wtorek, 15 lipca 2014

#10 Gang gangsterów-tancerzy i panna Oleńka, czyli co "Eliksir Sofoklesa" robi z gimbusem

Kochani Czytelnicy!
Przed Wami kolejna wakacyjna analiza! Tym razem czeka na Was opko pełne akcji. Pościgi, wybuchy, nagłe zwroty akcji - tu jest dosłownie wszystko. (No, może nie do końca, ale wiecie, tak to lepiej brzmi). Zaczyna się niby spokojnie, ale aŁtoreczka przygotowała miejsce i na przystojnych młodzieniaszków, i na rodziców nieprzejmujących się swoimi dziećmi, i nawet na gang uliczny. Dodajcie do tego trochę typowej gimbusiarskiej imprezy, kumpli-zdrajców, szczyptę aspektów politycznych, a całość posypcie kompletnym brakiem logiki - i opko gotowe!
Smacznego!
(Ponadto znajdziecie tu obiecany przez T-72 gratis, a także drugie, krótsze, lecz wciąż nielogiczne opko tej samej aŁtoreczki.)

Zanalizowali: KociePorno (zmieniająca kolor z oczojebnej magenty na truskawkową czerwień), Opuncja i T-72.

Link dla chętnych znajduje się tu.

Rozdział 1

OLA *POV*
Co ciekawe, nigdzie dalej jakiekolwiek inne "POV" (dla mniej doświadczonych - "point of view") się nie pojawia. Po co więc nam ta linijka? Czy aŁtoreczka naprawdę uważa czytelników za tak głupich, że się nie domyślą, z czyjego punktu widzenia prowadzona jest narracja? Sugeruję otworzyć kiedyś dowolną książkę, aŁtoreczko. Jeśli znajdziesz tam informacje typu: "Teraz narrację prowadzić będziemy z punktu widzenia boCHatera X", to musi być naprawdę wyjątkowa książka. Nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek taką czytała.
A btw: jeśli już pchamy się w angielski, to chociaż poprawnie: Ola's.
 
Jestem uziemiona, mam szlaban, a poproszono mnie bym przygotowała muzykę i alkohol na imprezę u Kamy.
Muzyka i alkohol to dwie trzecie tego, co jest na niemal każdej imprezie. Kama oferuje więc lokal i jedzenie. Chyba że jedzenie też ktoś inny ma przygotować... Czy naprawdę nie może zrobić tego sama? Jak już organizuje imprezę, to niech zorganizuje ją porządnie, do jasnej anielki! Zwłaszcza, że na alkohol pójdzie zapewne najwięcej kasy, bo po to nastolatkowie zwykle chadzają na imprezy.
Zresztą z tego, co później można wywnioskować, boCHaterka i tak nie ma 18 lat, więc musiałaby udać się do "tego podejrzanego sklepu na rogu", w którym cichym głosem dwunastolatki proszą o swoje pierwsze czerwone Marlboro (bo przecież mocne) i alkohol właśnie.
Poza tym, jak sama miałaby przetransportować niezauważona tyle wódy???

Nie potrzebnie pokłóciłam się z rodzicami o pokój, ale ja nie będę mieszkać z 10 letnim bratem.
Niech marznie pod mostem, ja muszę gdzieś przeglądać moje świerszczyki!
Nieważne, że nie ma dodatkowego pokoju - starych wywalić na kanapę w salonie, a samemu zająć ich sypialnię!

Muszę napisać do Łysego, on mi załatwi alkohol, a muzykę to łatwo, dam im jakieś płyty Linkin Parku i niech się cieszą.
LINKIN PARK???? HAHAHAHAHAHAHAHAHAHHAHAA
Czasem chodzę na imprezy, wbrew pozorom. Na żadnej nie leciało Linkin Park. Dlaczego? Otóż impreza jest po to (zwykle), żeby się dobrze bawić. Wytańczyć, powygłupiać, niektórzy lubią się do tego upić. Zamierzacie tańczyć do tego lub tego? (Chyba że to impreza dla nu-metalowców, którzy będą się elegancko gibać lub pogować (?), wtedy się nie czepiam. Ale wątpię.)
(Poza tym, ale to moja personalna opinia, Linkin Park ssie.)

"Macie Linkin Park i się cieszcie, cebulaki, pff".

Rozmyślałam właśnie jak im to donieść, gdy do mojego mieszkania weszła Wera.
Bez pukania. Bez pozwolenia. Przez okno.
Ponoć wszystkie tró best friends forever tak robią - traktują dom przyjaciółki jako... cóż, swój dom.

-Heeej Ola.-uśmiechnęła się.
-Cześć Wera. Wiesz..ratujesz mi życie.
-Co?
-No bo nie mogę iść na imprezę u Kamy i...-miałam dokończyć, ale przerwała mi.
- Jak to do cholery nie możesz iść?!-krzyknęła zdenerwowana
-Mam szlaban, pokłóciłam się ze starszymi, a miałam im donieść parę rzeczy i myślę, że możesz im to donieść.-zamknęłam oczy czekając na jej reakcję
-Czy ty jesteś chora?!
Let me guess, że nawet gdyby panna Ola miała gorączkę i zapalenie ucha środkowego, to reakcja panny Wery byłaby taka sama.
Wszystkie tró best friends forever tak robią, KociePorno. Co z tego, że jesteś chora? Kama Cię potrzebuje!

Trudno szlaban jest nie istotny, przecież nie chcesz zawieść Kamili. Uciekniesz a ja ci w tym pomogę.
-Nie wypali, mój młodszy braciszek wszystko wygada. Idiota kompletny.
-Nie bo uwzględniłam to. Idź się spakować, bo zostajemy tam na noc.
Zastanawiam się, co ona zrobi temu braciszkowi, skoro planują nie wrócić na noc, a Ola ma ze swoim bratem razem pokój. Zaćpie go tak, że nie będzie nawet pamiętał swojego imienia?
Zdejmie bluzkę i ukaże mu swoją klatkę piersiową, jednak zamiast cycków będzie karteczka przyklejona taśmą klejącą z napisem "Tu kiedyś beda cyce xD". Tak się załatwia interesy z facetami. 

Zmrużyłam oczy, spojrzałam na nią i poszłam obrażona do toalety.
-To ja cię spakuję, bo wydaje mi się, że ty szybko tego nie zrobisz ofermo! - usłyszałam głos Weroniki z za drzwi.
Bardzo miła ta panna Wera. Chciałabym mieć przyjaciółkę, która naprowadza mnie na złą drogę i uważa za ofiarę losu.

Usiadłam na krześle w toalecie (po co komu krzesło w toalecie? Dwuosobowe kabiny! (link) ) i rozmyślałam czy może jednak zostać w domu, bo w końcu nie chcę kolejnego przypału. Ostatnio po domówce wróciłam do domu nietrzeźwa, a moi rodzice prawie kazali mi się wyprowadzić, więc nie chcę tego powtórzyć.
Po pierwsze - ile lat ma panna Ola???
(Pewnie gdzieś między szesnaście a osiemnaście, bo to chyba ulubiony wiek aŁtoreczek. Nie dość, że mieszkasz z rodzicami, więc nie musisz przejmować się płatnościami za mieszkanie lub jedzenie, to jeszcze chodzisz na imprezy, a ponadto masz do dyspozycji szkołę, w której możesz poznać tró low.)
Po drugie - najwidoczniej Ałtoreczka nigdy nie wróciła pijana do domu, bo jakoś nie wyobrażam sobie rodziców, którzy z tego powodu chcą wywalać dziecko z domu.
Po trzecie - przynajmniej wróciła, nie?
Niektórzy mają tak, że jak wracają do domu, to ich rodzice wzdychają "Ach, znowu Ty...".

Przyszła do mnie wiadomość, może to jakiś znak jeśli chodzi o mój dylemat.
OD:ŁYSY
PRZYWIOZĘ ALKOHOL, ALE W ZAMIAN MUSISZ MI POMÓC
Telefon Łysego ma jakąś zrypaną autokorektę, skoro pisze wszytko wielkimi literami...

Chwilę zastanowiłam się o co mu chodzi, ale zaraz odpisałam.
DO:ŁYSY
OK, A W CZYM MAM CI POMÓC?
Telefon Oli też?

Wiem, że Łysy lubi się wkręcać w różne brutalne sprawy, już nie raz został pobity, a grozili mu tyle razy, że nie da się policzyć, ale zwykle z tego jakoś wychodził.
Skoro tak to lubi, to musi sobie dawać radę.

On jest moim przyjacielem, gdy się w coś wplątałam on mi pomagał i był w tym najlepszy. Jest ode mnie 3 lata starszy, ale chodzi do 3 gimnazjum, bo przez porachunki z kolegami kiblował.
A nie przez, na przykład, brak jakiegokolwiek zainteresowania nauką?
To znaczy, że Ola też jest w gimnazjum! Lub w podstawówce. Anyway, nie ma więcej niż szesnaście lat.

OD:ŁYSY
PRZYJEDŹ NA IMPREZĘ TO POGADAMY
Tak, to był znak, że muszę iść na tą imprezę.
Znak od Latającego Potwora Spaghetti!

Miałam odpisać, gdy Wera weszła do toalety.
Bez pukania. Ola mogła korzystać z ubikacji, co większość ludzi robi w toalecie. Ale co z tego - przecież Wera jest jej BFF. BFF mogą robić takie rzeczy.
Z moich obserwacji wynika, że kobiety w wieku gimnazjalnym zawsze ruszają do toalety stadami. Nic dziwnego.

Niby tak, ale to dotyczy tylko publicznych toalet, nie prywatnych, domowych.
No wiecie, Hermiona poszła raz sama i napadł ją troll...
Dokładnie o to mi chodziło, KociePorno.

-Z kim piszesz?-zapytała zakładając mój plecak na ramię.
-Z Łysym, a co?-rozłożyłam ręce i pokiwałam głową.
-Z tym pieprzonym kryminalistą?!-zrobiła wielkie oczy.
-Przecież wiesz, że się z nim przyjaźnię, a to, że ty go nie lubisz to twój problem.
-Ostrzegam, bo jak cię wciągnie w to gówno, którym zresztą jest jego życie, to nie wiem czy wyjdziesz z tego cała.- wskazała na mnie palcem. - Jestem twoją BFF, więc mogę ci dyktować, z kim masz się zadawać, a z kim nie.
-Zamknij się, on ma tylko przywieść alkohol na tą pojebaną imprezę.-spojrzałam na nią wyzywająco
Pojebaną, ale "przecież nie chcesz zawieść Kamili" i w ogóle nie zależało jej na tym, by się tam znaleźć.

-Dobra, pospieszmy się.
Co ciekawe, Ola nawet nie chciała się do tej imprezy przygotować. Nie przebrała się w nic bardziej "imprezowego", nie umalowała się, nic. W gruncie rzeczy się cieszę, bo to oszczędziło nam pół strony opisu wybranego stroju, ale mimo wszystko - trochę realizmu, aŁtoreczko! Czy Ola poszła na imprezę w tym, w czym chodziła cały dzień? Tró imprezowa dziewczyna na pewno by czegoś takiego nie zrobiła...
Na imprezy nie chodzi się w codziennym stroju?
Tró imprezowe dziewczyny nie chodzą tak.

-Czekaj , a co z moim bratem?- spytałam.
-Nie martw się, dałam mu laptopa majtki samogwałtki i siedzi w salonie. My wyjdziemy oknem.- uśmiechnęła się.
-Co?! Dałaś mu mojego laptopa?!-podskoczyłam
O nie! Moje animowane pornuchy z Kucyponkami!
  

Ponawiam pytanie - czy jej brat jest tak głupi, że nie zauważy braku jej ciała w nocy?
Swoją drogą, ja byłabym co najmniej zaskoczona na miejscu braciszka, gdyby najlepsza przyjaciółka mojej siostry dała mi jej laptopa i kazała siedzieć w salonie...

-Nie gadaj, bo czas tracimy.-pociągnęła mnie do pokoju.
Wyszłyśmy przez okno, było ciemno. Doszłyśmy do Kamy domu. Była tam już mała grupka ludzi.
Grupka = mała grupa, czyli mała grupka = mała mała grupa.


Podeszłam do radia, włożyłam płytę i włączyłam muzykę. Wszyscy z miejsca zaczęli tańczyć do piosenek Linkin Park oczywiście. O dziwo, nikt nie wymiotował, słysząc utwory tego zespołu, tak byli pijani. Szłam do kuchni by przywitać się z Kamilą, gdy ktoś złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę łazienki. To był Łysy.
-Co chcesz? Czemu robisz to jakbyś chciał żeby nikt nas nie  widział? W czym mam ci pomóc?- obsypałam go pytaniami.
Ehm, bo na przykład nie ma ochoty ogłaszać swoich prywatnych próśb na forum publicznym, tak jak każdy normalny człowiek?
Jak dla mnie łazienka i tak wydaje się dość podejrzana.


-Yyym... musisz zanieść takim jednym przesyłkę, przyjadą tu czerwonym Oplem. Tylko uważaj, bo to bardzo ważne.-spojrzał mi w oczy.
-Ale dlaczego ty nie możesz?-zdziwiłam się.
-Bo mam z nimi na pieńku, a myślę, że dziewczyny nie pobiją, ale ty jesteś na tyle odważna prawda?-złapał mnie za rękę i dał mi małe zaklejone pudełko.
Może Łysy ma z nimi na pieńku, ale mimo wszystko to oni chcą od niego przesyłki, więc chyba nie powinni go pobić. Co nie?

-Mam nadzieję, że nie wpadnę w kłopoty.-ścisnęłam ręce w pięści.
-Dziękuję.-pocałował mnie w policzek po czym wyszedł.
Całowanie dziewczyn w policzki w ramach podziękowania to zachowanie tak bardzo pasujące do młodocianego kryminalisty jak piernik do kotałka.

NaWróciłam się na pastafarianizm (mówiłam!) i weszłam do kuchni.
-Hej Kama, jak ci idą przygotowania?- położyłam rękę na jej ramieniu.
-Och, Ola, witaj kochana, a przygotowania się już skończyły, wszystko gotowe.-uśmiechnęła się.-Słyszałam o tobie i Kubie.- po chwili dodała, a następnie wyszła z kuchni wytykając do mnie język.
Nie wiem o czym ona mówi . Kuba?! Znam dwóch Jakubów, jeden to taki z 2 gimnazjum, ale on jest fuuuuj, a drugi to kolega Grzybka. Ale o co jej chodziło?!
Wątek jest poruszony na koniec rozdziału w sposób zachęcający do przeczytania następnego; jego rozwinięcie jednakowoż nie pojawia się już nigdy.

Rozdział 2

Weszłam do salonu. Na kanapie siedziała Iza i inna młodzież.
Izy jeszcze nie poznaliśmy, ale widocznie nie należy do nowofalowego ruchu Innej Młodzieży.

-Hej Ola, gramy w butelkę, dołącz do nas.- uśmiechnęła się do mnie Iza
-Okej, ale tylko na chwilkę. - odparłam myśląc o prośbie Łysego.
"Kumpel poprosił mnie, żebym przekazała ważną przesyłkę, ale co tam, zagram se chwilkę w butelkę z Inną Młodzieżą!"

Iza zakręciła butelką, wypadło na Gosię. Nie znam jej, wiem tylko, że nazywa się Małgorzata. Nigdy nic o niej nie słyszałam, a jak się kogoś o nią pytałam, nie dostawałam odpowiedzi.
Atmosfera się zagęszcza...

Musiała teraz zrobić zadanie wyznaczone przez Izę.
-Yyym... Gosiu, dla Ciebie zadaniem będzie pocałować może... Alfonsa. - powiedziała po czym wskazała na chłopaka.
-Niee! - krzyknęła z obrzydzeniem na twarzy.
-Tak, chyba, że wolisz zadanie zastępcze, ale wiem, że nie chcesz tych tortur. - Iza. - Wiem lepiej, czego chcesz, więc zamknij się i całuj!
-Nie mogę tego zrobić, nie mogę go pocałować.- odpowiedziała prawie płacząc.
-Nie pierdol Gosia, co się z tobą dzieje?! Pocałuj go i po sprawie. - Iza się zdenerwowała.
-Nie, nie potrafię!- krzyknęła Gosia.
-Zrób to! Zrób to! Zrób to! -zgranie mówił tłum nastolatków Innej Młodzieży.
-Nie! Nienawidzę chłopaków, obrzydzają mnie. Nie rozumiecie mnie. Odkryłam dlaczego i wiem kim jestem. Jestem lesbijką. - wybuchła Gosia, po czym wybiegła z pokoju.
Hahaha.
Przepraszam bardzo, ale każda normalna lesbijka, nie będąca ofiarą napastowania seksualnego czy innej formy przemocy ze strony mężczyzny - a zakładam, że Gosia nią nie jest - po prostu wykonałaby to zadanie, skoro już dołączyła do zabawy (bo gdyby była, to raczej by tego nie zrobiła, myśląc o konsekwencjach). Dżizas, żyjemy w świecie, gdzie od dzieciństwa płci żeńskiej mają podobać się osobniki płci męskiej, więc samo dochodzenie do tego, że jest lesbijką, musiało mieć korzenie w definiowaniu własnej seksualności względem zarówno kobiet, jak i mężczyzn! I wątpię, żeby mężczyźni ją obrzydzali, bo wówczas zapewne nawet by z nimi nie rozmawiała. Mnie obrzydzają karaluchy, więc ich nawet nie dotykam, a nie tylko nie prowadzę hodowli. Po prostu nie interesują jej pod względem seksualnym, ale to nie wyklucza wykonywania zadania just for fun! Skoro, powtórzę, bierze w zabawie czynny udział.
Gosieńka mogła przecież po prostu poprosić o zmianę zadania, skoro to jej się nie spodobało. Sama Iza jej to proponowała.

Nastała cisza, próbowaliśmy ogarnąć co właśnie powiedziała. Pomimo to dalej chcieliśmy dobrze bawić się na tej imprezie.
Pomimo tego, że macie koleżankę, która woli dziewczyny? Hę?

Wróciliśmy do gry. Iza zakręciła butelką, a ona wybrała mnie.
Nie lubię być ofiarą, wolę patrzeć!
Oleńka jest dominą po prostu. Albo biernym obserwatorem.

-Too tak, Ola, wypij ,,Eliksir Sofoklesa'' - dała mi małą buteleczkę z niebieskim płynem.
Dlaczego Sofoklesa akurat? Gogluję od paru minut, ale nadal niczego nie znalazłam.
Dobrze, że nie dostała drinka o wdzięcznej nazwie "Gniew PGR-u".
Dlaczego Ola nie musi nikogo całować? Czy to dlatego, że jest przeznaczona Wyższym Celom, a jej tró loffem jest Łysy lub jakiś przystojniak, którego jeszcze nie znamy?
Imperatyw Ałtoreczkowy zadecydował.

-Nie rób jej tego.- powiedział nieznajomy.
-Nic jej nie będzie, Aleksandra to silna, wyzwolona kobieta, ty męska, szowinistyczna świnio, a zresztą, to uproszczona wersja. - wytłumaczyła wymachując rękami. - Nie będziemy jej kazać nikogo całować, bo jeszcze się okaże, że same lesby mamy tutaj i zaczną orgię.
-Dobrze, wypiję to. Jak impreza to impreza.- zamknęłam oczy i wypiłam to na raz.
YOLO
A ona była tak nieimprezowo ubrana! *płacze w kącie*
Swoją drogą, wypiła płyn nieznanego pochodzenia od nieznajomych na imprezie? Wyjątkowo odpowiedzialnie, skarbie.

To było gorzkie fuuu... Zakręciło mi się w głowie, wstałam.
Bo jak komuś się kręci w głowie, to najlepszym, co można zrobić, jest właśnie wstanie. Brawo!

Obraz moich oczu powieszony na ścianie (Kama uwielbia moje oczy. Sama muszę przyznać, że są śliczne ahhh) zaczął wirować i zamazywać się. Nie wiedziałam co się dzieje. Po chwili zaczął się straszny szturm Groznego.
-Ola, Ola! Wszystko dobrze?!- ledwo słyszałam co mówią do mnie inni.
Naćpali ją, bo to uproszczona wersja, a teraz pytają, czy wszystko w porządku. *szuka logiki*

Szłam, nie wiadomo gdzie. Żadna część ciała nie była mi posłuszna. Prawa kostka tańczyła wciąż w rytmach Linkin Park, podczas gdy lewa przeszła na stronę Boney M. Było tak, jakby mój umysł był zamknięty w innym ciele (to mi przypomina fabułę "Intruza". To nie jest dobre skojarzenie, ugh). Przed moimi oczami pojawiła się biała postać. Następnie dodał się kontrast (na takim suwaczku na pasku filtrów u góry ekranu) i zobaczyłam dokładnie tą osobę. To była Daria, moja siostra, moja martwa siostra. Po paru sekundach wszystko się wyłączyło, jakby ktoś mnie zresetował.
Po prostu uśpił.


Kietwa, czytałam już różne dziwne opka, dajmy na to burzliwy romans Tiary Przydziału z Fawkesem, ale jeszcze nigdy nie spotkałam merysuistycznej Oleńki cierpiącej na rozdwojenie jaźni z drugą osobowością w postaci komputera!

Zasnęłam lub zemdlałam.
To trochę jakby kolosalna różnica...

Obudziłam się w piwnicy.
Czyli po prostu zasnęła.

Tak właśnie w jakiejś piwnicy. Próbowałam stąd wyjść, ale wszystkie drzwi były zamknięte.
Ile drzwi miała ta piwnica? Dziesięć?
666, bo to były szatańskie czeluści.

W czasie gdy tak biegałam szukając wyjścia, przypomniały mi się poprzednie zdarzenia. Impreza, butelka, piłka, dupa, Gosia lesbijka, tajemniczy płyn, halucynacje i... moja siostra.
Miała na imię Daria. Gdyby żyła , miałaby 19 lat. Ktoś podciął jej gardło, a tego gówniarza co jej to zrobił jeszcze nie znaleziono. To było 2 lata temu, a pamiętam ten dzień jak dzisiaj.
Teraz jestem w piwnicy, z tego co pamiętam w mojej historyjce ,,Impreza, butelka...'' nie było wejścia, albo coś związanego z piwnicą.


Okno, tak, tam jest okno! Wzięłam coś metalowego i wybiłam szybę. Już zaczęłam przez nie wychodzić, gdy ostre szkło rozcięło mi skórę.
We wszystkich piwnicach, w jakich kiedykolwiek byłam, albo okien nie było wcale, albo były bardzo małe. Wiecie, dlaczego? Bo piwnice są pod ziemią, przynajmniej częściowo. Anyway, wątpię, by nasza Oleńka się tam zmieściła, chyba że jest size XXXXS. Poza tym, jak już się wychodzi przez okno, należy to robić, uprzednio zabezpieczając się przed skaleczeniem. Wybij całe szkło lub połóż jakiś kawałek materiału. Myśl, kobieto, myśl! To nie boli!
Ja mam piwnicę z oknami na tyle dużymi, że da się przez nie całkiem spokojnie wydostać, nawet będąc size M. Aczkolwiek to też zależy, bo te w blokach czy kamienicach zazwyczaj są sporo mniejsze + zabezpieczone kratami.
Ale nie wiemy, gdzie mieszka Kama, bo aŁtoreczka nie zajmuje się takimi szczegółami, oczywiście.

Jęknęłam patrząc na to, ale szłam dalej.
A nie "wspinałam się"? Ja nie wiem, jaka to piwnica, ale w takiej przeciętnej okna są na górze.
Może najpierw wspięła się na parapet, a potem przeczołgiwała? Okno zazwyczaj mieści się tuż nad ziemią.
Jak nie wiadomo, o co chodzi, to na pewno Ubogość Opisu.

Chciałam tylko, żeby ten dzień skończył się jak najszybciej. By nie tracić czasu,  nie obejrzałam rany, a ona mnie zbytnio nie bolała. Udało mi się wydostać i byłam w ogródku Kamy. Nawet chwili nie poświęciłam na zastanowienie się, dlaczego tam jestem i dlaczego zamknęli mnie w piwnicy podczas imprezy. To przecież takie normalne! W trakcie gdy szłam w kierunku ulicy, spotkałam Weronikę.
-Ola! Ola!
-Co chcesz Weronika?
-Kim ty w ogóle jesteś? - zapytała
-O co ci chodzi?! Dzisiaj mam już dosyć problemów.
-Widziałam ten filmik. Nie wygląda to na fotomontaż. - udawała, że ma poważną minę
-Co? Grzebałaś w moich rzeczach! To nie jest śmieszne Weronika.- krzyknęłam
A niby taka BFF!

Mówiła o filmiku z Tupolewa. Byłam, leciałam, przeżyłam lot Tupolewem. Miałam przy sobie ten aparat, więc gdy w samolocie mówili, że coś jest nie w porządku, wyjęłam go i zaczęłam kręcić. Lecieliśmy, samolot zaczął szybko zlatywać na dół. Coś dziwnego zaczęło pikać, znałam ten odgłos, w końcu ogląda się filmy. Wyczułam moimi paranormalnymi zdolnościami, że tam była bomba, która zaczęła odliczać. Nie zareagowałam, bo nie byłam pewna.
A gdybyś była pewna, to co byś zrobiła, hm? Rozbroiła tę bombę sama? Jaaaasne...

Wszystko potoczyło się w taki sposób: uderzenie w drzewo, upadek na Ziemię i wybuch bomby. Jak samolot rozbił się o Ziemię, nikomu się nic nie stało, zdążyłam wyjść z samolotu, a następnie wybuchła bomba, która zabiła resztę ludzi. Wiem że to dziwne i powinnam to zgłosić policji, ale to nie takie łatwe. Wtedy tego nie zrobiłam, bo byłam w szoku, a teraz mi nie uwierzą, bo pomyślą, że to fotomontaż.


    

Po pierwsze: co panna Olcia robiła na pokładzie Tupolewa, o ile mamy na myśli ten sam wypadek, z prezydentem, wicemarszałkami sejmu, posłami, sekretarzami stanu oraz przedstawicielami Rodzin Katyńskich i Sił Zbrojnych RP? Reprezentowała gazetkę szkolną?
Po drugie: czyim normalnym odruchem podczas sytuacji zagrożenia jest wyciągnięcie aparatu i kręcenie filmu?
Po trzecie: bomba na pokładzie i tylko Oleńka ją słyszy? Co, była pod jej siedzeniem? Co tu się w ogóle dzieje?
Po czwarte: jak to możliwe, że tylko ona przeżywa katastrofę? Sama opuszcza samolot? Ot tak otwiera drzwi kluczykiem, który nosi na szyi na błękitnej tasiemce(lli) i nie przejmując się innymi, wybiega radośnie hasać na polankę? A co z, dajmy na to przykład, PILOTAMI?
A po piąte: oto komentarz pewnej czytelniczki:
Serio ,rozbił się jej samolot ( i przeżyła ) ,a jak wyszła wybuchła w nim bomba i też przeżyła ,a media nie zauważyły tego samolotu -_- gdyby coś takiego miało miejsce na pewno nie zostało by zauważone nawet w świecie fantasy.
Ogólnie blog jest super ,ale nie wiadomo w jakim świecie ty jesteś. Jak zaczęłaś pisać w realnym to się go trzymaj. Bo teraz to się okazuje ,że Ola jest jakimś samolotospadająco-bombowybuchająco odporna. Pojęcie " przypał", "fajne" itp. w dialogu ok ,ale przy wypowiedziach narratora stosuj bogatsze słownictwo mimo ,że narratorem jest Ola.I ostatnie co najbardziej drażni oko to brak akapitów :P ( nie mam bloga na tej stronie ,więc jak się nie da robić akapitów to przepraszam ,ale jak się da to koniecznie zacznij je robić).
Będę śledzić twojego bloga ,bo treść ma wciągającą. Popracuj nad tym co Ci podpowiedziałam. Będę komentować każdy twój rozdział i podpisywać się jako Love~Luna. Opowiem o blogu innym.
Pozdrawiam
Love~Luna
Owszem, nie grzeszy estetyką, ale ładnie wypomina błędy, jednocześnie zachęcając do dalszej pracy. Bardzo miłe. Oto odpowiedź Ałtorki:
Przepraszam Luna, ale jestem amatorem. Uwzględnię twoje uwagi :) Jeśli masz swojego bloga, chętnie poczytam, tylko podaj tytuł :D
Czyli sympatyczna odpowiedź, wyrażenie chęci do pracy nad swoimi umiejętnościami; jest miło i fajnie. Lecz tę sielankę znienacka przerywa nam anonimek!:
WOW ,blog jest suuuper. Czekam na następne rozdziały ,mam nadzieję ,że nie będę musiała długo czekać. A co do Love~Luny to jesteś idiotką. Mogła przeżyć to. Nie wtrącaj się do świata tej blogerki. Piszesz bloga ,a nie podasz nawet linku. Hahaha... uważaj bo Ci uwierzę. Dlaczego w twoim kom. nie ma akapitu ? Blog jest mega i będę go śledzić =]
Pozwólcie, że oszczędzę Wam dalszego komentarza.


-Ola, a czy ja się śmieje?! Masz to z internetu, czy skąd ? - zapytała
-Nie no, a niby jakbym miała to wgrać na tego grata.
Bo jak powszechnie wiadomo, poczciwe, wiekowe laptopy nie mają funkcji ściągania (nawet nie odtwarzania!) kilku-, kilkunastominutowych filmików.

-Uwierz, te filmiki z netu to nawet na łopatę wgrasz ja się postarasz.- uznała to za śmieszne i zachichotała.
Element komiczny!


- Nie Wera, byłam tam, przeżyłam to i mam z tym problem. Proszę, nie niszcz mi życia i nie mów o tym nikomu. - spojrzałam na nią niewinnie.
NIKT nie wiedział o tym, że będzie lecieć tym samolotem? Nawet rodzice? Najbliżsi przyjaciele? NIKT?
Ałtoreczko, STAPH.

-Okej, przecież nie jestem głupia, a zresztą jestem twoją przyjaciółką. Jesteś, byłaś i będziesz dziwna prawda?- uśmiechnęła się po czym zaczęła odchodzić.
-Wiem. Dziękuję. - odpowiedziałam
Kompletnie nie rozumiem tej sceny tego opka. No bo tak: dziewczyna jest na imprezie, dają jej coś dziwnego do picia, traci przytomność, znajduje się w piwnicy, ucieka, spotyka swoją BFF i rozmawiają o wypadku Tupolewa, w którym brała udział nasza boCHaterka. A potem BFF to akceptuje bez słowa sprzeciwu i odchodzi tak po prostu.
Fuck logic.

  
Zdecydowanie powinnam usunąć albo przynajmniej zataić ten filmik, ale tak Olcia przecież musi być ofiarą losu.
Zmieniamy narrację? Co? Kiedy?

(Ten gif można wstawić w tym opku wszędzie i będzie pasował.)

Na szczęście wszystko skończyło się dobrze, jeśli chodzi o taką sytuację.


Zobaczyłam czerwone auto, to te, gdzie miałam zanieść przesyłkę. Stanęłam obok, w środku nikogo nie było. Postanowiłam czekać. Po około dziesięciu minutach podszedł do mnie nieznajomy.
Był ubrany w czarne rurki, ciemno szarą koszulę i skórzaną kurtkę. Włosy dłuższe i rozwiane, oczy ciemne. Ręce w kieszeniach. Ideał.
Tró Low alert!

-Co tutaj robisz? - zapytał - Nikt nie może stać w tym miejscu chodnika! To mój kawałek chodnika! (prawie jak tutaj)
-Ja... nic, czekam na kogoś.-zaczęłam zastanawiać się co zrobić, by dobrze wypaść i wreszcie stracić dziewictwo.
-Jeśli czekasz na czerwonych to radzę spieprzać i dalej bawić się na imprezie.- zaproponował
-Chyba żartujesz. Mam do załatwienia z nimi sprawę.- odgarnęłam włosy z twarzy.
-Rób jak chcesz. Widzisz, ja też mam z nimi do pogadania. Jak się bawisz na imprezie?- zapytał opierając się o samochód w bardzo zalotny i seksowny sposób (na pewno).
-Tak jak ty, czyli widać, że dobrze.- odparłam.
Taka świetna zabawa! Upili mnie jakimś szajsem i zamknęli w piwnicy! Polecam!

-Przyszłaś tu z chłopakiem?- dziwnie się uśmiechnął, a ja zastanawiałam się czy to podryw.
Na pewno!


-Nie, a ty?
-Sorry chyba się nie rozumiemy, nie jestem gejem.- zaśmiał się.
-Wiesz...a myślałam. To może z dziewczyną?- zakpiłam.
Najlepszy sposób na poderwanie przystojnego (względnie) faceta - zasugerować mu, że jest gejem i kpić z ewentualnej dziewczyny.

-Tak, ale nie ważne. To tylko moja dziewczyna, kto by się nią przejmował, pfff! Czy ty się już widziałaś z czerwonymi?- rozejrzał się po okolicy, następnie spojrzał na mnie.
-Niee, czemu pytasz?
-Bo krwawisz.
Spojrzałam się na rozciętą nogę i rzeczywiście krwawiłam.
-Och, kurde. Nie to nie przez nich. Co to za pomysł, że niby oni mieli by mi to zrobić?- zapytałam, nic nie robiąc z krwią. Chciałam się wykrwawić na śmierć.
-Raczej za nic nie nazywali by się czerwoni za nic. Krew jest czerwona, oni lubią krew, będą też więc lubić ciebie.- przybliżył się do mnie i próbował mnie nastraszyć, po czym się zaśmiał. - Po prostu są wampirami - dodał z zagadkowym uśmiechem na ustach.
-Ha...ha. To nie jest śmieszne, ja muszę się z nimi spotkać.- spojrzałam mu w oczy.
Podobał mi się, strasznie mi się podobał.
Ovaries: exploding


-Jak masz na imię?- zapytałam z ciekawością
-Santa Claus, mów na mnie Santa.- odpowiedział.
-Ja mam na imię Ola.- podałam rękę.
-Witam laleczko.- również podał rękę i uśmiechnął się.
-Laleczko?!
-Tak, bo się do mnie kleisz ,,Laleczko''-przybliżył się.
-Tsa... kobieca intuicja co lizusie?- zesztywniałam
-Spieprzyłaś.- odsunął się i oparł o samochód.
Wut? Co spieprzyła? Stamtąd spieprzyła?

Moje myśli się plątały, tworząc skomplikowane węzły żeglarskie, bo w końcu on mi się podoba.
Z domu wyszła grupka ludzi, on zawzięcie się na nich patrzył. To byli zapewne czerwoni.

Rozdział 3

Czerwonych było pięciu, ubrani byli podobnie do mnie (?). Wysocy i umięśnieni. Mieli miny jakby mieli kogoś zabić.


Draco popiera takie inicjatywy!

Zbliżali się do nas, ale nawet na nas nie spojrzeli.
Ten opis z kolei kojarzy mi się z Cullenami i ich wejściem na stołówkę w pierwszej części "Zmierzchu". Fuj, Meyer. Co ty robisz w tym opku, kobieto?
Pytanie brzmi raczej: co robisz w mózgach tylu nastolatek, kobieto?

Wiedziałam, że to co robię jest niebezpieczne, ale nie bałam się, możliwe że to Santa miał na mnie taki wpływ, znałam go przecież już od pięciu minut! To tró low, dzieciaczki.
-Załatw swoją sprawę z nimi pierwsza, ja poczekam.-powiedział Santa.
Uuu, jakie to mięskie - najpierw wysłać dziewczynę! Albo ją zabiją i Santa będzie wiedział, że są w złym humorze (więc spieprzy), albo ona wybije ich wszystkich i problem z głowy.
-Dobrze, to nie zajmie długo.- odpowiedziałam, po czym wyjęłam paczkę, którą dostałam od Łysego.
Grupa czerwonych spojrzała na mnie, potem na Santa, następnie podeszła do niego.Jeden z nich złapał go za skórzaną kurtkę.
-Co ty tu robisz Shaker?- powiedział z zaciśniętymi zębami.
-Zostaw mnie Patryk, bo ci się rączki zmęczą, jak ostatnio! -zakpił Santa.
Mam skojarzenia, nanana... *nuci pod nosem*

-Jedno słowo Shaker.-wyszeptał do niego, ale tak, że wszyscy słyszeli.- A ty czemu tu jesteś, znamy się?-zapytał mnie Patryk, po czym puścił Santa. Reszta czerwonych wyjęła papierosy i zaczęli je palić.
Naraz je wyjęli i naraz podpalili. Pewnie byli grupą gangsterów-tancerzy, jak w "West Side Story" (klik) i wszystko robili naraz.

-Mam wam przekazać paczkę od Łysego.-powiedziałam stanowczo czekając na reakcję.
-Haha, zadajesz się z tym idiotą. Marnujesz sobie życie wiesz dziewczynko.-zaśmiał się.
-On nie jest idiotą, ale ty najwidoczniej tak.-przeleciałam po nim wzrokiem od dołu do góry. Jeden z czerwonych położył mi rękę na ramieniu. Odwróciłam się, a on spojrzał się w inną stronę.
Eyes game too strong... *idzie po coś mocniejszego*

-Chyba się nie rozumiemy. Wiesz kim jestem?-zapytał.
-Wiem, jesteś Patryk. Jeśli uważasz, że potrafisz mnie przestraszysz, to czeka Cię rozczarowanie.-uśmiechnęłam się.
Dziewczyno, rozmawiasz z jakimś gangsterem, o którym wiesz, że lubi krew. I to jest wszystko, co o nim wiesz. Nie możesz mu po prostu przekazać paczki i odejść? Mateczko, dlaczego wszyscy boCHaterowie opek są tak głupi? *płacze*

-Za dużo otwierasz swoją buźkę, pomogę Ci ją zamknąć.-odwzajemnił uśmiech, po czym uderzył mnie z pięści w twarz.
A już myślałam, że skorzysta z usług proletan:


Już nie raz dostałam tak od brata. (Przypominam, że brat ma 10 lat). Z przyzwyczajenia oddałam mu.
Z przyzwyczajenia? Kim ty jesteś, zadziwiająca Oleńko? Gangsterką? A może trenujesz karate albo jakieś inne sztuki walki?
Ee, sztuki walki też nie do końca na tym polegają... (Choć mojej dwunastoletniej kuzynce trenującej karate zapalona dwudziestolatka złamała mostek, więc w sumie zależy od interpretacji).

Leciała mu krew z nosa. Odwrócił się w stronę swojej paczki i pokazał im jakiś znak.
Chcieli zatańczyć układ choreograficzny numer 5. Ich najlepszy!


Santa automatycznie (w ramach odruchu bezwarunkowego, jak mniemam) złapał mnie za rękę i ciągnął w stronę lasu. Zaczęliśmy biec, gdy podjechał czarny samochód, który zupełnie przypadkiem znalazł się akurat w tej okolicy, no tak. Otworzył drzwi i wepchnął mnie do niego. Z przodu jechało dwóch innych kolesi.
-Santa, co ty robisz?-zadrżał mi głos.
-Nie rób tak nigdy Laleczko. Uważaj, teraz nie możesz im się na oczy pokazać.-odpowiedział Santa.
-Hej kotku, jestem Maciek, a ten obok to Driver.-powiedział chłopak prowadzący ten samochód.
Czemu oni wszyscy mają takie ubogie ksywy? Czyżby inspiracja hamerykańskimi filmami akcji?
 
-Czeeść, jestem Ola jak coś.-zaczęłam bawić się włosami, żeby sprawić wrażenie kokietki, co - w obecnej sytuacji - było niezmiernie przydatne.
-Jesteśmy na miejscu.-powiedział Maciej.
Wysiedliśmy z samochodu, szłam za nimi nic nie mówiąc. Nie wiedziałam gdzie jestem. Weszliśmy do jakiegoś mieszkania. Było duże, czyste i luksusowe.
-Witamy w moim domu.-powiedział Maciek rozkładając ręce.
Teraz mogłam mu się lepiej przyjrzeć, był wysoki, trochę wyższy ode mnie, a ja nie mam normalnego wzrostu, bo prawie 1,80.
Taki szalony wzrost, a co!
Złoty osiemdziesiąt? Litr i osiemset mililitrów? To rzeczywiście nietypowe!

Miał ciemne włosy, niebieskie oczy, na głowie czarną smerfetkę, na szyi słuchawki, białą bluzkę, szarą bluzę i jasne rurki. Obok niego stał jego kolega Driver, niski blondyn o niebieskich oczach.
Stroju Drivera nie opisujemy, bo nie jest pociągający seksualnie.
Bo tak w ogóle to opis odzieży jest pierwszą czynnością, którą panna Oleńka wykonuje po tym, jak wcisną ją do auta i zabiorą do czyjegoś mieszkania. Ałtorce brak architektonicznego zacięcia (Weszliśmy do jakiegoś mieszkania. Było duże, czyste i luksusowe.), ale przynajmniej niezła z niej faszynistka.

-Dobra Driver, jedziesz ze mną. Maciek zaopiekuj się Lalą.-podszedł do mnie- A ty dziewczynko bądź grzeczna.-wyszeptał.
Zrobiłam wielkie oczy położyłam rękę na sercu na znak przysięgi.
-Obiecuję Santa.
Najważniejsza po bójce i ucieczce z nieznanymi ludźmi jest przysięga. 
Swojemu tró loffowi trzeba przysięgać zawsze. W każdej sytuacji.

Wyszli, zostałam sama z Maciejem.Weszłam do salonu i usiadłam na kanapie, chłopak usiadł obok mnie.
-I co Olcia, chyba sobie nazbierałaś u Czerwonych, a za co?-zapytał.
-No bo zaczęli wyzywać mi przyjaciela, to ja nie mogłam tego słuchać.
-Haha, rozumiem. Jednak dziewczyny są naiwne.-zaśmiał się, po czym dostał ode mnie z liścia.
Feministki - Szowinistyczne świnie 1:0!

-Ty głupi jesteś!
Akurat kwestionowałabym to, kto w tym towarzystwie rzeczywiście jest głupi.

-Hej, hej, hej to tylko żart. Wiesz, że jesteście kochane.- obronił się.
-Noo kochane, ale naiwne, prawda?- spojrzałam na nogę, która zaczęła krwawić ponownie.
-Nie wcale tak nie myślę, a zresztą nie ważne. Toaleta jest na końcu korytarza, a apteczka w białej szafce.-uśmiechnął się.
Zabandażowałam sobie nogę (nareszcie!), po czym wróciłam do niego na kanapę.
-Mieszkasz tutaj sam? Twój dom nie wygląda, żeby mieszkał tu ktoś jeszcze.-rozejrzałam się.
-Nie, rodzice wyjechali 3 lata temu, na wakacje podobno.-jego mina momentalnie zmieniła się na smutną.
Wyjechali na trzy lata, zostawiając syna samego z mieszkaniem? Czy to tylko taka przenośnia do "umarli"?
No nie, Opuncjo, tak właśnie zrobili: wyjechali i nie wrócili. Zostawili go. (Choć z prawnego punktu widzenia to opko to kompletne dno).


-Przepraszam.
-Nie masz za co. Nie tęsknię za nimi, lepiej mi bez nich i tak prędzej czy później by się tak skończyło. Jestem adoptowany. (Hahahahhahahahahaha!). Nie wiem co to za uczucie miłość i nie dowiem się.-Maciek.
Bo zastępczy rodzice nie kochają swoich dzieci, no przecież.
I opuszczają je prędzej czy później, oczywiście.

-Ja mam podobnie, też nie czuję, że mam rodziców. Dają mi tylko szlabany jak mnie na czymś przyłapią, nie rozmawiają ze mną. Ja i mój brat możemy liczyć tylko na samych siebie.-spuściłam głowę w dół.
Ale jej brat przecież co chwilę ją wydaje rodzicom, więc chyba jednak z nimi rozmawia. Czy nie?
Jakby w dawaniu szlabanów za przyłapywanie na czymś złym było faktycznie coś dziwnego w dzisiejszym świecie...

-Nie, jesteś dziewczyną, prędzej czy później będziesz szczęśliwa.
Czyli szczęście ma nierozerwalny związek z płcią?
W rodzie panny Oleńki szczęście to najwidoczniej cecha sprzężona z płcią, ale zdecydowanie recesywna.

Hmm.. Artur ma kolorowe życie, zazdroszczę mu.
-A kto to Artur?- zapytałam.
-Koleś który się tobą dzisiaj opiekował. Jeśli się nie mylę, to mówisz na niego Santa.
-Aaa.. tak, on ma na imię Artur?-podskoczyłam, a on się zaśmiał.
Nie. Santa, kietwa. Rodzice, państwo Clausowie, mieli specyficzne poczucie humoru. *przewraca oczyma*

-Tak. Nie lubi swojego imienia, dlatego się nim nie przedstawia. Ale ja nie lubię jego, więc ci to imię zdradzę, hehehehehe.
-Wiesz, chciałabym wrócić do domu, odwieziesz mnie?
-Nie możesz teraz nigdzie wychodzić. Poczekaj do jutra, a potem zobaczymy.-położył rękę na mojej.


-Coo? Do jutra? Nikt nie wie gdzie jestem, będą się o mnie martwić! To wcale nie tak, że i tak zamierzałam nie wracać do domu na noc!
-To się naucz nie zadzierać z mafią. Niby twoi kochani rodzice mają się o Ciebie martwić, skoro jak mówisz, nie za bardzo ich obchodzisz?-zakpił.
-Mam jeszcze przyjaciół debilu.
-Nie nazywaj mnie debilem idiotko.
-Idź sobie, jesteś zły.
-Ha, ha, a ty niby dobra laleczko?
-Żadnych laleczek!-krzyknęłam.-Jesteś pusty, teraz wiem.
-A ty naiwna, jak każda.- wyszeptał do mnie.
-Zamknij się!-zaczęłam iść w stronę łazienki.
To brzmi jak kłótnia pięciolatków.
Żeby chociaż pięciolatków... To to jest gimbaza na 100%.

Nie miałam zamiaru spędzać tu sekundy więcej, w łazience było okno. Było nisko, więc wyskoczyłam przez nie na dwór. Zdecydowałam się jechać autostopem. Szłam w stronę ulicy. Było ciemno i zimno. Na około pełno bloków, ale żadnej żywej duszy. Zaczęłam podskakiwać i śpiewać "Angel of Death" Slayera, by poczuć się raźniej. Właśnie wykonywałam obrót, gdy ktoś złapał mnie w tali. Podskoczyłam. Razem zrobiliśmy jeszcze trzy obroty, a potem jakieś pozy taneczne, których się uczyliśmy ostatnio na zajęciach dla gangsterów-tancerzy.
-Cześć mała, nie skończyliśmy z tobą, a ty nam taki teatrzyk odstawiasz.- wyszeptał mi do ucha.
-P..patryk. Co masz na myśli?-przestraszyłam się. Nie wyszły mi te kroki?
-Dobra suko, do rzeczy. A ty, zła suko, won! Nie dałaś im paczki, a ja ci zaufałem. Daj im to teraz.-usłyszałam głos Łysego.
-Yyym...Łysy, co ty tutaj robisz z nimi?-wskazałam palcem na pozostałych.
-To nie jest zabawa Aleksandro. Daj nam to, bo twój przyjaciel nie skończy najlepiej.-Patryk.
-No daj im to! Nie bądź głupia jak zawsze!-powiedział Łysy i dostał z pięści w twarz od Patryka.
-Niee! Olek, przecież byliśmy przyjaciółmi czemu nazywasz mnie głupią, czemu mnie tak traktujesz?-miałam łzy w oczach.
O nie, jej tró low ją odrzuca! Straszne! Bo to wcale nie tak, że jest w towarzystwie groźnych gangsterów. Wcaaaale. Ważniejsza jest strata tró low.
I nieważne, że zaraz mogą go poważnie skrzywdzić! On ją źle traktuje!!!!!!!111

-Nie pierdol, bo będę musiał Ci pomóc dać tą cholerną paczkę!-Łysy.
-Noo... proszę! Zmuś mnie, w końcu nie jesteśmy przyjaciółmi, nie będzie tak łatwo jak kiedyś.- zbliżyłam się do niego. Reszta przyglądała nam się ze zdziwieniem.
-To ja zabiłem twoją siostrę. Podcięcie jej gardła było dla mnie wielką przyjemnością. Jeśli nie dasz im paczki, zrobię z tobą to samo kotku.-wyszeptał do mnie.


Stałam przez chwilę jak słup.
Dobrze, że nie jak co innego, nanana.... *znów nuci pod nosem*

-Dobra nie będziemy się z wami bawić, macie tę, do kietwy jasnej, paczkę, czy nie?- powiedział Patryk wyciągając pistolet z kieszeni i kierując go w moją stronę.
Co? (link)


Rozdział 4

Lufa pistoletu była tuż przed moją twarzą. Bardziej niż strach czułam złość. Nie zostawię tego tak, pomszczę moją siostrę. To była moja jedyna nadzieja, a on ją zabił. Poświęciłam 2 lata by nauczyć się sama żyć. Zawsze mogłam pójść do niej i się wygadać. Ta nadzieja powróciła, gdy pojawił się Łysy, to on był dla mnie oparciem po jej śmierci. Mój najlepszy przyjaciel...zabił moją siostrę. Czułam, że zaraz wybuchnę. Śmierć przed moimi oczami, czułam jak się zbliża. Miałam wybór: niech mnie zabiją, przynajmniej dołączę do mojej siostry, a nie zostanę na tym cholernym świecie lub jednak wybuchnąć złością, ale przynajmniej przeżyję.


Daria nie chciałaby bym zginęła, zrobiłaby wszystko by mnie ochronić.
-Zrobiłeś to Łysy, nienawidzę Cię!-krzyknęłam i wyrwałam pistolet z ręki Patryka. Reszta czerwonych wyjęła swoją broń i czekała na reakcję Patryka. Oczywiście dodali do tego elegancki wymach ręką, w końcu byli gengsterami-tancerzami.
W ogóle to chciałabym zaznaczyć, że Łysy to jakaś megadziwna postać - najpierw zabija siostrę panny Oleńki, potem zostaje jej przyjacielem (po kiego diabła..?), a następnie chce zabić ją.

-Co ty robisz? Zabiję Cię jednym ruchem, nie wiesz co potrafię.- Patryk.


-Nie pierdol się z nią, zrób co słuszne, wiesz co jest w przesyłce i ile jest warte.-Łysy.
-Chcesz żebym zabił twoją przyjaciółkę?-zaśmiał się Patryk.
-Ona nie jest moją przyjaciółką!-Łysy. - Jest byłą przyjaciółką! Suka. - Spojrzał na nią, marszcząc nos.
-Zaraz zrobię to samo z tobą.-Patryk.
-To ona ma paczkę nie ja, a słyszałem, że komuś coś obiecałeś.-zbliżyli się do siebie.
-Daj tą paczkę Ola, a damy Ci spokój, a w szczególności ja.- powiedział Łysy patrząc się na mnie zdradliwie.
-Po tym wszystkim ty...tylko. Spieprzaj z mojego życia!-miałam już uciec, ale ktoś złapał mnie za rękę. -Co ty robisz?! -krzyknęłam piskliwie.
No zadziwiająca reakcja ze strony napastnika, doprawdy!

-Nigdzie nie idziesz.-powiedział, a reszta czerwonych skierowała pistolety w moją stronę.
-Wy mi kurwa nie mówcie co mam robić!-warknęłam i zaczęłam się im wyrywać. By sobie pomóc uderzyłam jednego w twarz, a drugiego postrzeliłam w ramię zaraz po tym jak wyrwałam mu pistolet. Zaczęli do mnie strzelać, ale szczęśliwym trafem nie postrzelili mnie.


Uciekałam, a oni mnie nawet nie gonili. Dobiegłam do jakiegoś przystanku autobusowego, nie jeżdżą w nocy, więc usiadłam na ławce i zasnęłam.
Po strzelaninie najlepiej usiąść na ławce i zasnąć.


Czy ona zgubiła jakąkolwiek logikę w zachowaniu?? 

Obudziłam się, a obok mnie stał Maciek, który zupełnie przypadkiem akurat tamtędy przechodził.
-Hej, siedzisz tu odkąd ode mnie uciekłaś?-powiedział
Jak dla mnie, to raczej zapytał...

-Nawet jeśli. Wiesz jakie tu autobusy jeżdżą?-przygryzłam wargę.
Na przystanku powinno to być napisane. Chyba że jesteś w Poznaniu. Tam naprawdę trzeba się postarać, żeby to znaleźć, sprawdzone info.
Albo w Czajkowie. Tam od dwóch lat rozkład autobusu jest zdrapany.

-Podwiozę Cię. Chodź za mną. Co do wczoraj to...
-Nie, nie ważne, pospieszmy się.-przerwałam mu.
Teraz się pośpieszmy, ale przed chwilą sobie spokojnie spałam. Ktoś mi wytłumaczy, o co chodzi w tym opku? To jakiś żart czy coś?


Niee, po prostu nagle przypomniała sobie, że ma mafię na głowie.

Doszliśmy do jego samochodu i wsiedliśmy. Odpalił silnik, a ja powiedziałam mu gdzie ma jechać.
-Wszystko dobrze? Nie wyglądasz normalnie, czy to przeze mnie?-zapytał.
-Nie Maciek, nie przez Ciebie.-odpowiedziałam.
-Więc, dlaczego? Przez kogo? Bo naprawdę nie wyglądasz...-przyłożyłam mu palec do ust by go uciszyć.
-Po prostu nic nie mów.-wyszeptałam. W ciszy dojechaliśmy do mojego domu.
-Jakbyś potrzebowała pomocy to dzwoń.-dał mi karteczkę z numerem jego telefonu.
A już myślałam, że z numerem do pobliskiego domu publicznego.

 -Dziękuję. Do zobaczenia.-ostatni raz spojrzałam mu w oczy, widać było, że czekał na lepsze pożegnanie, ale nie byłam w stanie to zrobić.
Weszłam do domu. Przy stole siedziała moja rodzina.
 -Cześć wszystkim.-przywitałam się bez zainteresowania.
-Hej.-odpowiedział mi tylko brat Paweł.
Paweł w ciągu trzech rozdziałów zmienił się z wkurzającego kurdupla w kochającego młodszego brata?


Usiadłam obok nich, wzięłam miskę z jedzeniem i zaczęłam jeść.
Wzięła pierwszą lepszą brudną miskę (może psią?) ze zlewu, nasypała karmy i zaczęła wcinać za pomocą palca wskazującego i kciuka.

-Nie spytacie mnie gdzie byłam?-zaczęłam.
-No to...gdzie byłaś?-powiedziała mama czytając gazetę.
-Dobra, nieważne.-wróciłam do jedzenia.
Trzy rozdziały temu była wkurzona i chciała ją wyrzucić z domu, kiedy Oleńka wróciła pijana, a teraz w ogóle nie przejmuje się tym, że wcale nie wróciła do domu na noc?


-Ola, Weronika się o Ciebie pytała.-powiedział Paweł wychodząc z pokoju.
-Mamo, jak Ci idzie w pracy? Jak żyjesz? Masz jakieś plany na dzisiaj?-obsypałam ją pytaniami, ignorując brata, który i tak jako jedyny się mną interesował. Zawsze jak się ją o coś pytam zwykle nie dostaję odpowiedzi. Dla niej mogłabym nie istnieć. Kocham ją bo to moja mama, ale mogłaby chociaż raz zwrócić na mnie uwagę. Zawsze daje jej pełno okazji (na przykład nie wracam na noc do domu), ale żadnej nie wykorzystuje. Może nie jestem idealna, ale potrafię kochać i myślę, że zasługuję na to by ktoś mnie pokochał. Gdy żyła Daria to ona była moją najlepszą przyjaciółką, najukochańszą mamą i wszystkim co miałam.
-Przepraszam Aleksandro, ale my z ojcem musimy już wyjść.-nie odpowiedziała mi tylko zmieniła temat.
-Co? My gdzieś idziemy Katarzyno? Gdzie?-odezwał się tata.
-Pospiesz się, bo się spóźnimy.-spojrzała na niego wyzywająco. Zwykle tak jest. Czy ja nigdy nic się o nich nie dowiem?!Zawsze tylko uciekają.
Czyli, jak mniemam, rodzice nie pracują, a kiedy córka coś od nich chce, wychodzą z domu na pół dnia?

Ale co tam, dam im jeszcze jedną szansę.
Och, łaskawa merysójeczko ty moja.

-Tato, mam problem, pomożesz mi?-spojrzałam na niego błagająco.
-Ola! Nie wymyślaj.-wstał z krzesła.
-Tato, ja naprawdę, potrzebuję Cię!-łza spłynęła mi po policzku.
-Przyjdziemy przed piątą.-zaczął zakładać płaszcz.
-Nie, tatoo! Nie zostawiaj mnie, boję się.-ledwo wstrzymywałam się przed płaczem. On nawet się na mnie nie spojrzał.
-Papa.-otworzył drzwi i wyszli.
-Błagam.-wyszeptałam zjeżdżając na podłogę opierając się o ścianę. Zaczęłam płakać.


Jak dla mnie to obraz tej rodzinki to niezła patologia i zastanawiam się, skąd Ałtorka bierze inspirację do tego typu pisarskich poczynań.

Bezsensownie wypowiadałam słowo ,,błagam''. Wstałam i pobiegłam do swojego pokoju, a następnie rzuciłam się na łóżko. Próbowałam poukładać w sobie wszystkie myśli, to co się niedawno wydarzyło. Nie dałam rady, wybuchłam płaczem. Wbiłam ręce w kołdrę, przegryzłam wargę, aż do krwi. Nie potrafię dłużej, nie kontroluję tego wszystkiego. Wzięłam żyletkę myśląc o zabiciu się. Trzęsąc się trzymałam ją przy nadgarstku. Potrzebuję Cię Daria, naprawdę potrzebuję. Niepewnie wbiłam sobie ją w rękę. Nie zdążyłam dokończyć, zadzwonił mój telefon.

Zgodnie z obietnicą, dokończymy to opko.

- Halo? - spytałam niepewnie.
- Witam. Z tej strony Andrzej Masztalerz, przedstawiciel firmy Biedro w Pani okolicy. Czy jest Pani zainteresowana naszą ofertą żyletek?
- Och, żyletek... - zastanowiłam się. Jak się zabijać, to czymś porządnym, a nie tym starym badziewiem, którym w zeszłym tygodniu goliłam sobie nogi. - Tak, jestem zainteresowana.

- Doskonale! W takim razie proszę przyjechać jutro do Hotelu Miauczyński. O godzinie 11.00 zacznie się konferencja na temat wykorzystania żyletek dotychczas i w przyszłości. Do zobaczenia!
- Do zobaczenia...
Nie wiedziałam, czy iść na tę konferencję. Przecież mój kochany starszy brat został 4 lata temu rozjechany przez kontenerowiec przewożący żyletki do Brazylii. Ach, kochany Krzyś... Z nim zawsze mogłam poczuć się pewnie. Nigdy nie zapomnę, jak zmienił hasło na naszej-klasie mojej koleżance, po tym, jak wyśmiała moje zdjęcie profilowe. Krzyś, Krzyś... 
Postanowiłam, że jednak pójdę na to spotkanie. Powiedziałam przecież "Do zobaczenia" temu uroczemu facetowi z callcenter. Cały wieczór się przygotowywałam. Zadzwoniłam do Wery, że wszystko ze mną OK, jednak poprosiłam ją, by do mnie przyszła. Zaprosiłam ją do mojego pokoju i przy kawie opowiedziałam jej całą moją historię z ostatnich dni. Potem pokazałam jej moją nogę, która, o dziwo, wciąż krwawiła. Wera stwierdziła, że to trzeba operować, więc zawołała mojego brata i razem rozłożyli łóżko, które zasłali białym prześcieradłem, po czym oboje przebrali się na biało i założyli maski. Weronika wzięła skalpel od mojego małego brata i zaczęła nim gmerać przy mojej nodze. Po godzinie nie było śladu po ranie. 
Rano pożegnałam się z rodzicami i poszłam do Hotelu Miauczyński. Było daleko, więc pobiegłam tam, by się nie spóźnić. Na miejscu zobaczyłam mnóstwo ludzi ubranych w stroje, które były zainspirowane żyletkami. Koszulka z napisem "Keep calm and żyletka", wyszyta na plecach marynarki złota żyletka czy Człowiek-Żyleta utwierdziły mnie w przekonaniu, że jestem na miejscu.
Weszłam do hotelu i poszłam po znakach, prowadzących do auli, która znajdowała się pod ziemią. Nigdy nie widziałam tak dużego pomieszczenia. Siadłam z tyłu, by nie robić zamieszania. O 11:15 zaczęło się przemówienia Hermana Von Żyletki, który był gospodarzem całej konferencji. Po wysłuchaniu hymnu, którym był utwór "Rapid Fire" zespołu Judas Priest, rozpoczęły się wykłady na temat przyszłości żyletek. Wtedy na scenę wyszedł Łysy. Nie wytrzymałam tego. Zabójca mojej siostry stał po prostu na scenie i mówił o żyletkach. Nie chciałam przepuścić tej szansy. Poprosiłam Człowieka-Żyletę o strój. Chwilę trwały negocjacje, potem musiałam jeszcze trochę podziałać w toalecie, ale czego nie robi się dla zemsty. Przebrana za Człowieka-Żyletę, weszłam na scenę. Widać było uśmiechy na twarzach widzów, co zdezorientowało Łysego, który odwrócił się w moją stronę. Patrzył prosto w moje oczy, jednak nie wiedział, że ja tam jestem, bo byłam dobrze ukryta. Zaczął się śmiać. 
Tego już było za wiele.
Rozpędziłam się i z całą siłam wbiłam się końcem żyletki w jego głowę, która eksplodowała krwią, brudząc wszystkich siedzących w pierwszym rzędzie. 
Wszyscy byli zaskoczeni całą sytuacją, poza jednym panem w trzecim rzędzie od tyłu, ale on przewidywał przyszłość. Po chwili szoku, wszyscy zaczęli bić brawo dla mnie. Kilka osób zaczęło potrząsać głowami z uznaniem. Niespodziewanie ktoś mnie objął. To był sam Herman Von Żyletka! Zaczął mówić do mikrofonu, że to była właśnie niespodzianka, którą obiecał inwestorom, zgromadzonym na tej konferencji. Dodał, że tak właśnie widzi przyszłość wojska na świecie. Po chwili dodał, że zaprasza do oglądania prototypu, po czym prawie cała sala otoczyła mnie i zaczęła mnie... obmacywać. Przerażona zaczęłam się wyrywać, lecz na marne. Po pięciu godzinach to piekło się skończyło, gdyż zaproszono zgromadzonych na darmowy poczęstunek. Próbowałam się stamtąd wymknąć przez okno, gdy złapał mnie za nogi Von Żyletka. 
- Mam dla Ciebie ofertę... - zaczął.
- Nie interesują mnie żadne oferty. Chcę stąd wyjść - pisknęłam.
- Możesz zarobić duże pieniądze... - kontynuował.
- Jak duże? - spytałam spokojna.
- Sto miliardów dolarów.
- O matko... - Prawie zemdlałam. Gdy w przedszkolu robiliśmy przedstawienie, po którym mieliśmy opowiedzieć coś o sobie, Jaś mówił, że będzie strażakiem, Ania mówiła, że będzie pielęgniarką, a Antek twierdził, że zostanie żołnierzem. Ja zawsze mówiłam, że będę posiadaczką stu miliardów dolarów. Moje marzenie było na wyciągnięcie ręki... Trzeba było zacząć działać.
- Co mam zrobić? - spytałam.
- Oddaj mi ten strój i omów zasadę jego produkcji.
- OK.
Po pięciominutowym tłumaczeniu, Von Żyletka wszystko zrozumiał.
- Panie Von Pieniądz! Proszę przygotować sto miliardów dolarów! - zawołał.
Do miejsca, w którym byłam, przyszedł starszy, siwiejący pan w garniturze.
- Gotowe, panie. Dokąd to zrzucić? - zapytał.
- Dziewczynko, gdzie mieszkasz? - spytał Von Żyletka.
- Mieszkam przy ulicy Kokosowej 7. Na drugim końcu miasta - odpowiedziałam elokwentnie. 
- Doskonale. Pieniądze zaraz będą w Twoim domu. Podwieźć Cię? 
- Och, jaki Pan uprzejmy. Chętnie.
Wsieliśmy do jego luksusowego Maybacha, po czym pojechaliśmy do lasu, gdzie mnie zgwałcił, chociaż... nie, nie zgwałcił, polubiłam go. Po godzinie byliśmy u mnie w domu. A raczej pod gigantycznym blokiem papieru, który był w miejscu mojego domu.
- Tyle pieniędzy, dziękuję! - Zaczęłam tańczyć i wleciałam w ramiona Von Żyletki.
- Nie ma sprawy, dziewczynko. - Uśmiechnął się i pojechał.
Od tego czasu już nigdy nie brakowało mi pieniędzy na nowego iPhone'a, nowe Vansy i koncerty Linkin Park. Ba, nawet zamówiłam ich tylko dla siebie! Kto by pomysłał, że przez taki zbieg okoliczności mogę być taka szczęśliwa...

Brata eksmitowałam, a rodziców zakopałam w lesie. Jak się ma pieniądze, to można robić wszystko.


GRATIS: DRUGIE OPKO AŁTORECZKI Z TEGO SAMEGO BLOGA!

Rozdział 1

Zostało 9 dni do wakacji. Kolejny dzień nudnie się zaczynający.
Czyt. każdy, w którym trzeba iść do tej cholernej budy.

Budzik, śniadanie, droga do szkoły, ostatnia nauka przed wystawianiem ocen, podlizywanie się nauczycielom i... dzwonek kończący ostatnią lekcję.
Godzina 14, nie opłacało się iść do domu, mama nie pracuje więc jak spotkałaby mnie w domu to pewnie znowu zrobiłaby mi jakąś awanturę o wagary czy oceny. W takim razie poszłam pod liceum by poczekać na Patryka.
Pod losowo wybrane liceum. Tak rekreacyjnie.
To serio brzmi, jakby w całym mieście (miasteczku?) było jedno liceum.

Usiadłam na ławce przed szkołą, obok jakiegoś chłopaka.
-Chodzisz do tego liceum? - zapytał patrząc w dal.
- Tak, chodzę tutaj, dlatego przyszłam tu o czternastej i siedzę na ławce pod szkołą, a nie w samej szkole. Zgadłeś, geniuszu.
-Nie jeszcze, jestem w gimnazjum. -spojrzałam na niego (brunet, brązowe oczy, dłuższe włosy, szczupły, wysoki) *całkiem ładny*-pomyślałam.
*Fajny zapis* - pomyślała KociePorno.

-Ładna jesteś, masz chłopaka?- ponownie zapytał, dalej nie patrząc się na mnie.
Ten koleś się w tańcu nie pierdoli, jak to się mówi na koncercie Boys.
Nie patrzył na nią i wiedział, że jest ładna? To ciekawe...

-Yyyyy?- zdziwiłam się.
I dabu-dibu-daj...
 
-Haa , pewnie jest fajny, miły, słodki, ładny, idealny, bla bla bla...-wypowiedział to z taką ironią, że nie wiedziałam jak to odebrać.
Pozytywnie. Na pewno należy odebrać to pozytywnie. W końcu to rwanie pierwsza klasa.

W tym samym momencie zadzwonił dzwonek i tłum licealistów ruszył w stronę wyjścia ze szkoły.
Chciałam jeszcze raz spojrzeć na nieznajomego, ale już go nie było, jeszcze przez chwilę patrzyłam się na pustą ławkę.
Podszedł do mnie Patryk.
-To co laska...idziemy gdzieś ?-zapytał i uśmiechnął się.
-Chodźmy do mnie, pokaże Ci coś.-odwzajemniłam uśmiech. - Moją matkę ci pokażę, bo nie pracuje.
Podążaliśmy w stronę mojego domu, gdy nagle zaczął padać deszcz. Było tak niesamowicie, słońce świeciło, a z nieba leciały krople wody. Moja mama nazywała to ,,Anielskim błogosławieństwem'', a większość ludzi mówi na to po prostu "deszcz", opcjonalnie "ulewa".
Złapał mnie za rękę i zaczęliśmy biec. Patrzyłam się na Patryka, w tym świetle był piękny, idealny.
Nie była taki jak ja, dlaczego chciał się ze mną przyjaźnić?! Zadumana w tym jaki był Patryk...wpadłam na jakąś starszą kobietę.
-Ehhh, przepraszam.-powiedziałam.
-Gdzie się spieszysz młoda damo? Jest obok.-poszła dalej.
- Na seks, proszę pani, na seks.
Spojrzałam się na Patryka zrobiłam zdziwioną minę, po chwili obydwojga zaczęliśmy się śmiać.
Deszcz dalej padał, ale to, że byliśmy cali moklirzy nie przeszkadzało nam, dla takich chwil chce się żyć.
-Wymarzone miejsce i pogoda na randkę.-zbliżył się do mnie.
Wiem, że to głupia sytuacja, taka romantyczna, ale w naszej przyjaźni nie było miejsca na romans, zawsze był, będzie i jest moim przyjacielem....tylko przyjacielem.
I tylko przyjaciel nazywa tylko przyjaciółkę "laską", a potem biegają po mieście, trzymając się za ręce?

-Patryk, to dlaczego nie masz dziewczyny?-spytałam wiedząc, że mógłby mieć każdą.
-Bo czekam na jedyną.- odsunął się ode mnie i zaczął iść, przez chwilę stałam za nim myśląc nad jego ,,myśleniem''.
Co?

Doszliśmy do mojego domu. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka.
-Martyna, ja wyjdę na chwile na dwór, zaraz wracam.-włożył rękę do kieszeni.
-Miałeś nie palić.-wyszeptałam i poszłam w stronę mojego pokoju.
Może nie obiecywał mi tak dosłownie, że nie będzie palić, ale rozmawialiśmy już o tym i miał się ogarnąć z paleniem. Wiem, że w jego wieku baaardzo dużo osób pali papierosy, chociażby dla fejmu (no tak, to najważniejsze), ale niech nie pali w moim otoczeniu, nienawidzę tego!
Weszłam do salonu, moja mama siedziała na kanapie i czytała coś, przyspieszyłam tempo.
Wchodzenia?

-Martyna, musimy porozmawiać!- wstała i podeszła do mnie.-Czy ty kiedyś zrozumiesz, że chodzisz do szkoły po coś?! Czy ty kiedyś zmądrzejesz?! Dziewczyno, ty możesz nie zdać!-zaczęła krzyczeć.
-Hmmm... to o czym się dowiedziałaś? Coś nowego czy co?- uśmiechnęłam się chamsko. Wiem, że moja mama ma zbyt dobre serce by się ze mną tak kłócić, zaraz się opanuje i będzie mnie przepraszać, a ja mogę się z nią pobawić w prowokowanie do kłótni (tylko dla niej i dla ojca nie jestem zbytnio miła, to przecież tylko moi rodzice, którzy mnie wychowali i w ogóle...). Jestem obojętna w ich życiu, dbają tylko o to bym u nich mieszkała, uczyła się i żebyśmy robili wrażenie normalnej rodziny.
Czyli tak, jak w poprzednim opku. Ech...
Wyczuwam kłopoty aŁtorki z jej rodzicami.

-Dlaczego mi nic nie wspomniałaś o wagarach?!
Ehm, na tym właśnie polegają wagary, że rodzice i nauczyciele o tym nie wiedzą?
W opkoworldzie wagary to pewnie sposób na pokazywanie rodzicom, że wisi nam ta głupia buda i starzy, którzy tylko się wtrącają.

Dlaczego teraz i to przez twojego wychowawcę się dowiaduję?!-kontynuowała.
-Robisz słodkie miny jak się złościsz.-powiedziałam cicho.
-Czy ty w ogóle nie myślisz?! Nie bądź szmatą i wyraź trochę skruchy!
Dom, a słownictwo jak w burdelu.
Zresztą, szmata to określenie trochę niezbyt pasujące do tej sytuacji, just saying.

-Mamo, czy ty przeklnęłaś?- zdziwiłam się.
Szmata to przekleństwo? Boru, nie wiedziałam, że jestem taka wulgarna podczas przecierania stołu!

-Widzę, że nie potrzebnie sobie gardło zdzieram. Dlaczego wracałaś zawsze tak jak kończysz lekcje, a wychodziłaś wieczorami? Czy mam podejrzewać, że jesteś dziwką?!-nie wierzyłam własnym uszom.
Tylko dziwki wychodzą wieczorami z domu?
Opkoworld...


-Spierdalaj, myślałam, że jesteś moją matką!- na serio przestałam wierzyć, że to ona.


Ej, a może to serio był klon, bo prawdziwa matka w tym czasie musiała rozprawiać się ze złem tego świata?

-A ja, że ty moją córką.- spoliczkowała mnie.
Jeszcze przez chwilę udało mi się udawać twardą, zdążyłam dobiec do pokoju.
Wybuchłam płaczem. Jeszcze nigdy mnie tak nie zdołowała, nikt jeszcze mnie tak nie obraził.
BEZPODSTAWNIE OCZYWIŚCIE!!!!!!111

Policzki mnie paliły od uderzenia, łzy skapywały jedna po drugiej na podłogę. Było mi tak źle, że nie mogłam złapać oddechu. Niby nic się nie stało, PRZECIEŻ TYLKO MOJA WŁASNA MATKA SIĘ MNIE WYRZEKŁA. Nie wiem co ona miała na myśli, ale ja tak to odebrałam.
Gdy się trochę uspokoiłam, usłyszałam jak ktoś wchodzi do domu.
-Martyna nigdzie nie idzie! Już nigdy nigdzie z Tobą nie pójdzie. Nawet nie chce Cię znać.-usłyszałam głos matki.
-Nie, będzie pani o takich rzeczach decydować.-powiedział stanowczo Patryk.
-Wyjdź!- krzyknęła.
-Wiesz co... odczep się ode mnie i od Martyny! Ty nigdy nie dowiedziałaś i nie dowiesz się co to przyjaźń! Nie wiem co jest z Tobą nie tak, ale powinnaś się zmienić i zainteresować swoim dzieckiem!-wygarnął jej.
A od kiedy to do mamusi dziewczyny zwracamy się per ty?

Pierwszy raz usłyszałam takie słowa z ust Patryka. Zawsze miał szacunek do starszych, jak każdy normalny nastolatek, a szczególnie do moich rodziców. Wcześniej nie ośmieliłby się czegoś takiego zrobić, nawet jeśli widział jak się wobec mnie zachowywali. Więc co się z nim dzieje?
Patryk energicznie otworzył drzwi do mojego jasnozielonego pokoju.
Nie do tego w kolorze krwistej czerwieni ani do tego o barwie czekoladowego brązu.
Bo miała ich, oczywiście, piętnaście. Siedem na parterze, osiem na pierwszym piętrze. Dziesięć było z łazienkami, a dwanaście miało widok na ocean.

-Martyna wszystko okej?- spytał się wrażliwie.
-Eh...nie wiem sama, nie wytrzymam z nimi.-wytarłam ostatnią łzę z policzka.
-To...nocuj dzisiaj u mnie.- przytulił mnie.
-Jak to? Twoi rodzice mi nie pozwolą, wiesz jak było.
-Nie ma ich dzisiaj wyjechali na jakąś delegacje, wrócą trzy dni po jutrze.-powiedział.
-Jesteś najlepszym przyjacielem z najlepszych.- pocałowałam go w policzek i wzięłam się za pakowanie rzeczy.
A potem się ruchaliśmy.
KONIEC, czyli coś, czego brakuje wszystkim opkom, które analizujemy.
Widocznie nawet Ałtoreczki tracą do nich chęci.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz