się ona Wiktoria.
Who cares? (Jak tutaj).
Corpse Bride! *.*

Miał także trzech braci. Alpinista Henry, był jednym z pierwszych zdobywców Mount Everestu, ale niestety w drodze powrotnej, nieszczęśliwym splotem wydarzeń stracił życie, na samym dole góry. Drugim był generał RAF-u – George. Zginął w latach pięćdziesiątych w wypadku samochodowym.
(zapamiętajcie tę śmierć, drodzy Czytelnicy) Harry – jego trzeci brat – był współkonstruktorem bomby jądrowej. Został zastrzelony, zaraz po tym, jak pierwsza głowica była gotowa. 
Oczywiście wszyscy są super-sławni. Gary Stu Męska Mary Sue +50.

I jego najlepsi (ale także nienormalni
(także? Kto jeszcze był nienormalny?)) przyjaciele. Cóż on by począł bez nich? Zanudziłby się chyba na śmierć.  
Tak by było chyba lepiej dla tego opka...

Felix i Tamara Dover. Są małżeństwem. Ponad to Felix jest asystentem dziadka. Felix z Tamarą uwielbiają się chyba ze sobą kłócić. Ostatnio jak ich spotkałem to kłócili się o kubek kawy zostawiony na nocnym stoliku. To ja w takim razie nie wiem, jak wytrzymują ze sobą w małżeństwie przez prawie dziewięćdziesiąt lat. 
Jasne, bo żadne małżeństwo się ze sobą nie kłóci. Ty, Ałtoreczko, pewnie o tym nie wiesz, ale to najbliżsi sobie ludzie najczęściej się kłócą o jakieś drobnostki, typu właśnie kawa zostawiona na nocnym stoliku.
Poza tym nie warto byłoby połączyć zdania z tego fragmentu chociaż w pary i pokazać, że ma się poziom pisania choć trochę wyższy niż późne lata podstawówki?
Czy wszyscy w tym tworze są EKSTREMALNIE długowieczni? Najstarsze małżeństwo w Anglii obecnie jest w legalnym związku od 77 lat... (źródło: figa.pl, jakkolwiek to nie brzmi).
Może aŁtorka za początek małżeństwa uznaje pożyczenie łopatki w piaskownicy?

Jest także i Alicia Mayall. Jest ona wdową, ponieważ jej kot zginął w niewyjaśnionych dotąd okolicznościach, pod koniec lat czterdziestych.
I wracając znów do mnie.
(znów nic to nie znaczy)
Pewnie. To najważniejsze. Męska Mary Sue +20.

Od siódmego roku życia chodziłem do prywatnej szkoły Chigwell. Miałem też tam dwóch dwóch (jednak się jąka) najlepszych przyjaciół – Eryka Dover’a (tak, tak, to jest wnuk Felixa) i Klaudię White (BFF! Bracia Figo Fagot?). Do dziś utrzymujemy ze sobą kontakt. 
Więc trzymaliśmy się zawsze razem. Ale oczywiście, musiała znaleźć się też trójka „przyjaciół”, która nas nie cierpiała. A to chyba już jakiś standard w szkołach. 
Nieprawda. Mnie wszyscy uwielbiają. Poza tym, uczniowie mojej szkoły nie łączą się w trójki.
Przyjaźń w trzy osoby na dłuższą metę nie działa. #potwierdzoneinfo
Nie mogę nic dodać do tak niepodważalnych i prawdziwych twierdzeń internetowych socjologów.

Ale do rzeczy, tą trójką dla nas byli – Paul Floyd, Alex Mayer i Denis Stein. O Chryste, ale my się nienawidziliśmy. Ale o ile była to nienawiść zawarta w słowach, to nie było tak źle. Gorzej było, gdy doszło do rękoczynów. Pierwszy raz Paul, rzucił się na mnie gdy mieliśmy po dziesięć lat... 
Zapamiętajcie wiek Bruce'a w tym momencie utworu, kochani.
Dużo tu do pamiętania. Wiek Bruce'a, śmierć pilota RAF-u... Powinni zrobić Ogólnopolską Olimpiadę Wiedzy Gównianych Opowiadań Z Internetów.
Wygrałabym. Są za to jakieś dodatkowe punkty na studia?
Są. W Radomskim Instytucie Nauk Socjopatycznych.

Czerwcowe, słoneczne (a jednak Bóg czasami słucha modlitw londyńczyków) południe. Mieliśmy przerwę w zajęciach lekcyjnych, więc w trójkę siedzieliśmy na murku fontanny (dodam, że bardzo głębokiej (Po co nam ta wiedza? Bogactwo. Nie każdego stać na wykopanie bardzo głębokiej fontanny. Dowód empiryczny: masz bardzo głęboką fontannę, Opuncjo? Oczywiście. Dwie w ogródku przed domem. A co? No widzisz, a ja znam gościa, którego kolega nie ma. Biedak. Rzeczywiście bieda. Chyba powinieneś przestać się z nim zadawać.)) i rozmawialiśmy. Po jakiś dziesięciu minutach, (nope nope nope; czy naprawdę tak trudno jest nauczyć się zasad używania przecinków? To pewnie dlatego, że Word tego nie poprawia...) zobaczyliśmy nadchodzącego Paula ze swymi pomagierami. 
Jak w amerykańskim filmie dla nastolatek, tylko wersja męska. MĘSKA MARY SUE!!!

-Ale on wściekły, zupełnie jak pięści Węża – zauważyła Klaudia.
-Piętnaście minut temu położyłem go na łopatki,
podczas lekcji szermierki – wytłumaczyłem z nieukrywaną dumą.
-Widać, że musiałeś mu porządnie dokopać – dodał Eryk.
-Ja i nauczyciel także – odparłem.
-DICKINSON! – ryknął, gdy był jakieś dziesięć kroków przede mną, po czym podszedł i stanął nade mną
(znowu powtórzenia). Nic nie odpowiedziałem, tylko patrzyłem na niego przenikliwie, a on na mnie łypał spode łba.
-Przez ciebie muszę zostać po lekcjach – wysyczał przez zęby.
-Nie moja wina, że jesteś ofermą – odparłem.

Dlaczego Paul musiał zostać po lekcjach? Czy w tej szkole za złe wyniki się zostaje po lekcjach? Za złe wyniki na lekcjach SZERMIERKI? Zostawałbym.
 
I to był błąd. Jego twarz przybrała wyraz chęci dzikiego mordu, a do tego podniósł do góry pięści. 

Tak to wyglądało. Twarz znaleziona po wpisaniu w Google Grafika "twarz dzikiego mordu".

Wystraszyłem się i to porządnie. A wtedy stało się coś dziwnego. Otóż momentalnie obraz przed oczami mi wyblakł, wyostrzyły się wszystkie moje pozostałe zmysły, a w dodatku miałem wrażenie, że wszystko dokoła spowolniło swój bieg czasowy, a wszystkiego dopełniało moje ogłuszające wręcz, bicie serca. Z wielką dokładnością widziałem pszczołę, która przeleciała Paulowi przed nosem, a zaraz potem dostałem pięścią w nos (znowu powtórzenie? To się staje nudne) i wpadłem do wody, która momentalnie dostała się do nosa i do ust. Wpadłem w panikę i zapewne bym się utopił, gdyby nie to, że nauczyciel geografii (skąd on się tam wziął? Dlaczego żadne z jego BFF go nie wyciągnęło?) złapał mnie za ubranie i wyciągnął do góry. Gdy już mogłem oddychać...przecież ja to powietrze łapałem łapczywie, wypluwając przy tym wodę. W dodatku poczułem, ze coś mi cieknie z nosa. No tak, Johnnie Walker krew. Pan Phil Collins (tu wszyscy są sławni) przyłożył mi chusteczkę do nosa, a potem wyprowadził z fontanny. W około stało pełno uczniów z różnych klas, a Paul był trzymany za kołnierz przez wicedyrektora (a ten skąd się tam wziął tak szybko?).
-Rozejść się! – rozkazał – Nie macie nic do roboty?

Dziesięć minut później siedziałem, nagi, zgwałcony, zawinięty w ręcznik, w gabinecie dyrektora wraz z Paulem. Było mi mokro, zimno i jeszcze raz mokro. A poza tym, i co chyba najważniejsze, moja duma dupa była urażona. Ja mu jeszcze pokaże, temu skur...nagle do gabinetu wparował dziadek. Miał wygląd pięćdziesięcioparolatka, a na głowie burzę siwych włosów, ubranych w garnitur. Jak zwykle. Gdy mnie zobaczył, to wytrzeszczył oczy. Miałem krew na kołnierzu, i pewnie trochę spermy na twarzy.
-Co to ma znaczyć? – zapytał,
z ćwierćnutą gniewu w głosie. Wtem dołączył do nas ojciec Paula, cały pobladły ze strachu.
-Skoro już obaj panowie są, to przejdę do konkretów – zaczął dyrektor
. – Pół godziny wcześniej mieliśmy bardzo nieprzyjemne wydarzenie w naszej szkole. Otóż pan Floyd, bezpodstawnie (skąd on wie, że bezpodstawnie? Przesłuchał świadków?) zaatakował młodego pana Dickinsona, gdy ten siedział wraz z przyjaciółmi przy fontannie. Gdyby nie szybka interwencja nauczyciela geografii, to sądzę, że pana Dickinsona, by tu nie było...
-Słucham? – przerwał dziadek – Sugeruje pan, że co?
-Że pański wnuk się prawie utopił – odpowiedział. Zapadła chwila ciszy, w trakcie której ojciec Paula zerkał w naszą stronę z przestrachem w oczach.

Ile on siedział w tej wodzie? Godzinę? Dwie? Jestem pewna, że nawet po dwóch-trzech minutach by mu nic nie było, a z opisu Ałtoreczki wynikało, że nauczyciel go wyciągnął niemal od razu. Wciąż nie wiem, dlaczego żaden z jego przyjaciół mu nie pomógł...
Dobra, ja wiem, że fontanny mogą być głębokie, i praktycznie zawsze mają śliskie dno, ale bez przesady! Po co jeszcze dodatkowo wszystkich martwić?

-I co zamierza pan z tym zrobić, panie dyrektorze? – dziadek przerwał ciszę.  

- Paszteciki.

Tak! ♥

-Cały czas nad tym myślę, panie Dickinson. (bez kropki) – odpowiedział, a raczej westchnął. Zapadła chwila ciszy, jednej z tych cisz, która jest wręcz ogłuszająca. 


-Więc pomogę panu, panie dyrektorze – zaczął dziadek – Wiem, że dzisiejsze zdarzenie jakie wydarzyło
(wtf?), było groźne dla mojego wnuka, lecz uważam, że nie powinien pan jak na razie usuwać Paula ze szkoły. Przynajmniej na razie, jeżeli zdarzyłby kiedyś podobny incydent, wtedy zrobię wszystko aby został wydalony ze szkoły. Powiedzmy, że jak na razie daję mu drugą szansę, że tak ujmę – zakończył. 
Bo dziadziuś jest ważniejszy niż dyrektor...
Bo jest dziadziusiem Męskiej Mary Sue!

-Oczywiście panie Dickinson. Zgadzam się z panem – powiedział dyrektor.
-Świetnie. Bruce, wychodzimy - zwrócił się do mnie, a ja wstałem i ruszyłem w kierunku drzwi. Jeżeli ojciec Paula milczał przez cały czas jak zaklęty, to teraz się odezwał. 

A jeżeli nie milczał cały czas jak zaklęty?
Logiczny burdel +20

-Paul, przeproś go natychmiast – szepnął do Paula, co nie umknęło uwadze dziadka.
-Panie Floyd, sadzę, że w tym wypadku przeprosiny nic nie dadzą. Radzę panu zająć się wychowaniem syna i wziąć sobie do serca, to, że będzie on jeszcze chodził do tej szkoły – powiedział i pchnął mnie lekko za drzwi. Na odchodne, rzucił jeszcze „do widzenia”. 

Dziadziuś-badboy. Interesująco zapowiada się to opko...
A poza tym przeprosiny są bardzo ważne. Dlaczego nikt nie dba tu o zasady moralne?
 

-Jak się czujesz? – zapytał, gdy wsiadaliśmy do samochodu.
-Na szczęście,
(Opuncja ma już dość poprawiania przecinków) nie jak trup – mruknąłem. 
To miało być zabawne? Nie było.

-Na szczęście – przytaknął - Opowiedz mi, jak doszło do tego całego zdarzenia – poprosił. Więc,
(ale jednocześnie nie zniesie psychicznie tego, że są powstawiane w zupełnie randomowych miejscach; ugh) opowiedziałem mu wszystko z dokładnymi szczegółami (pleonazm; nie ma czegoś takiego jak "niedokładne szczegóły"), niczego nie pomijając. A on słuchał mnie z uwagą, czasami kiwając głową.  
Może headbangował? Nie zapominajmy, że rozmawiał z wokalistą Iron Maiden!

Potem moją uwagę, przykuł sygnet znajdujący się na małym palcu prawej dłoni dziadka. Był on cały ze złota z wygrawerowaną pierwszą literą nazwiska po środku, a po bokach ozdobiony wzorami nie z tej ziemi. 
Więc skąd, z Gallifrey?

(pismo Gallifrey)

Wyglądało to na żmudną pracę. 
Sygnet wyglądał na żmudną pracę? Co? Dobrze się czujesz, Ałtoreczko? Nie musisz wziąć leków jakichś?

Chciałem taki dostać już teraz. Normalnie każdy dostawał taki na osiemnaste urodziny. 
Ja nie dostałam! *protestuje* Czy to znaczy, że *zaczyna szlochać* rodzice mnie nie kochają? *płacze histerycznie* 


"Dostałem w nos i wpadłem do fontanny, gdzie prawie utonąłem. Leciała mi krew z nosa. Ostatnie kilkanaście minut spędziłem u dyrektora. Opowiadałem o zajściu dzia - wow! Ale świetny sygnet! Zupełnie czadowy! Też chciałbym taki mieć! Teraz. Ewentualnie na urodziny."
 
Ale ja nie jestem każdym. 
No pewnie, że nie! Męska Mary Sue +30

-Kiedy ja dostanę swój? – zapytałem, czy raczej zajęczałem. Dziadek spojrzał na mnie. Wiedział też doskonale, o co mi chodzi. Jakże by nie mógł wiedzieć, skoro prawie codziennie pytałem się
(go! Jego pytałeś! Chyba że stawałeś przed lustrem i samemu sobie zadawałeś to pytanie.), kiedy dostane własny sygnet. Szczerze powiedziawszy, to dziwię się dlaczego dziadek nie zwariował od tego jęczenia. 
Ja już mam dość. Ale dziadziunio jest badboyem przecież. 

-Na pewno nie wtedy, gdy będziesz cały czas o niego jęczał – usłyszałem w odpowiedzi – Naucz się cierpliwości, młodzieńcze.
W taki oto sposób został zakończony temat sygnetu, a ja postanowiłem, ze więcej o niego już nie zapytam. Może coś tym zdziałam.
Piętnaście minut później,
jechaliśmy przez bardzo długi podjazd, na końcu którego stała imponujących rozmiarów fontanna (znowu? Czy Ałtorka ma jakiś fontannowy fetysz?). Wyszliśmy z samochód, a kierowca (bogactwo) pojechał odwieźć samochód (znowu powtórzenia...) do garażu.
Potem weszliśmy do holu. Podłogi, schody i balustrady były wykonane z marmuru. 

#bogactwo

-Rany Boskie! – zawołał Felix, który nagle zmaterializował się przed nami. 

#magia #aletoniejestjużopkooharrympotterze!

Ja podskoczyłem, wystraszony jego nagłym pojawieniem się, a dziadek krzyknął:
-Chryste, Felix! Stary durniu, zawału przez ciebie dostanę.
-Nie przesadzaj, ty stary hipochondryku – odparł, po czym znowu przykułem jego uwagę – Bruce, co ci się stało?
-No,bo ten,bo – pomruczałem pod nosem.
-No widzisz, mój drogi Felixie, nie wszyscy są w stanie pogodzić się z porażkami z godnością – odpowiedział wymijającą
(wymijającą? wymijającą odpowiedzią? wymijającą kanapką? wymijającą ręką? Rakietą balistyczną. Na pewno o to chodziło.), a potem zwrócił się do mnie: - Bruce, idź się przebierz w suche ubrania, bo jeszcze się rozchorujesz.
-Jasne – mruknąłem w odpowiedzi i obiegłem
(pytania pomocnicze - kogo? co?) w górę schodów.
-To co się w końcu stało? – usłyszałem jeszcze tylko pytanie Felixa.
Po upływie piętnastu minut, stałem pod gabinetem dziadka i pukałem do drzwi. Gdy usłyszałem, ze mogę wejść, uczyniłem to. –
-...jedna z wież World Trade Center,
jest już prawie gotowa – dokończył Felix, a dziadek raczył na mnie spojrzeć. 
RACZYŁ spojrzeć na naszego Męskiego Marysujka! Czy Wy cieszycie się razem ze mną?


Jego tutejszy gabinet był przestronny i utrzymany w ciemnych, brązowych kolorach.
-Coś chciałeś, Bruce? – zapytał. On siedział za biurkiem, a Felix przed nim, na blacie biurka.

Ooooo, yaoi, yaoi, yaoi! Będą seksy?
*KociePorno budzi się do życia*

Ja usiadłem na miejscu gościa, przed dziadkiem.
-Tak, chciałem dostać psa – odpowiedziałem. 

Tak nagle go wzięło na psa? Wpadnięcie do fontanny tak odmienia ludzi?

-Bruce, pies to nie zabawka – powiedział.

Moralizatorstwo! Tak!

-Przecież wiem – odparłem. On wzniósł oczy do nieba.
#badboy #rozkapryszonanastolatka
-I to nie jest twoje chwilowe widzimisię, że ja kupię ci psa, ty przez dwa tygodnie się z nim pobawisz, a potem zapomnisz o jego istnieniu? – zapytał.
-Nie – odpowiedziałem stanowczo – Będę się nim opiekować.
-No jasne, za pomocą służby – zironizował. 

#bogactwo

-Dziadku! – zwołałem oburzony – Ja naprawdę chcę dostać psa – powtórzyłem, teraz niemal błagalnie. On zaczął mi się przypatrywać uważnie.
-No co jest
, Karol? – głos zabrał Felix – Nie kupisz psa, swojemu ukochanemu wnuczkowi?
-Felix, nie podpuszczaj mnie – ostrzegł dziadek – Tu chodzi o żywe stworzenie, a nie o kolejna zabawkę, którą,
pobawi się pięć minut, a potem rzuci w kąt.
-Ale ja naprawdę będę się opiekować psem – ja się chyba powtarzam. Zauważyliście?



I zapadła na chwile cisza. Zapewne dziadek rozważał wszystkie za i przeciw, czy kupić mi psa.
-No niech ci będzie. Kupię ci tego psa – powiedział w końcu. Uśmiechnął się szeroko i jednym susłem
(


)
wskoczyłem mu na kolana i mocno przytuliłem, dziękując przy tym ile wlezie.  
Wyczekiwany fragment przez Opuncję został skrojony do minimum. Ech. 
Ciężkie jest życie Opuncji...

Dziadek rzucił wszystko, co robił. Ppojechał ze mną do hodowli rasowych (#bogactwo) psów, a tam wybrałem sobie bordera collie, któremu dałem na imię Einstein. Ten piesek był taki mały i słodki, z takim super miękkim futerkiem. 
To jeszcze bardziej brzmi jak trzynastolatka, która wreszcie dostała wymarzonego pieska. Miał też różową obrożę z podobizną Justyny Bimber?
Po pierwsze: nim kupi się psa z hodowli, należy najpierw poczytać choć trochę o rasach i zdecydować, która z nich najbardziej pasuje do charakteru właściciela, ogółu rodziny i domu.
Po drugie: żadna szanująca się hodowla nie sprzeda Wam psa ot tak. Przede wszystkim trzeba spotkać się choć raz wcześniej, porozmawiać na temat doświadczenia ze zwierzętami, warunkach, finansach, wszystkim. Hodowla przecież może Wam po prostu nie sprzedać psa, bo stwierdzi, że się nie nadajecie.
Po trzecie: tak o, przyjechali sobie do losowo wybranej hodowli i akurat wówczas mieli te 6-8 tygodniowe szczeniaki gotowe do oddania? Biorąc pod uwagę, że między 9 a 10 (bodajże) tygodniem życia psom nie wolno zmieniać domów, bo przechodzą wówczas dość intensywny rozwój psychiczny.

Parę dni później dostałem swój własny sygnet. W od wewnętrznej strony pierścienia, było wygrawerowane moje pełne imię. Ale się wtedy cieszyłem. 

Cieszymy się razem z tobą, Bruceline (wymyślona przeze mnie żeńska wersja Bruce'a. W życiu nie uwierzę, że w tym opowiadaniu narracja jest prowadzona przez mężczyznę).
Dlaczego dostał ten sygnet w ogóle? Co takiego niby zrobił? Bo nie zapytał o niego przez dwa dni? Rzeczywiście,  niesamowite osiągnięcie. Może nich dostanie jeszcze całe zoo i dziesięć samolotów?
A skąd niby jest Ed Force One?
Linie lotnicze Astraeus. Dla nich pracuje Bruce.
Zbańczyli w 2011 roku. Poza tym, wyrąbali z samolotu siedzenia, by zespół i ekipa mogła zmieścić swój sprzęt. Myślisz, że byle komu pozwolą to zrobić z samolotem? Trzeba mieć badgrandpę.
Albo można też być dyrektorem marketingu rzeczonej linii. Zresztą opko tak bardzo odbiega od rzeczywistości, że ja bym się nie sugerowała niczym, co się wydarzyło w świecie prawdziwym. Może tu Bruce będzie kierował domem publicznym? Albo zostanie prezydentem Stanów Zjednoczonych? Poczekamy, zobaczymy.

Gdy szliśmy w trójkę szkolnym korytarzem, Eryk gorąco komentował błyskotkę na moim palcu.
-No tak, tak to jest, jak się mieszka z
dziadkiem, który w dodatku cię jeszcze wychowuje. Ty dostajesz wszystko, co chcesz. Co za chwilę ci znowu kupi? Australię?


-Ależ Eryku, rozumiem, że jesteś zazdrosny? – odpowiedziałem pytaniem. 

AŁtoreczka najwyraźniej zapomniała, że Brucelinka ma w tym momencie dziesięć lat. Który dziesięciolatek powie "Ależ Eryku..."? To brzmi bardziej jak jego dziadziuś-badboy.

-Tak. U mnie w rodzinie nosi się podobne sygnety, ale co? Eryk takiego nie dostanie, bo nie jest pełnoletni. Ty jak zwykle dostajesz wszystko, w przeciwieństwie co do mnie. 

Straszne.

-Tylko połowę? – zapytała pobłażliwie Klaudia. 

Jaką połowę? O co chodzi?
Dlaczego zapytała "pobłażliwie"? Według internetowego słownika języka polskiego "pobłażliwy" znaczy "wyrozumiały, tolerancyjny" (źródło). Co było wyrozumiałego i tolerancyjnego w pytaniu Klaudii?


(Dave jest gitarzystą Iron Maiden, więc się jeszcze nieraz pojawi, tak sądzę)

-Tak!
-Wybacz, lecz nie uronię łez,
nad twym losem – powiedziałem.
-Egoista – mruknął.
-Ej! – oburzyłem się.
-No przecież żartuję. Co teraz? Muzyka? – zapytał.
-Tak – odpowiedziała Klaudia.
-No to,
Bruce da nam popis swoich umiejętności wokalnych – zaśmiał się. Spiorunowałem go wzrokiem.
-Wcale nie jest aż tak źle – powiedziałem w akcie obrony.
-Ależ skąd. Nawet koty uciekają, gdy słyszą twój cudny śpiew – na końcu zrobił w powietrzu dwa nawiasy. 

Jakie nawiasy? Co się dzieje?
Może miał generator dymu z podpiętym generatorem śmiesznych kształtów?
Dlaczego nasza Brucelinka nie umie śpiewać? Przecież Bruce Dickinson jest naprawdę dobrym wokalistą... ("W 2006 roku piosenkarz został sklasyfikowany na 7. miejscu listy 100 najlepszych wokalistów wszech czasów według Hit Parader." - Wikipedia) Co się w ogóle dzieje w tym opku?
Fakt. Bruce umie śpiewać. Został sklasyfikowany na 1. miejscu listy najlepszych wokalistów heavymetalowych według T-72. 
Jak więc osobnik, od którego koty uciekają, kiedy śpiewa, zostanie wokalistą Iron Maiden o czterooktawowym głosie? (Nie znam się na muzyce, dlatego pytam. Czy to w ogóle możliwe? Bo tak, można rozszerzyć sobie skalę przez ćwiczenia, ale tak bardzo w tak krótkim czasie...?)

Co za człowiek...Ale ja też potrafię go zagiąć.
-To w takim razie, powiedz mi, bardzie o cudnym głosie, datę bitwy pod Termopilami?
-No,
yyyy, na pewno nie w tym wieku – powiedział z ociąganiem się i uśmiechnął się nerwowo.
-No brawo
, geniuszu.
-Możecie się wreszcie zamknąć i zmienić temat? – zapytała Klaudia, ale nie czekając na odpowiedź dodała jeszcze: - Ta dziwna dyskusja do niczego nie prowadzi.
-Teoretycznie – odparłem.
-Praktycznie też – dodała. 

???
Co się dzieje? Czy tylko ja nie rozumiem całej tej sceny?

 
W weekend dziadek zabrał mnie do bazy RAF-u
(dlaczego dziadziuś mógł ich w ogóle tam zabrać? Kim on był? Jego brat Henry z RAF-u, jak było wspomniane na początku rozdziału, zginął w latach pięćdziesiątych, a Brucelinka miała dziesięć lat w '68, znaczy brat dziadunia już nie żył. Dlaczego ktoś ich tam wpuścił?), żebym mógł sobie pooglądać myśliwce, a nawet w nich posiedzieć. Do towarzystwa mieliśmy jeszcze Felixa i Eryka (A Klaudię nie? Dlatego, że jest dziewczyną?). Ja i Eryk siadaliśmy w kokpitach i udawaliśmy, że strzelamy do wrogów. Było bardzo fajnie, no a poza tym nie każdy może ot tak sobie tam wejść, więc czuliśmy się jak, jak jacyś władcy. No w każdym razie tacy mega wryróznieni.
Tacy wyróżnieni, że aż robimy błędy, tacy mega wyróżnieni.
Męska Mary Sue +5
 
5 lat później 

(Czyli Brucelinka & Co. mają po piętnaście lat. Nie wiem jeszcze, czy to istotne, ale Czytelnik powinien wiedzieć takie rzeczy.)

-Paul! Jak ci
lekaże się cofa do obrony to masz "to" robić, a nie atakować! – to były gniewne okrzyki trenera szermierki "tego", wyrzucane pod adresem Paula. Niestety trener nie wiedział, że Paul, nie dość, że lubuje się w osobnikach płci żeńskiej (nie byłabym taka pewna!), to jeszcze nie lubi orgii, preferując sytuacje jeden na jeden.
-Ale z niego debil – powiedział do mnie Colin Farrell, który niewiadomo kiedy do mnie podszedł. Staliśmy na uboczu i przyglądaliśmy się scenie rozgrywającej się przed nami.
-I to jeszcze jaki. On jest chyba jakiś nie reformowany – dodałem. Zamilkliśmy na chwilę, przysłuchując się dawanej reprymendzie.
-To co? Uczynisz mi ten zaszczyt i powalczysz ze mną? – zapytał z szerokim uśmiechem na twarzy.
-Z wielką przyjemnością – odpowiedziałem.
Tak się składało, że Colin był jedyna osobą w tej szkole, która mogła mi dorównać w walce i lubiłem z nim walczyć. A nasze dzisiejsze stracie,
wygrałem z przewagą trzech punktów.
Męska Mary Sue +20

5 godzin później 
Podobają mi się określenia czasu w tym utworze - 5 lat później, 5 godzin później, co za różnica.
Ponadto, nie mam pojęcia, po co była powyższa scena, oprócz podkreślenia wyższości Brucelinki nad wszystkimi.
Żeby czytelnicy nie zapomnieli, jak bardzo jest cudowna i royal.
 
-Właź! – rozkazał Eryk i wepchnął mnie do sklepu muzycznego. Wracaliśmy w dwójke
(co z Klaudią? Jeśli jej tak bardzo nie lubicie, czemu jest waszą BFF?) ze szkoły.
-Czy ty koniecznie musisz się ryć jak świnia do koryta? – zapytałem trochę złośliwie, bo ucierpiało na tym moje ramię. 

Co się dzieje? Jaka świnia? Jakie koryto? Nie rozumiem! *płacze*

-Powiedział ten, który się w ogóle nigdzie nie ryje
(co? Wciąż nie rozumiem. Co on ma niby ryć?) – odparł. – Dobra, idę o coś zapytać – oznajmił i poszedł do sprzedawcy stojącego za ladą. Z racji tego, że nie miałem nic ciekawego do roboty, to zacząłem się przechadzać między regałami.
Cała ta przechadzka skończyła się tym, że kupiłem sobie płytę Deep Purple „In Rock”.
Eryk nie dostał
tego bo chciał w dupkę, ale bardzo zainteresował się moją nową płytą.
-Idę teraz do dziadka, do biura – oznajmiłem – Idziesz ze mną?
-No pewnie, a potem wpadniemy do ciebie i posłuchamy tej płyty, co nie?
-Jasne – odparłem i wzruszyłem ramionami.
Nie wiem
, jak dużo czasu zajęła nam podróż (uuuu, taka niedokładność w pomiarach czasu! Męska Mary Sue -5), w każdym razie nim się oglądnęliśmy, już staliśmy przed biurowcem.
Weszliśmy do środka, wyjechaliśmy
do Iraku windą na najwyższe piętro, w holu zmieniliśmy w żabę recepcjonistkę, która była pochłonięta rozmową przez telefon, i ruszyliśmy dosyć ciemnym korytarzem w kierunku gabinetu dziadka, a po drodze mijaliśmy drzwi do innych gabinetów i pomieszczeniem.
Gdy w końcu stanęliśmy pod jego gabinetem, zapukałem do drzwi. Ale nie uzyskałem żadnej odpowiedzi (albo uzyskałem, tylko nie słyszałem
(tja; po co o tym wspominasz więc?)), więc zapukałem i drugi raz. A potem i trzeci. I czwarty. Za piątym weszliśmy do środka. Obszerny gabinet świecił pustką. Naprzeciw drzwi znajduję się ogromna szyba, która w połowie zastępuje ścianę, a przy niej znajdują się (kolejne powtórzenie...) dwie kanapy i stolik między nimi. Moje ulubione miejsce do siadania, bo fajnie widać Londyn. Położyłem na stoliku kopertę z płytą, a sam podszedłem do biurka dziadka i usiadłem na jego miejscu.
-Felixie – zacząłem, udając głęboki głos dziadka – Co sądzisz o – i tu wziąłem jedną z leżących kartek na biurku i ją przeczytałem – O sprzedaży większej ilości broni Kanadzie?
-Och, Karolu, uważam, ze to doskonały pomysł – odparł
Feliks Dzierżyński, on także udawał głos Felixa – Sprzedamy iTunes i broń, a potem napadniemy na ZSRR. 
Sprzedamy broń, a potem we dwóch napadniemy na największy kraj świata, którym rządzą ludzie adoptowani intelektualnie, zdolni wyrżnąć miliony ludzi bo dotknęły bawełny, rosnącej na ich polach (Wielki Głód na Ukrainie). ZSRR ma od siebie zależny Układ Warszawski i razem z nim ma pod bronią około 3,5 miliona żołnierzy, co jest niczym wobec badgrandpy i jego kolegi, którzy w czasie II Wojny Światowej zmienili się w czołgi Panzerkampfwagen III F, którymi wjechali do obozu Afrika Korps i sprzedali im dywany za wszystkie racje żywnościowe nazistów, przez co po 2 dniach umarli z głodu. Wydaje się legitymacyjne.

-Zaprawdę, genialny plan Felixie. To wspaniale, że jesteś moim asystentem – powiedziałem z udawaną radością. Wtem usłyszeliśmy jakieś podniesione głosy na korytarzu, które z każdą chwilą zbliżały się do gabinetu. Nie minęło ani pięć sekund, a już z Erykiem siedzieliśmy na kanapie, pod oknem, jakby nigdy nic. I wtedy do gabinetu z impetem wpadł dziadek, cały purpurowy na twarzy, za nim Felix, który był tak samo szczęśliwy jak dziadek
(czyli jak? Czy dziadziunio jest purpurowy ze szczęścia?), za na końcu pochodu czwórka pracowników, którzy nieśli sztandary rodem z pochodu 1-szo majowego pierwszomajowego i mówili jeden przez drugiego. Zapewne coś przeskrobali.
-ZAMKNĄĆ SIĘ! – ryknął dziadek. Razem,
(a już było tak ładnie jakiś czas... *wdycha*) z Erykiem, (dwa razy w jednym zdaniu? Dobijasz mnie, dziewczyno) jak na komendę podskoczyliśmy ze strachu. A moje zmysły, (TRZECI błąd przecinkowy w dwóch zdaniach!?) oczywiście uległy wyostrzeniu.
-MAM DOSYĆ WASZEJ NIEKOMET
ENCJI! GDY MÓWIĘ, ŻE MA BYĆ TAK, JAK JA CHCĘ, TO MA BYĆ TAK, JAK JA CHCĘ! ZWALNIAM WAS! WSZYSTKICH! – znów ten ryk. 
Uuu, znów dziadziuś-badboy! Groźnie.

Oni patrzyli na niego w osłupieniu i jeszcze niektórzy z niech zaczęli prosić o drugą szanse. Ale oczywiście to nie tyczyło się Felixa. On jest uprzywilejowany. A Eryk wskoczył mi na kolana i zaczął mnie mocno ściskać, że myślałem, że mnie zaraz udusi. 
Znowu zalążki yaoi!

-OGŁUCHLIŚCIE?! JUŻ WAS NIE MA! – teraz tylko pokiwali głowami i wyszli z pośpiechu.
-KURWA JEGO MAĆ! – rany, ale ten dziadek dziś wkurwiony. Po chwili zauważył nas Felix.
-A co wy tu robicie? - zapytał szczerze zdziwiony. Odpowiedzią było milczenie.
-Chłopcy, dlaczego wy się boicie? – zapytał normalnym tonem dziadek – Przecież to nie po was się darłem, tylko o tych, tych idiotach, nie umiejących wykonać prostych poleceń.
-No bo my,yyyy, ten tego – jąkał się Eryk.
-Eryk, złaź z moich kolan – syknąłem
(nie będzie yaoi...), a potem zwróciłem się do dziadka i Felixa – Ty my już chyba pójdziemy, bo tu dosyć nerwowa atmosfera panuje – zauważyłem.
-No niestety, taki dziś dzień – zgodził się dziadek.
-A dokąd pójdziecie? – zapytał Felix.
-Do Bruce’a, dziadku
, posłuchamy jego nowej płyty – odpowiedział Eryk. Na słowa „nowa płyta”, mój dziadek się zaciekawił, więc podałem mu nowy nabytek.
-O, widzę, że nastał czas na cięższą muzykę. Powiedz potem
, czy była fajna i ci podobała – powiedział. 
Potem:
- Tak, dziadziusiu, była fajna, ale mi nie podobała. 
 
Uśmiechnąłem się do niego. Dziadek jak zwykle wyrozumiały. 
Wyrozumiały? Jaki to ma związek z wyrozumiałością? "Wyrozumiały" to według internetowego słownika języka polskiego PWN "umiejący zrozumieć powody czyichś błędów, motywy czyjegoś niewłaściwego postępowania i skłonny do wybaczania; też: będący wyrazem takiej cechy" (źródło). Ja nie widzę tu niewłaściwego zachowania Brucelinki.
Podobno uśmiech może sygnalizować rozpoczęcie zalotów. No ale żeby własnego dziadka...
Od początku mówiłam, że kazirodztwo.

-No pewnie – odparłem.
-Kierowca będzie czekał na was przed budynkiem – oznajmił dziadek, a my z Erykiem wyszliśmy. 

#bogactwo

Godzinę później siedzieliśmy u mnie w pokoju i słuchaliśmy nowej płyty. Ja siedziałem na łóżku, obok Einstein’a zwinięta
(ona? Einstein nie był przypadkiem psem-chłopcem? Wiem! Brucelinka! Przyznała się do bycia dziewczyną! GENDER!) w kłębek, a Eryk oglądał moje modele samolotów. Już po raz tysięczny raz tysięczny raz. Wtem nagle mnie olśniło.
-Już wiem! – zwołałem
naradę zarządu, a Eryk prawie że wypuścił z rąk model Hawker’a Hurricane’a Mk I. Posłałem mu mordercze spojrzenie, bo to naprawdę ładny model, a on odłożył go szybko na półkę, a potem poprawił, żeby stał równo.
-Co wiesz? – zapytał.
-Wiem kim będę w przyszłości – odpowiedziałem.
-Moim parobkiem? – zapytał. W odpowiedzi, rzuciłem w niego poduszką, ale jej uniknął.
-No przecież żartuję – powiedział.
-No przecież wiem – odparłem – Będę perkusistą.
-Całe szczęście, że nie wokalistą – mruknął.
-Eryk! – zwołałem oburzony – Ja cię kiedyś zabiję. 

Dlatego, że został raz obrażony? Mnie czeka w takim razie jakieś dwadzieścia dziewięć tysięcy śmierci.

-Bruce, przecież wiesz, że mam niewyparzony język – powiedział. 

- Powinieneś zrobić sobie herbatę w czajniku i ją wypić od razu. Wyparza.
-No trudno nie zauważyć, wiesz? Chodź, idziemy z psem na spacer – zdecydowałem, bo płyta się już skończyła.
-A Einstein tak się rwie do spaceru, że za chwilę łapy zgubi w tym pędzie – mruknął Eryk. Wywróciłem oczami
szafę, stojącą w pokoju piętro niżej. Jaki on jest czasami upierdliwy z tymi docinkami.
-Einstein, chodź! – zwołałem psa pospolite ruszenie, któryż to raczył podnieść swój szanowny łeb
(pies też ma szlachetne pochodzenie, a ty mu się dziwisz, Brucelinko?) i spojrzeć na mnie. – Idziemy na pole – powiedziałem. A ten wstał i schodząc z łóżka się przeciągnął. A niby bordery collie są ruchliwe. No nic, w końcu wyszliśmy z tego domu (a z innego?) i ruszyliśmy na spacer.
-Ty na serio mówiłeś o tym graniu na perkusji? – zapytał Eryk.
-Tak, tylko musze się nauczyć grać – odpowiedziałem.
-No to chyba oczywiste.
-Ciekawe
, co na to dziadek... – zamyśliłem się.
-Ja bym się bardziej martwił twoim ojcem, niż dziadkiem – powiedział.
-Yyyy, no też racja – zgodziłem się.
-O Chryste – szepnął Eryk.
-Co? – zapytałem i spojrzałem tam gdzie on patrzył. Niewiadomo skąd, ani nie wiadomo też kiedy, parę metrów przed nami pojawił się Paul ze swymi pomagierami. 

#magia #atonawetniehogwart

-A ci, to zawsze się wpieprzą, wtedy gdy nie potrzeba – mruknąłem. Ciekawe
, czy znów mają ochotę mi dopiec? Raczej teraz nie podrą mi referatu na angielski. Do fontanny też mnie nie wrzuca, bo takowej tu nie ma. Cóż, Erykowi nie wyrwą książek z rąk i nie zaczną nimi rzucać po korytarzu. -Wiejemy czy co? – zapytał szeptem Eryk. 
Cóż, na ucieczkę, to już chyba było za późno. A moja duma nie ścierpi ucieczki. Podobnie jak nie ścierpi poniżenia i to od takiego dupka. Tylko, że miałem taki problem, ze górował nade mną i wzrostem, i masą.
Taki nieperfekcyjny Bruce! O nie!

-No proszę, proszę, kto się tutaj włóczy – powiedział opryskliwie Paul.
-Przeszkadza ci to? – zapytałem wyzywająco. O, wola walki nagle się pojawiła. Nie czekając na jego odpowiedź, podjąłem na nowo: - To ty nam cały czas wchodzisz w drogę. Nic ci nigdy nie zrobiliśmy, a jeśli już, to tylko dlatego, że ty zacząłeś. 

Czyli jednak mu coś zrobili. W dalszej części *spoiler* będą mu robić gorsze rzeczy, niż on im. I kto zostanie ukarany? Na pewno nie nasza kochana Brucelinka. *koniec spoilera*

WIĘC MIŁO BY BYŁO GDYBYŚ SIĘ WRESZCIE ODPIERDOLIŁ! – wrzasnąłem. Chyba cała okolica mnie usłyszała. 
Ciekawe, czy to mu naprawi zdolności głosowo-śpiewackie.

Paul popatrzył na mnie zdziwiony, ale zaraz zdziwienie ustąpiło miejsca wściekłości, tak zresztą często widzianej na jego twarzy.
-Posłuchaj ty...- warknął, ale mu przerwałem.
-Nie, ty posłuchaj, gnojku. Eryk i Klaudia pochodzą z lepszych rodzin niż twoja. Nie wspominam tu już o swojej, bo to niebo a ziemia.

No pewnie. Męska Mary Sue +500000
Czy pochodzenie ma aż tak duże znaczenie? Pieniądze? Władza? Czy naprawdę tylko to się liczy, jeśli chodzi o wartość człowieka? Już nie liczy się jego wnętrze - zachowanie, charakter, inteligencja, poczucie humoru...? Ałtoreczko, dobijasz mnie.
Klasyka:
"Wiesz, co się liczy?
Kiełbasa w odbytnicy".


Lepiej się o ciebie (nie tak - o (kim? czym?) tobie; tam powinno być "tobie") uczymy, potrafimy się zachowywać w kulturalny sposób i nikomu nie dokuczamy.
Jak zawsze perfekcyjny i od wszystkich lepszy. Oczywiście. Swoją drogą, to brzmi jak lista zalet wymienionych przez uczennicę klasy czwartej podstawówki, nie piętnastoletniego chłopca.
Męska Mary Sue +100

Ciekawe dlaczego tylko wasza trójka, a w szczególności ty, nie potraficie się dostosować do norm? – zakończyłem pytaniem. I przez krótką chwile, byłem zdziwiony, że ja to w ogóle powiedziałem. On nie odpowiedział, tylko spojrzał dziwnym wzrokiem na mojego psa. Nie spodobało mi się to, a zaraz potem pchnął mnie z taką siła, że wylądowałem na mokrym chodniku i wypuściłem smycz z dłoni. A potem wszystko potoczyło się już bardzo szybko. Z naprzeciwka najeżdżał samochód, Paul przebiegł na drugą stronę ulicy i zaczął prowokować psa miauczeniem. Jednak pies to pies, nawet tresowany, i Einstein chciał przebiec na drugą stronę ulicy, ale wpadł pod samochód. I zginął. 


Sprawa nie została zgłoszona na policję? Jeśli pies zginął, prawdopodobnie wyrządził jakieś szkody samochodowi. Za te szkody musi zapłacić właściciel psa. Kierowca pojazdu nawet nie wysiadł? Nie chciał pieniędzy za zniszczenia, nawet jeśli nie wzywali policji?
(Uprzedzając pytania - podobno za przejechanie psa nie grożą żadne kary. Smutne, lecz prawdziwe.)
 
Einsteina pochowałem pod jednym z drzew rosnących w ogrodzie, płacząc przy tym jak bóbr. 
Tak emocjonalnie opisałaś tę scenę, Ałtoreczko. Sama mam ochotę usiąść i płakać jak bóbr, a nawet jak pięć bobrów.
Nad tym, jak to jest beznadziejne.

Następnego dnia

Gdy rano zobaczyłem tę bandę
, miałem ochotę się na nich rzucić, rozszarpać, ożywić i wrzucić pod koła pędzącego tira. Klaudia wybiła mi ten pomysł z głowy.
-Jak rzucisz się na nich z pięściami, to sprawisz im tym,
jeszcze większą satysfakcję – powiedziała – A poza tym taki świetny bokser, to ty nie jesteś.
-No i nie dorównujesz im wzrostem i masą – dodał Eryk.
-Nie da się ukryć. Macie rację – westchnąłem.
-Wymyślił
(kto?) jakiś inny sposób, bez robienia za herosa, (naucz się korzystania z przecinków, dziewczyno) rzucającego się na każdego łajdaka z mieczem – powiedziała Klaudia.
Pomysł na jakieś odegranie się wpadł mi do głowy,
podczas obiadu. Po obiedzie mogliśmy wziąć tyle pomarańczy ile mogliśmy zjeść. No więc, ja i Eryk wzięliśmy po parę i poszliśmy na szermierkę. Nie wyrzuciliśmy skórek po owocach do kosza, tylko pochowaliśmy je po kieszeniach. "Mądry plan".
W szatni,
przebraliśmy się i poczekaliśmy spokojnie, aż wszyscy wyjdą. Wtedy wyjęliśmy z szafek buty Paula, Alexa i Denisa i upchaliśmy tam skórki od pomarańczy. Buty odłożyliśmy na miejsce i poszliśmy na salę. Poszło dosyć łatwo, bo oni zawsze przychodzą do szatni równo z dzwonkiem i spóźniają się na lekcję. No dziś spóźnili się wybitnie długo. 
#takazemsta #okropieństwo #nieprzeżyłabym
Tak dużo czasu zajęło im wyciągnięcie skórek od pomarańczy z butów?

Parę godzin później,
siedziałem w domu w gabinecie dziadka i opowiadałem mu o dzisiejszym dniu. O tym jak mi minął konkretnie.
-Ale jak mu mogę jeszcze dokopać? – zapytałem.
-Uściśnij mu dłoń i kopnij w jaja – usłyszałem w odpowiedzi. Co on, drwi sobie ze mnie?
-Co ty...
-Nie, mówię poważnie. A jakby coś, to zawsze możesz powiedzieć, że ja ci kazałem tak zrobić – powiedział. 

Bo dziadziuś-badboy usprawiedliwi mu wszystko. #takbardzoponadprawem #yolo

-Aha, no fajny pomysł. Dzięki – odparłem – A tak w ogóle
, to wiesz co?
-No co?
-Wiem
, co chcę robić w życiu – powiedział z dumą w głosie.
-Co takiego?
-Chce
mój były pies być perkusistą – odpowiedziałem – Muszę się jeszcze tylko nauczyć grać.
-No to chyba oczywiste – mruknął – Ale naprawdę chcesz to robić? No wiesz Bruce, chciałeś już być archeologiem, astronautą, szalonym naukowcem, generałem, obrońcą ludzkości, tudzież Kapitanem
Bombą Ameryką, nie wiem zresztą po jaką cholerę, dyktatorem...
-Yyy, dobra – przerwałem.
-Okej Bruce, mogę ci kupić perkusję i lekcje. Zobaczymy
, co z tego wyjdzie – powiedział. On jest naprawdę cudowny.
-Dziękuję.
-Tylko nie mów nic ojcu, bo ten ma inne plany wobec ciebie – powiedział.

Nazajutrz

-Paul - zacząłem,
dementorzy idą do niego przez korytarz. Obrócił się zdziwiony w moją stronę. – Chciałem cię przeprosić za te wczorajsze skórki od pomarańczy – powiedziałem i podałem mu dłoń. Patrzył na mnie w osłupieniu, nic nie rozumiejąc – Pewnie wczorajsza kara, od trenera cię bolała – tu wreszcie podał mi dłoń, a ja z całej siły kopnąłem go w krocze – Ale to pewnie boli cię jeszcze bardziej, skurwielu. – dokończyłem i sobie poszedłem. A on leżał na ziemi i trzymał się za obolałe jaja.
Dwie godziny później mięliśmy (poprawna forma to mełliśmy) mąkę. Ssprawdź mapki z geografii. Nie umknęło mojej uwadze, że Paul ściąga. Ani też nie mogłem się powstrzymać przed tym, żeby nie powiedzieć o tym nauczycielowi.
Czyli de facto mu o tym nie powiedziałeś. To właśnie oznacza to zdanie.

Parę minut później, na korytarzu ktoś się na mnie rzucił od tyłu. Upadłem na kolana, ale zaraz szybko się podniosłem i odwróciłem twarzą do przeciwnika. No tak, Paul oczywiście.
-Teraz się policzymy – warknął. Chyba wybrał nieodpowiednie miejsce do tego. Szkolny korytarz to kiepskie miejsce
(powtórzenie). Ale też dosyć bezpieczne, no bo zawsze ktoś może pobiegnąć (co?) po nauczyciela w razie czego. 
W takich sytuacjach nie chce się interwencji nauczyciela. Chciałeś zachować dumę czy nie? Wybierz jedną opcję i jej się trzymaj.
Czyż to nie ciekawe, że Brucelinka chce interwencji nauczyciela wtedy, kiedy jej może się coś stać? A kiedy ona coś robi innym, nauczyciela nie chce? Co by było, gdyby któryś z nauczycieli zobaczył, jak kopiesz w jaja Paula, Brucelinko? Czy wtedy też byś się tak cieszyła?

-Daj sobie spokój – powiedziałem. A wtedy on zadał mi cios lewym sierpowym. 

Tak trzymaj, Paul!

Zatoczyłem się, w miedzylesiu czasie moje zmysły uległy wyostrzeniu, spowodowane nagłym przypływem wściekłości. Z pięściami to nie na mnie. Teraz to ja rzuciłem się na niego i powaliłem go na ziemię, a potem od razu uderzyłem go z całej siły w szczękę. I to z taką siłą, jakiej się po sobie nie spodziewałem. Ale on też nie pozostał mi dłużny i przewrócił mnie na ziemię (tak!), a potem chwycił za gardło.
Dalej, Paul! Dasz mu radę!

Teraz to się wystraszyłem, że mnie udusi
Dobrze ci tak.
 
Ale znowu miałem szczęście, bo w jednej chwili Paul był nade mną, w drugiej go już nie było. Odciągnął go nauczyciel szermierki
Kurdełkę; głupi nauczyciel...
Jak dla mnie, Paul wygrał tę walkę. 

Dzisiejszy dzień w szkole zakończył się tym, że Paul wyleciał z hukiem ze szkoły
(powtórzenia...)
*chlipie*

Potem wróciłem do domu, gdzie się dowiedziałem, że ojciec do mnie dzwonił. Więc, należy oddzwonić z powrotem.
-Cześć – przywitałem się, gdy tylko usłyszałem, że ktoś w Paryżu odebrał telefon.

-Witaj, Paul! – zaczął ojciec. Coś dziwnie wesoły. 
-Bruce – mruknąłem, ale mnie zignorował.
-Dziadek mi mówi, że będziesz się uczył grać na perkusji, to prawda? – zapytał.
-Tak, od jutra zaczynam – odpowiedziałem. Czyli rozumiem, że ma to wyglądać na takie mój hobby. 

Mój głowa tego nie wytrzymuje.

 No dobra.
-Ale dzwonię do ciebie, żeby powiedzieć ci coś wspaniałego – powiedział podekscytowany.
-No.
-Masz siostrę, Paul. Nazywa się Elizabeth, prawda
, że pięknie? – zapytał. Nic nie mogło pohamować jego entuzjazmu. Ja natomiast poczułem, ze mi kolana miękną.
-Rany Boskie – wymamrotałem i zemdlałem. 

#takbardzoosiemnastowiecznokobiecy

Obudziłem się na kanapie w salonie, a obok siedział dziadek. Przypatrywał mi się uważnie. Jak zwykle zresztą.
-Co się stało? – zapytałem dziwnie słabym głosem.
-Zemdlałeś – odparł. Wtem wszystko mi się przypomniało.
-O Chryste! – zawołałem.
-Tylko znowu mi tu nie mdlej – powiedział szybko dziadek.
-Ale to jest piętnaście lat różnicy. Jak by będziemy się ze sobą komunikować? – zapytałem
, jęcząc.
- Przez skajpaja, najlepiej. Nowe pokolenie, nowe technologie, bro!
Tak na marginesie, nikt mu wcześniej nie powiedział, że jego matka jest w ciąży? Dzieci nie pojawiają się na świecie nagle. 
Mówi się, że kierownicy produkcji twierdzą, że 9 kobiet jest w stanie urodzić 1 dziecko w ciągu miesiąca, więc w ich myśleniu około 210 kobiet jest w stanie urodzić dziecko w ciągu jednego dnia, co w tym opku jest dość możliwe, bo:
1) wszechobecne bogactwo (zatrudnię 210 kobiet do urodzenia dziecka, kto bogatemu zabroni?);
2) autor
ka (aŁtoreczka się przyznaje do swojej płci) opka ma problemy z myśleniem.

-A ty znowu jęczysz – westchnął dziadek – Przestań się zamartwiać, bo to w niczym nie pomaga. A, i zadzwoń do ojca i powiedz mu, ze żyjesz.

Kilka miesięcy później,
okazało się, że umiem śpiewać. Niesamowite. 
Tak właśnie chciałam to skomentować. Dzięki za uprzedzenie mnie, Brucelinko!

Dziadek to pierwszy zauważył, gdy śpiewałem jakąś tam piosenkę. Od razu kazał mi chodzić na lekcje śpiewu. Ale nigdy nie zapomnę jego wyrazu twarzy gdy stał i się patrzył jak śpiewa w lustrze i nie zatykał przy tym uszu. 
Cool story, sis.
 
Dwa lata później
Co? Już? Jestem zdezorientowana.

Siedzieliśmy w bibliotece. Ja, dziadek i rodzice. W pewnym momencie rozmowa zeszła na tory,
(zbliżamy się do końca, nie denerwuj się, Opuncjo) mojej przyszłej kariery. No w końcu w przyszłym roku studia na mnie czekają
Inwersja!

Ojciec zadał mi pytanie, co chcę robić w przyszłości. Cóż, nikt mu przez dwa lata nie powiedział, że chce być rockmanem.
-Chcę być muzykiem – odparłem – Konkretniej rockmanem. 

Bo tak właśnie się postanawia zostać rockmanem - ach, zostanę sobie nim, co mi tam. Nie umiem na niczym grać i dopiero co odkryłem zdolności wokalne, a ponadto nie mam nawet zespołu, ale tak, zostanę rockmanem. Fajny plan, Brucelinko!

Zapadła grobowa cisza. Ojciec świdrował mnie wzrokiem i zapewne zastanawiał się
, czy powiedziałem to na poważnie, czy sobie z niego żarty robię.
-Ty sobie żartujesz, prawda? – zapytał z lekką pobłażliwością w głosie.
-Nie – odpowiedziałem poważnie. I znów zapadła jedna z tych ogłuszających wręcz cisz.
-Nie, ja się nie zgadzam – powiedział rozdrażnionym tonem. Zerknąłem na dziadka
, szukając u niego jakiejkolwiek pomocy, ale on siedział niewzruszony, niczym posąg Buddy.
-Masz skończyć ekonomię i pracować dla mnie! – powiedział tonem,
nie znoszącym żadnego sprzeciwu.
-Ale ja nie chcę iść na ekonomię,
ani pracować dla ciebie. Chcę ukończyć historię, a potem zając wielkanocny się muzyką. – sprzeciwiłem się. Ale powiedziałem to spokojnym tonem. Nie widziałem potrzeby wrzeszczenia jednego po drugim. Ale on chyba widział taką potrzebę.
-Zapomnij! – krzyknął – Masz robić to
, co ci każę! 
#prawiejakdziadziuś #prawiejakbadboy

Ostatnie zdanie sprawiło, że wściekłość rozlała się we mnie wrzącym strumieniem.

Tworzyła wodospady, które z hukiem rozbijały się o kości, a wąskie strumyczki płynęły paralelnie do naczyń krwionośnych, łącząc się w okolicy serca.

Nienawidzę, gdy ktoś zwraca się do mnie w ten sposób.
-Przestań – powiedział dzidek. 

Skąd się tam wziął Dziodosław? Może to bibliotekarz? 

A ja myślałem, że zapomniał jak się mówi. Ale na niego zawsze mogę liczyć.
-Nie wtrącaj się! – krzyknął ojciec na niego. A nie powinien tego robić. Dziadkowi momentalnie stężała twarz.
-Chyba zapominasz
, do kogo się zwracasz – zagrzmiał – I tak, John, będę się wtrącał do dalszego życia Bruce’a.
-On nie jest twoim synem! – zawołał, ze szczególnym naciskiem na słowo „twoim”.
-Odezwał się ojciec stulecia! – zaszydził z niego – Ja go wychowałem, John, ja. Bycie rodzicem od weekendów i świąt,
(czy to ostatni źle wstawiony przecinek w tym rozdziale?) to żadne rodzicielstwo. Bruce od dwóch lat chce się zajmować muzyką i będzie to robił, (nie :( ) jeżeli tak będzie chciał.
-Ja się nie zgadzam! – znów krzyknął. Dziadek gwałtownie podniósł się z fotela.
-Nie masz nic do gadania! – on też krzyknął, ale do mnie zwrócił się normalnym tonem – Bruce, wyjdź stąd – pokiwałem głową, wstałem i ruszyłem w kierunku drzwi. A dziadek podjął tyradę na nowo:
-Dopóki ja żyję, to ja będę decydował o wszystkim w tej rodzinie! 

Bo to jest coś zupełnie innego niż to, co powiedział tatuś stulecia. Tyle że dziadziuś jest bardziej badboyem. Bardziej badboyów ludzie się słuchają.

Nie usłyszałem
, (smutne jest życie Opuncji...) co dalej było, bo zamknąłem drzwi. Przynajmniej nie będę musiał przysłuchiwać się awanturze, bo nie miałem na to szczególnej ochoty.
No tak. Bo ta awantura KOMPLETNIE cię nie dotyczy, Brucelinko. Ale tak, wyjdź sobie i udawaj, że nic się nie dzieje.
Męska Mary Sue +25.


*********************************
Mam nadzieje, że się Wam podobało. To jest pierwsza cześć, więc gruszek na wierzbie nie ma.
Mnie się nie podobało. Chcę gruszkę, może być nawet na wierzbie. W kolejnym rozdziale będą gruszki?
Nie. Bardzo nie.

1 komentarz:

  1. Zadziwia mnie kontrast poziomu opowiadania-próby używania lepszej jakości polszczyzny, zwłaszcza w porównaniu do poprzednich "dzieł", szczegóły techniczne, o których pustogłowa 13stka nie ma prawa wiedzieć (model samolotu) i ogólnie jakieś lepsze pojęcie o świecie kontra jak zwykle naiwność i infantylizm godny przeciętnej nastolatki XXI w. Coś w niej walczy!

    MGr.

    OdpowiedzUsuń