piątek, 19 września 2014

#11 Waleczna Margaret i kanapki z pasztetem (z podrobów!), czyli miłosne rozterki Merysujki z podróbką mitologii greckiej w tle

Kochani Czytelnicy!
Stęskniliście się? Zapewne nie mogliście się doczekać najnowszej analizy! Niestety nadmiar imprez w te wakacje (taaa, jasne), a potem nadmiar szkoły od początku roku szkolnego znacznie wydłużyły czas, jaki potrzebowaliśmy na napisanie tej analizy. Jednak ona jest tutaj! Świeża, pachnąca, prosto z piekarni. Czego możecie się spodziewać? Jak to w opkach bywa, będzie walka, będzie miłość i będzie "ta zła". Wszechogarniający burdel wymiesza się z Ubogością Opisu i kompletnym brakiem logiki. Poznacie kolejną Merysujkę z problemami miłosnymi i pośmiejecie się razem z nami!
Zapraszamy!

Zanalizowali: KociePorno, Opuncja i T-72.

Link do opka.

Opowiadanie- Margaret

Ponieważ kocham PJ (tego z "How I Met Your Mother"?) postanowiłam ,że napiszę opowiadanie związane z mitologią grecką i obozem herosów. Wiele moich koleżanek też je pisze , są one w polecanych blogach :)
Wszyscy mają opko, mam i ja!

mam nadzieję ,że wam się spodoba i jeśli wam się spodobało to komentujcie :)

                                                                          **

Rozdział I

Był sobotni poranek. Przekręciłam się, aby zobaczyć godzinę. Była dopiero 7:00 rano. Chwile (trzy chwile) zajęło mi aby przypomnieć sobie kim jestem i co tu robię.
Typowy sobotni poranek każdej Mary Sue.
Jeżeli wylądowała w obcym łóżku po udanej pod względami alkoholowymi imprezie, to rzeczywiście może mieć powody do zmartwień.

Nazywam się Margaret Pearl, mam 14 lat i mieszkam w kamienicy na Manhattanie w Nowym Jorku. Gdy budzik zadzwonił o godzinie 7:45...
"I wtedy on powiedział, że to koniec... Ty wiesz, jaki świetny pasztet z podrobów mi wczoraj wyszedł?!"
Wychodzi na to, że nasza Merysujka ustawiła sobie budzik na sobotę na 7:45 bez żadnego konkretnego powodu. A aŁtoreczka pominęła czterdzieści pięć minut życia swojej boCHaterki, chyba że Margaret tyle zajęło przypomnienie sobie, kim jest i co tu robi.

Gdy budzik zadzwonił o godzinie 7:45 szybko wstałam z łóżka i pobiegłam to łazienki. Obmyłam twarz i próbowałam rozczesać moje włosy (nie mylić z włosami sąsiadki z naprzeciwka! Lub tego dziwnego chłopaka, którego z niewiadomych powodów spotkała tuż po przebudzeniu), co nie jest łatwe, gdyż mam bujne blond loki. Następnie zbiegłam na dół do kuchni, aby zrobić sobie śniadanie.
Zejście na śniadanie - jest.

Jednak zobaczyłam ,że na stole są naleśniki co było dla mnie zaskoczeniem. Mój tata raczej nie robił śniadania, gdyż każda jego potrawa była albo niejadalna albo paskudnie wyglądała.  
No tak, bo każda kanapka z pasztetem (z podrobów!) wygląda paskudnie, a tatulek nie nauczył się jeszcze kłaść na chleb szynki. Margaret, bidulka, musiała to robić sama.
Zły ojciec +1

Jednak tym razem się postarał. Mój ojciec jest wykładowcą na Uniwersytecie Nowojorskim. Jest też historykiem, architektem i modelarzem. Gdy zajadałam się naleśnikami, nagle usłyszałam jak dzwoni telefon. Po krótkiej chwili okazało się jednak, że były to dzwony z kościoła pw. Świętej Logiki, które nawoływały do inicjacji użycia klawisza Enter. Dzwoniła moja przyjaciółka Alexia. Znałyśmy się od pierwszych chwil życia, gdyż nasi rodzice znali się z czasów swojej młodości. Po chwili, podczas której przypominałam sobie, kim jest Alexia i co tu robi, odebrałam.
-Cześć co tam ?
-Aaaa dobrze. Pamiętasz ,że dzisiaj jest dzień otwarty w naszej nowej szkole? -zapytała mnie.
-No tak ! Kompletnie zapomniałam a o której się zaczyna?
Jak mówiłam, Margaret ustawiła sobie budzik na 7:45 bez żadnego konkretnego powodu.

- Za pół godziny, więc lepiej się pospiesz Margaret. Za 15 min będę pod twoim domem. To do zobaczenia!- odpowiedziała.
Chciałam jej odpowiedzieć, ale się rozłączyła. Szybko pobiegłam na górę by się przebrać. Założyłam moją ulubioną koszulkę w kwiaty i shorty (hehs, koszulka w szorty. Nie w sZorty, tylko w sHorty!), gdyż był to upalny czerwiec. Właśnie miałam szukać swojego ulubionego naszyjnika, ale przypomniałam sobie, że zawsze mam go na szyi. Dostałam go od mojej mamy jak byłam mała, zanim nas opuściła i odjechała. Zawieszka miała kształt sowy z szarymi oczami. Tata zawsze mi mówił, że ma ona mi przypominać kim jestem, choć nadal nie wiem co to znaczy. Naszyjnik pełnił funkcję mojego amuletu, gdyż zawsze go nosiłam. Gdy chciałam go zdjąć, natychmiast czułam, że muszę go znowu założyć. Ale wciąż chciałam go szukać, sądząc, że go na sobie nie mam.
Trochę logiki nie szkodzi, aŁtoreczko.
I proszę mi wytłumaczyć, dlaczego tejże logiki brakuje, jak bohaterka tak naprawdę jest sową.

Usłyszałam dzwonek do drzwi, więc zbiegłam na dół. Po drodze wzięłam Mmoją Mmałą Ttorebkę,
Moja Mała Torebka to kontynuacja Mojego Małego Kucyka (My Little Pony), sprawdzone info.

Po drodze wzięłam Mmoją Mmałą Ttorebkę, gdzie schowałam portfel, telefon i błyszczyk. Założyłam moje tenisówki, a nie tenisówki mojego ojca, a tym bardziej matki, jej były w końcu sowie, i otworzyłam dziwi. Na schodach siedziała moja przyjaciółka, która jak zawsze wyglądała przepięknie. Miała długie, proste brąz włosy i brązowe a czasami piwne oczy (tylko w niedziele w godzinach 17-19). Ubrana była w krótkie spodenki i jej ulubioną bluzę naszej szkolnej drużyny koszykówki, w której grała. Chciałam ją zaskoczyć, więc się zakradłam stanęłam za nią i krzyknęłam:
-Hejka! – Alexia podskoczyła.
- Ach to ty. Przestraszyłaś mnie!- powiedziała dając mi swoją dłoń, abym ją podniosła. - Spodziewałam się Rihanny, ale przecież przyjechałam do Ciebie, no ja idotka, hehe.
- No już przepraszam. W nagrodę pójdziemy potem do naszej ulubionej lodziarni i postawie ci lody. Pasuje?
Dlaczego nikt nie stawia mi lodów po wystraszeniu mnie albo robieniu innych niemiłych rzeczy? *spogląda w stronę T-72 smutnym spojrzeniem numer 15*
Bo Ty nie biegasz WSZĘDZIE, jak nasza główna bohaterka. Jak się biega, to potrzeba kalorii. Jakby wszyscy Ci stawiali lody, już dawno byłabyś gruba. 
Ee, już jest.
Jesteście okropni! *chlipie w kącie*

- Niech będzie choć wolałabym pączka. – powiedziała wytykając mi swój język.
Popieram takie inicjatywy! Pączki rulz.

Zeszłyśmy ze schodów i poszłyśmy by zobaczyć naszą nową szkołę. Dlaczego nową? Na początku tego roku nasze rodziny, czyli moja i Alexii przeprowadziły się z New Jersey z Hoboken do Nowego Jorku.
Przeprowadzili się na początku roku, a jest czerwiec i dopiero teraz idą do nowej szkoły? Dlaczego? Co robiły pół roku? Żądam odpowiedzi.
Tylko nie Hoboken! Tam jest strasznie! Najgorsze jest to fałszywe ZOO!
Kowalski podał sugestie i szybko wyliczył na liczydle prędkość wystrzelonej spod pachy rakiety, a Rico profilaktycznie wypluł laskę dynamitu. "Cholerne Hoboken", pomyślał Skipper.

Bardzo lubiłyśmy nasze stare miasto, gdyż znajdowała się tam nasza ulubiona cukiernia. Będziemy tęsknić za ich ciastami, muffinkami i pysznymi tortami.
I feel you at the spiritual level!
Nie tęskniły za starymi szkolnymi przyjaciółmi, za mieszkaniem, za okolicą, którą znały, za piaskownicą, w której bawiły się jako dzieci, za ulubioną nauczycielką nauczania początkowego. Tylko za cukiernią i ich ciastkami. Tylko.

Na szczęście rodzice powiedzieli, że raz w miesiącu będziemy tam jeździć.
Ufff *Opuncja odetchnęła z ulgą* Ich życie nie jest tak straszne, jak to się wydaje...

* *
Gdy wchodziłyśmy do szkoły czułam, że ktoś nas śledzi. Rozejrzałam się i zobaczyłam jego. Był to wysoki, łysy mężczyzna w czarnym garniturze.
On?


Łe, a myślałam, że szykuje nam się Tró Loff... :(
Chyba że to nauczyciel. Wtedy wszystko jest możliwe.

Siedział koło fontanny, czytając najnowszą gazetę. Napotkałam jego wzrok był straszny. Popchnęłam przyjaciółkę, abyśmy szybciej weszły. Udało się, straciłam go z widoku. Za drzwiami czekali nasi nauczyciele i starsi uczniowie witający nas. Oglądałyśmy każdą salę, jak mogłam się spodziewać Alexi podobała się sala gimnastyczna i siłownia. Jednak szła ona do klasy biologiczno-chemicznej, gdyż chciała zostać lekarzem. Ja natomiast szłam do klasy matematycznej, której wychowawcą był pan od historii i łaciny z czego się ucieszyłam (cieszyć się z łaciny, czytaj: nigdy nie przeżyć ani godziny tego przedmiotu *ziewa na samą myśl*). Trudno nam będzie w osobnych klasach, ale damy radę. Na sam koniec wyszłyśmy na dwór zobaczyć boisko. Usiadłyśmy na ławce, aby zobaczyć nowy układ szkolnych chilliderek,
nowy układ szkolnych chilliderek,
                             szkolnych chilliderek,
                                   chilliderek
                            chilli


Aaaaaa, moje oczy!
Na pewno były bardzo pikantne.
Ossstre laski!

Usiadłyśmy na ławce, aby zobaczyć nowy układ szkolnych chilliderek (STAPH), gdy nagle znowu zobaczyłam tego mężczyznę. Alexia też go zobaczyła a jej twarz nie była już wesoła. Pociągnęła mnie za rękę i obie wybiegłyśmy ze szkoły. Była przerażona a zarazem wściekła.
"Przerażeni i wściekli" to nieautoryzowany sequel "Szybkich i wściekłych".

- Co się stało ? Znasz tego faceta? – spytałam się Alexi.
- Margaret czy widziałaś go wcześniej ?
- Tak był przed szkołą. – odpowiedziałam.
- Nie dobrze. Nie jesteś tutaj bezpieczna. Muszę zadzwonić do twojego taty.
- Ale czekaj o co chodzi ? I dlaczego masz dzwonić do mojego taty ?!
- Słuchaj tu chodzi o twoje bezpieczeństwo muszę cię zawieśźć do mojego obozu. – stwierdziła przyjaciółka.
Lol, czy to przypadkiem nie był tylko dzień otwarty? Bo nawet, gdyby wybrała się do tej szkoły, to jeśli chodzi o te w amerykańskich metropoliach - a już szczególnie w Nowym Jorku, który znajduje się w pierwszej dziesiątce najniebezpieczniejszych miast świata - to przy wejściu do nich po pierwsze znajdują się bramki, a po drugie przeszukiwane są plecaki i torby wchodzących osób. Nadal ktoś twierdzi, że jakiś randomowy gościu może kręcić się tam w ciągu roku szkolnego i stanowić niebezpieczeństwo..?
Ale dobra, co ja szukam logiki, tu się rozkręca kriminal wąteczek!

Jakiego obozu? Jedyny obóz jaki kojarzę to ten, na który Alexia jeździła co roku na prawie całe wakacje. Wyjęła swój telefon i szybko wykręciła numer. Pewnie do mojego taty, ale co on ma do tego? Nie słyszałam jej rozmowy, gdyż przyjaciółka rozmawiała szeptem. Po jakiś pięciu minutach skończyła rozmowę i powiedziała:
- Okej muszę jak najszybciej zabrać cię stąd.
- Ale gdzie ?
- Tam , gdzie jest jedyne miejsce gdzie będziesz bezpieczna.
Chciałam coś powiedzieć ,ale nagle usłyszałam straszny ryk. Przez ulicę biegł wielki pies. Chwilka to nie był pies. To było jakieś wielkie stworzenie z głową byka.
Czy ktoś ogarnia, co tu się dzieje???

Omal co nie upadłam, ale przyjaciółka pociągnęła mnie do najbliższej taksówki. Powiedziała adres, na który ma podjechać kierowca i ruszyłyśmy. Nie wiedziałam co się dzieję
To tak jak na początku rozdziału!

Nie wiedziałam co się dzieję i zemdlałam na tylnym siedzeniu taksówki.

ROZDZIAŁ 2

Obudziłam się leżąc na jakimś wielkim łóżku. Gdzie ja byłam?
To jakiś zwyczaj u Margaret - budzić się i nie wiedzieć, gdzie się jest?
Bo to imprezowa laska, a nie jakiś głupi nerd.

Otworzyłam oczy i zobaczyłam Alexie, którą obejmuje jakiś chłopak.
Uwaga, moi drodzy, ujawnił nam się właśnie Narrator-Czasozmieniacz!
Też umiem manipulować czasem, phi.

Miał ciemne (na przykład ciemnozielone lub ciemnofioletowe) nosy, krótkie włosy i ciemne oczy. Uśmiechał się do mojej przyjaciółki, chyba prawił jej komplementy. Okej nie dziwię się ,że ma ona chłopaka, ale dlaczego mi o nim nie powiedziała ?! Pewnie nie zauważyli, że wstałam.
- Yyyy Alexia ? Gdzie ja jestem? I kto to jest ?!
Oboje podskoczyli, jak widać ich zaskoczyłam. Odwrócili się, ale nie obejmowali się już.
- O cześć ! Wiesz co chyba powinieneś pójść. – mówiąc to spojrzała na bruneta.
- Tak, tak ! Spotkamy się później.
Nieznajomy uśmiechnął się, chwilę jeszcze został, bo uważał, że żadna kobieta nie może kierować jego życiem, i poszedł
- A więc może wytłumaczysz mi gdzie jestem i co tu robię?
- Słuchaj Margaret pamiętasz z lekcji historii te mity o greckich bogach. Oni istnieją naprawdę i mają z ludźmi dzieci, którzy są półbogami. Ja jestem córką Apolla. Ty też jesteś czyjąś córką na pewno masz matkę boginię, ale nie wiemy jeszcze jaką. W niedalekim czasie dowiemy się ,kto jest twoim boskim rodzicem.
Kapitalne. Już mi się podoba fabuła tego opka.
Jej rodzicami nie były przypadkiem sowy?

- Okej powiedzmy, że rozumiem. Ale gdzie jestem ?
Właśnie się dowiedziałam, że:
a) greccy bogowie istnieją,
b) jeden z nich jest moją matką,
c) moja najlepsza przyjaciółka jest córką Apolla.
Ale spoko, doskonale to rozumiem i chcę tylko wiedzieć, gdzie jestem. To moje ulubione pytanie i zadaję je sobie każdego dnia po wstaniu z łóżka.

- Jesteś w Obozie Herosów. Tutaj mieszkają wszyscy półbogowie w ciągu lata a nawet zimą. Ja jeżdżę tu co roku, zresztą sama wiesz. Obecnie jesteś w Wielkim Domu Wielkiego Brata, stale monitorowana i nadawana w HD, ale jak się obudziłaś to chwilowo będziesz mieszkać w domku Hermesa.
- Dobra, ale mam pytanie. Kim jest ten brunet, z którym się obejmowałaś ?!
Oczywiście, to najważniejsze.

- No tak … To jest mój chłopak. Przepraszam, że ci o nim  nie powiedziałam. Ma na imię Jared  i jest synem Hermesa, więc będziesz go widywać przez jakiś czas. Mam nadzieję, że się polubicie.
- Damy radę. Jeśli ty go lubisz, to ja też. – powiedziałam uśmiechając się.
- O dzięki, dzięki, dzięki!- odpowiedziała mi Alexia przytulając mnie.
Rojal Boska Merysójka musi oczywiście najpierw zaakceptować chłopaka swojej bff... bo tak.

Po kilku minutach ściskania się, gotowa byłam wstać i zobaczyć nowe miejsce. Przyjaciółka pozwoliła, abym się o nią oparła i wyszłyśmy z Wielkiego Domu. Obóz był wielki. Wszędzie wokoło biegały dzieciaki w pomarańczowych podkoszulkach w wieku od 12-18 lat.
Zrobione z naprawdę dobrej bawełny, półbogów stać.
Stare te koszulki.
Czy tylko mi przypomina to troszeczkę serię CHERUB, z tym całym obozem dzieci i koszulkami?

Wokoło stały domki, każdy był inny. Pewnie jeden domek na jednego boga lub boginię. Pierwsze trzy były największe, ale puste.
I wydedukowała to po kolorach ścian czy po kształcie okien?
Może tak jak w kamienicach czy blokach, na drzwiach wisiały tabliczki z nazwiskami?

- Czy ktoś mieszka w tych pierwszych domkach? – spytałam.
- To znaczy w tym o tam nikt nie mieszka, bo Hera nie ma dzieci.
"Dzieci Hery to Ares (którego – według niektórych mitów – miała spłodzić sama, bez pomocy Zeusa), Hefajstos, Hebe oraz Ejlejtyja, bogini czuwająca nad porodem." (Wikipedia)
Znajomość mitologii to podstawa pisania opek w tym fandomie, tak sądzę. Jednak, co prawda, Hera nie ma dzieci z żadnym ze śmiertelników (!), czyli kłania nam się tutaj Ubogość Opisu.
Wszędobylska Wiecznie w Opkach Panująca Ubogość Opisu. To też bóstwo.

W tam tym też raczej nikt. Jest to dom Zeusa. A w trzecim mieszka jeden chłopak, jest synem Posejdona oraz największym herosem naszych czasów. Można powiedzieć, że jest naszym przywódcą.- opowiedziała mi przyjaciółka.
Ciekawe jak to było być synem pana mórz.
Mokro? *pranie schnie*

Rozejrzałam się po innych domkach. Jeden był całkiem różowy. Pewnie Afrodyta pomyślałam. Wokół innego był drut kolczasty, a na innym rosła trawa na dachu. Po chwili  doszliśmy do domku z numerem 11.
- To tutaj. Mieszkają tu dzieci Hermesa oraz ci, którzy nie zostali jeszcze uznani przez swoich boskich rodziców. Zaprowadzę cię do środka.
O drzwi wejściowe opierał się chłopak Alexi. Trzeba przyznać, że był ładny , ale ja wolałam inne typy chłopców i tylko dlatego jej go nie ukradnę. Moja przyjaciółka uśmiechnęła się, chłopak z resztą mieszkańców domku też. Musieli na prawdę się kochać. Wszyscy, którzy się do siebie uśmiechają, muszą się kochać.
- A więc Jared pokaże ci, gdzie będziesz spać. Za godzinę będzie ognisko. Przyjdź po mnie za pół godzinki to spotykamy się przed areną. Oczywiście nie powiedziałam ci, gdzie masz po mnie przyjść. Domyśl się, jesteś przecież taka mądra!
Przyjaciółka pomachała mi, a może swojemu chłopakowi? Już sama nie wiem.
Na pewno jemu, przecież go tak bardzo kochała, że aż się do niego uśmiechała!

Potem oddaliła się do swojego domku. Weszłam za brunetem. W tym małym pomieszczeniu było zadziwiająco dużo dzieci. Chłopak pokazał mi miejsce w końcskie ciapki i powiedział, że do czasu, aż mój boski rodzic mnie nie uzna będę tu spać. Nie żeby to miejsce nie było super, ale miałam nadzieję, że szybko się stąd wyprowadzę. Gdy upłynęło 20 minut mała Ania (naciśnij mnie, jestem linkiem!) postanowiła ,że pójdę pod arenę. Po drodze oglądałam wszystkie domki i zastanawiałam się, w którym będę mieszkać po tym całym „uznaniu”.
Nadal jej w ogóle nie dziwi cała sytuacja. To takie normalne! Najważniejsze to zastanowić się, gdzie się będzie mieszkało.

Na miejsce spotkania dotarłam szybciej, niż się spodziewałam, więc postanowiłam zwiedzić arenę. Byłą wielka, wszędzie była różnorodna broń i manekiny. Chodziłam  dokoła i nagle usłyszałam jakiś hałas. Przestraszyłam się, ale poszłam sprawdzić co to lub kto to. Pobiegłam do schowka na broń, bo stamtąd pochodziły dziwne dźwięki. Weszłam do środka,
Genialne! Wejść do schowka na broń, z którego dochodzą dziwne dźwięki. To NA PEWNO nie dlatego, że ktoś jest w środku. A skoro ktoś jest w środku, to NA PEWNO nie ma broni, którą ewentualnie może ją zaatakować.

ale ktoś zaszedł mnie od tyłu (hehe) i przyłożył mi miecz konewkę do gardła. Ale chyba się uspokoił, bo odsunął się po chwili. Odwróciłam się powoli do tyłu. Wtedy zobaczyłam jego. Był to chłopak o ciemno blond włosach i pięknych zielonych oczach. Był troszkę wyższy ode mnie i miał na sobie zbroję.
Tró loff alert!
Najważniejsza jest obczajka.
Oczywiście! Siedemnasta zasada merysuizmu - gdy ktoś cię napada, obowiązkowo w pierwszej kolejności obczaj kolor jego włosów i oczu.

Po chwili milczenia i wpatrywania się w samą siebie (jestem taka piękna, ahhh!) powiedziałam:
- Cześć. Czy ty tak każdego napadasz ? Wiesz jak się bałam!
- Przepraszam cię, ale myślałem, że to potwór. Twoje włosy wyglądają ośmiornicowato!
- Twoja stara to potwór.
- Ale ty chyba nim nie jesteś? – spytał uśmiechając się. Widocznie bawiła go ta sytuacja. Po chwili dźgnął mnie palcem w żebro. Zaśmiałam się, ponieważ moja ciocia miała straszne łaskotki. – A tak wogule (moje oczy umarły *chlip*) to jestem Lucas, syn Apolla. Jesteś nowaą  prawdaą  ? Nie widziałam cię wcześniej, a fajna dupa z ciebie jest.
- Tak jestem nowa. Dopiero dzisiaj tu trafiłam. Przywiozła mnie tu moja przyjaciółka Alexia.
- Aaaa moja siostrzyczka!
-  Czy mi się zdaje, że mówicie o mnie ?! – Powiedział jakiś głos.
Oboje z Lucasem się odwróciliśmy. W drzwiach stał oczywiście kto ? Alexia.. Nie wiem kto był bardziej czerwony ja czy mój nowy kolega.

Niezastąpiony kwejk.pl.

- Dobra wybaczę wam to. Margaret czas na ognisko, a i Lucasie Adara czeka na ciebie przed areną. Nie jest chyba zadowolona, więc lepiej się pośpiesz. – powiedziała.
Chłopak pomachał nam na pożegnanie i w pośpiechu wybiegł ze schowka. Przyjaciółka spojrzała na mnie i powiedziała:
- No no no ja cię szukam a ty sobie tutaj gawędzisz z jednym z najprzystojniejszych chłopaków na obozie.
- Przepraszam, ale stryjeczna babcia mojego ojca była wcześniej i chciałam zobaczyć to miejsce od środka. Nagle usłyszałam hałas i pobiegłam sprawdzić kto to. A tak wogule (znowu umarłam) kto to Adara?
- To dziewczyna mojego braciszka. Jest córką Hekate bogini magii i czarów. Większość obozowiczów jej nie lubi, ale jakimś cudem on się w niej zakochał. (To na pewno dlatego, że ma duże cycki. Wszyscy faceci na to lecą.) Choć niektórzy podejrzewają, że Adara rzuciła na niego zaklęcie miłosne. Ja też tak uważam, bo ona naprawdę jest wredna a to ,że potrafi czarować pogarsza sytuację.
- Och. Lucas wydaję się bardzo fajny i miły, może naprawdę ją kocha ?
- Może, ale chodź już bo się spóźnimy.
Przyjaciółka złapała mnie za rękę i pobiegłyśmy na ognisko. Gdy dotarłyśmy, spaliłyśmy się, a prawie wszystkie miejsca były już zajęte [tak to jest, jak się nie zrealizuje rezerwacji na czas], ale udało nam się usiąść. Wszyscy siedzieli wokół ognia, śpiewali i jedli kiełbaski.
Jednocześnie śpiewali i jedli kiełbaski? To musiało być, delikatnie mówiąc, obrzydliwe.

Byli jak jedna rodzina, spodobało mi się to. Na samym początku „imprezy” Chejron, czyli półczłowiek- półkoń półRafał wstał i obwieścił ,że jutro rozegra się pierwsza bitwa o sztandar Llego Duplo lata. [E tam Duplo, ja miałam takie fajne Belville dla dziewczynek!] Obozowicze wiwatowali z zachwytu. Siedzieliśmy tak wszyscy żartując i jedząc, gdy nagle stało się coś dziwnego. Wszyscy obozowicze spojrzeli w moją stronę.  Wokół mnie zabłysło jakieś światło a nad moją głową pokazała się sowa. Centaur wstał i powiedział:
- Margaret zostałaś uznana. Jesteś córką Ateny, bogini mądrości.  
Na swoje nieszczęście większość genów Margaret odziedziczyła po ojcu. Po matce ma tylko wisiorek z sową.
 

ROZDZIAŁ 3

Minął nie cały dzień odkąd zostałam uznana, a dokładnie 12 godzin.
Dwanaście godzin to tak jakby trochę mniej niż "nie cały dzień".
Mniej niż "niecały". Ale dwanaście godzin to rzeczywiście "nie cały dzień".

Musiałam szybko w nocy przeprowadzić się do domku nr.6. Było już tak późno, że nie poznałam jeszcze grupowej. O tym, że jakaś grupowa jest, dowiedziałam się z ułożenia gwiazd [chodzi o wspólną łazienkę czy coś?]. Po tym ukazaniu się sowy nad moją głową, moi bracia i siostry wiwatowali i klaskali. Ucieszyłam się, gdyż od teraz będzie to moja rodzinka. Może oni będą mi robić lepsze śniadanie niż rodzony ojciec, o którym nie myślałam ani chwili od momentu dotarcia do obozu. Phi, tylko mnie wychowywał przez czternaście lat! (zła córka +10) Wstałam o 6:00, Większość osób jeszcze spała, więc poszłam do łazienki zrobić poranną toaletę (najbardziej lubię budowanie latryn i pryszniców) i się ubrać. Założyłam nową pomarańczową koszulkę z napisem „Obóz Herosów” i krótkie spodenki. Po paru minutach wyszłam w domku się przejść. Niebo było lekko różowe, ale i niebieskie. Nie było żadnych chmur czy nawet ptaków. Było jedynie słychać cichy szum lasu. Postanowiłam, że pójdę na arenę. Może uda mi się poćwiczyć, gdyż raczej nigdy nie władałam żadną bronią, ale nie jestem pewna. Jak zawsze (loool, ona tam jest DRUGI DZIEŃ! AŁtoreczko, błagam, zacznij myśleć!) na podłodze leżała broń i wokoło stały manekiny. Nie spodziewałam się nikogo, a jednak ktoś tu był. Była to dziewczyna o brązowych lokach i szarych oczach. Pomyślałam ,że to jedna z moich sióstr, ale coś mi nie pasowało. Strzelała z łuku i za każdym razem trafiała w sam środek, więc była biedna, bo niszczyła strzały, cały czas trafiając w poprzednią, bo strzelała ciągle w to samo miejsce [w Sports Champion na PS za każdą taką dostaje się +50 punktów!]. Podeszłam do niej i powiedziałam:
- Cześć. Dobrze strzelasz.
- Możesz mi nie przeszkadzać! Nie widzisz, że ćwiczę?!
- Dobra, dobra spokojnie. Czyim jesteś dzieckiem, bo chyba nie Ateny ?- zapytałam.
Dziewczyna mówi, żeby jej nie przeszkadzać, a ta dalej ględzi.

- Nie, nie jestem córką tej przemądrzałej bogini mądrości. Moją matką jest Hekate. Pewnie o mnie wiele słyszałaś. Jestem Adara.
Powiem ,że wkurzyła mnie ta dziewczyna. Jak mogła tak oskarżać moją matkę, o której wiem, że jest moją matką, od poprzedniego dnia, i wcale nie martwię się tym, że olewała mnie przez czternaście lat mojego życia, bo mogę mieszkać w fajnym obozie z takim jednym fajnym przystojniakiem?! Lecz po chwili przypomniało mi się kim jest. Przecież to jest dziewczyna George'a Lucasa, tego od "Gwiezdnych Wojen", ta zła. Właśnie chciałam się wycofać, gdy usłyszałam męski głos:
- Adara gdzie są nowe strzały?
O nie to jej chłopak. Wpadłam. Niestety było już za późno na ucieczkę. Zza schowka wyszedł mój nowo poznany kolega. Spojrzał najpierw na swoją dziewczynę, a potem na mnie.
- O cześć. Margaret prawda ? Chyba już się poznałyście. To moja piękna dziewczyna. – powiedział wskazując na brunetkę.
- Hej… Ja już będę szła. – powiedziałam w pośpiechu.
- Nie, nie, nie! Gdzie się tak spieszysz ? Do śniadania jeszcze szmat czasu.
- Lucasie lepiej, żeby poszła. Nie potrzebujemy jej tu. Mieliśmy pobyć sami. – mówiąc to podeszła do niego i rzuciła swoje ręce na jego ramiona.
- Spokojnie właśnie miałam wychodzić, bo umówiłam się z Alexiom. – powiedziałam i wyszłam.
Alexiom.
Błagam, nie. Co ja takiego zrobiłam, żeby na to zasłużyć?

Trzeba przyznać, że jego dziewczyna była naprawdę wredna. W pośpiechu pobiegłam pod domek przyjaciółki z nadzieją ,że zaraz wyjdzie. Niestety nikt nie wychodził. Postanowiłam wrócić do swoich braci i sióstr. Po kilku minutach dotarłam pod swój domek. Przed drzwiami stała wysoka blondynka z lokami, która trzymała jakiegoś bruneta za rękę. Nie wiem czemu, ale rozpoznałam kto to.
- Annabeth ! 
Łooooo, ale combo! Dwie piosenki w jednym imieniu! Anna, czyli szwedzka techniawka i Beth, czyli ckliwy hamerykański gejorock. Mógłbym tak nazwać moją córkę...
Chociaż... Nie, lepiej by brzmiało Aniołśmiercizimnytatuś. Bardziej oddaje mnie, ojca.
Dziewczyna odwróciła się w moją stronę. Uśmiechnęła się widząc mnie.
- Margaret ! Wiedziałam, że kiedyś tu trafisz. Witam cię w Obozie Herosów. Ja jestem grupową domku Ateny, a to mój chłopak Percy. Jest synem Posejdona i największym herosem tego świata. – powiedziała blondynka uśmiechając się i całując swego chłopaka.
To była Annabeth Chase. Znałyśmy się od dzieciństwa. Nasi ojcowie pracowali razem przez jakiś czas, więc często się widywałyśmy.
Czyli jednak wiesz, dlaczego ją rozpoznałaś.

Niestety potem przeprowadziła się i rzadziej się widziałyśmy. Zawsze byłyśmy jak siostry. Teraz naprawdę nimi jesteśmy. Ucieszyłam się bardzo, że będę mieć tu kogoś takiego przy sobie.
- Za pół godzinki będzie śniadanie. Chciałabym abyś usiadła koło mnie. Pamiętaj dzisiaj jest bitwa o sztandar. Będziesz walczyć przy mnie, zrozumiano ?
- Tak jest! – krzyknęłam salutując jak żołnierz.

Po chwili wszyscy zaczęli wychodzić z domku, aby zająć najlepsze miejsca na śniadaniu. Wedle rozkazu usiadłam koło mojej grupowej. Jedzenie było wspaniałe, dlatego że każdy jadł to co chciał lub na co miał ochotę, a nie dlatego, że kucharze byli dobrzy. Ja zjadłam sałatkę i grzanki z serem. Popijając moim  ulubiony sokiem pomarańczowym. Mechanicznie rozdrobniona papka powoli przesuwała się przełykiem dzięki jego ruchom perystaltycznym. HCl, który oprócz tego, że czyni środowisko żołądka bardziej kwasowe, zaczął aktywować pepsynogen do pepsyny, która to z kolei... Po posiłku obozowicze przygotowywali się do bitwy. Annabeth wybrała mi zbroję i miecz, który według mnie nie był dla mnie (bo nie miał sparklącej rękojeści), ale nie było nic innego. Bitwa miała się zacząć o 14:00 w lesie. Zdążyłam jeszcze przed nią pójść razem z przyjaciółką na spacer.
- Jak ci się podoba obóz ? – spytała mnie po kilku minutach milczenia.
- Jest bardzo fajny. Są tu wspaniałe dziewczyny i kilku przystojnych chłopaków. – powiedziałam dźgając Alexie w żebro. Obie zaczęłyśmy się śmiać. Przystojni chłopacy są tacy zabawni! A nie są? Zazwyczaj są tylko przystojni. Przynajmniej w opkach tak to działa. Po chwili odpowiedziała mi:
- Owszem jest tu wiele przystojniaczków, ale radzę ci uważać … zwłaszcza na Lucasa. Adara raczej cie nie polubiła, a fakt ,że jak widać jej chłopak cię polubił pogarsza sprawę. Powiem ci tak: spróbuj trzymać się od niego z daleka, bo ona ci tego nie wybaczy.
- Ale kto powiedział, że będę go podrywać czy coś? Zresztą miałam nadzieję, że nauczy mnie strzelać z łuku.
- Nie, nie, nie to ja cię nauczę. Nie chcę abyś miała już kłopoty. Chodźmy już bo ominie nas bitwa.- pospieszyła mnie.
Na Polu byli już chyba wszyscy. Pobiegłam do Annabeth. Ona poprawiła mi zbroję, włosy i makijaż, i wręczyła mój miecz. Dała mi kilka rad i przedstawiła plan. Naszym najgroźniejszym wrogiem były dzieci Aresa- boga wojny. Ja miałam być tuż koło siostry, która miała mnie pilnować i bronić w razie potrzeby. Na szczęście moja przyjaciółka była w tej samej drużynie co ja, czyli w niebieskich. Niestety jej chłopak był przeciwko nam. Po jakiś pół trzynastu godzinach omawiania strategi wszyscy ustawili się na swoich miejscach. Chwilę później po lesie słychać było dźwięk rogu, obwieszczający początek bitwy. Wszędzie było słychać krzyki obozowiczów. Ja razem z Annabeth stałam koło sztandaru, lecz go nie pilnowałam, jestem takim fejmem, że inni zrobią to za mnie. Z naszej prawej strony zaczęli przybiegać wrogowie. Moi bracia pobiegli ku nim. Słychać było dźwięki obijającego się o siebie metalu i skrzypy zbroi. Gdzieś z oddali leciały ku nam strzały. Osłanialiśmy się swoimi tarczami i naszych towarzyszy. Nie wiem kto wygrywał, ale naszej flagi jeszcze nikt nie zdobył. Była bardzo dobrze ukryta za drzewami, nie można jej było zobaczyć z oddali. To ja wybrałam miejsce, więc jestem z siebie dumna, że jeszcze nikt jej nie zdobył.
Wow, owacje! *owacje*

Nadal przybiegali do nas przeciwnicy, lecz niestety robiło ich się coraz więcej. Czekałam, aż Annabeth pozwoli mi pobiec i walczyć, ale ona i jej tarcza cały czas nalegały abym została. Po kilku minutach sama pobiegła wgłęb bitwy zostawiając mnie samą wśród krzaków. Nie wiedziałam co robić. Postanowiłam posiedzieć tu jeszcze chwilkę a gdy będzie już źle wbiegnę i zacznę walczyć.  Podbiegł do mnie jeden z moich braci ostrzegając mnie abym była gotowa. Czekałam i czekałam, gdy naglę usłyszałam krzyk mojej przyjaciółki. Nie wiedziałam z jakiej to strony. Szybko wybiegłam szukając Alexi. Zauważyłam kawałek jej zbroi po prawej stronie. Była otoczone przez piątkę przeciwników, za pewne dzieci Aresa.  Biegłam do niej jak najszybciej. W pewnym momencie usłyszałam głosy za mną. Ktoś za mną był. Właśnie chciałam się odwrócić nawet zamachnęłam się już moim mieczem. Niestety ktoś był szybszy. Dostałam czymś ciężkim w głowę i upadłam.
Oni się tak na poważnie naparzają tymi mieczorami? Co za Radom...

ROZDZIAŁ 4

Poprzednim razem jak leżałam w Wielkim Domu przy moim łóżku stała Alexia, którą obejmował jej chłopak Jared. Tym razem nikogo z początku nie widziałam. Co ja tu robię ?
Standardowe Pytanie Po Przebudzeniu Margeret Pearl, w skrócie SPPPMP.

A no tak była bitwa o sztandar. Biegłam pomóc Annabeth, gdy ktoś walnął mnie mocno w głowę. Ciekawe od ilu godzin jestem nie przytomna a może nawet dni.
A nie jest zainteresowana tym, co jej się stało albo kto jej to zrobił?
Attention whore najpierw musi wiedzieć, czy nie dawała znaków życia wystarczająco długo, aby wszyscy się nią zainteresowali!

Byłam bardzo zmęczona i obolała, więc po chwili zasnęłam. Gdy kolejny raz się obudziłam ktoś był w pokoju. Był to wysoki chłopak o ciemno blond włosach. Lucas? Co on tu robił? Chodził w tę i z powrotem, myślał nad czymś. Musiał być zdenerwowany, może nie chciał aby jego dziewczyna dowiedziała się, że tu jest. Nie polubiłam Adary, jest wielką egoistką. Lecz myślałam, że Lucas ją naprawdę kocha i powie jej, że tu jest. Jednak wiem, że jej tego nie powiedział, bo jestem córką Ateny, bogini mądrości, i jestem w cholerę mądra. Choć po naszym spotkaniu myślę, że raczej będziemy wrogami niż przyjaciółkami.
Bo oczywiście nie można traktować nikogo po prostu obojętnie. Trzeba go albo nienawidzić, albo kochać. Jak w systemie zerojedynkowym.

Z innej strony coś mi tu nie grało, może Alexia miała racje co do tego, że córka Hekate zaczarowała jej brata. Nie wiem tego na razie, ale się dowiem, bo to najważniejsze, co muszę wiedzieć o Obozie Herosów. W pewnym momencie chłopak zatrzymał się i oparł o moje łóżko. Spojrzał na mnie, ale nie zauważył, że się obudziłam. Był tu jeszcze z 10 minut i odszedł. Innym razem jak się obudziłam przy moim łóżku stała jakaś dziewczyna. Miała jasne brązowe włosy, lekko pofalowane i szare oczy. Na pewno była to moja siostra.
Bo??????

Ona jako pierwsza zobaczyła, że żyję.
- Margaret wszystko dobrze? Pamiętasz kim jesteś i gdzie jesteś?
- Tak, tak czuję się lepiej. Jestem córką Ateny i bezimiennego ojca, który jest kompletnie nieistotny, dlatego go pomijamy, jak opory ruchu w zadaniu z fizyki (zła córka +20), i jestem w Obozie Herosów. A ty kim jesteś? – spytałam.
- Cześć jestem Natalie i jestem twoją siostrą. Mamy koło siebie łóżka. Chciałam się przedstawić przed bitwą, ale wcześnie wstałaś i wyszłaś.
Już sobie przypominam. Tego dnia poszłam z samego rana na arenę. Spotkałam tam Lucasa z Adarą. Potem poszłam pod domek przyjaciółki, ale w końcu wróciłam do pokoju. Spotkałam Annabeth ze swoim chłopakiem. Następnie było śniadanie a po nim bitwa.
Pisałaś o tym w poprzednim rozdziale. Nie chcemy, ale pamiętamy.
W sumie ze względu na wszechobecny logiczny burdel dobrze jest przypomnieć.

- Ile jestem nie przytomna ?- spytałam siostrę.
- Trzy dni?                                                                                                                                    
- Co? Tak długo tu leże?
- Ktoś musiał cię mocno uderzyć. Nadal nie wiemy kto to był. Pamiętasz co się wtedy stało?
Opowiedziałam jej całą bitwę. Natalie cały czas się uśmiechała (myśląc sobie: "hehe, ale kretynka siostra mi się trafiła, lol"), ale rozumiała mnie. Fajnie mieć taką siostrę. Rozmawiałyśmy jeszcze przez chwilę, ale dziewczyna musiała iść na obiad. Mój posiłek zostanie przyniesiony za chwilę. Cieszę się bo byłam bardzo głodna, w końcu nic nie jadłam od 3 dni. Razem z obiadem przyszła do mnie Alexia. Wbiegła do pokoju i mnie mocno uściskała. Powiedziała mi o tym co się stało po bitwie. Okazało się, że większość obozowiczów myśli, że to dziewczyna jej brata mnie uderzyła a przy okazji rzuciła na mnie zaklęcie usypiające.
Pewnie. Wróg Numer Jeden musi być, a okropna dziewczyna przystojniaka nadaje się idealnie.

Niestety nie mają dowodów, a Adara się nie przyznaje.
### TYMCZASAM W DOMU ADARY ###
 Śniadanie
- Adara, przyznaj się, że rzuciłaś zaklęcie usypiające na Margaret.
- Nie, mamo, nie przyznam się!
- To chociaż zjedz trochę kaszki.
- Nie chcę kaszki.
- Oj, Adara, bo będzie szlaban na bitwy...
- Mamo, proszę...
- No to przyznaj się, że rzuciałaś zaklęcie usypiające na Margaret.
- Nie, nie przyznam się.
- No to szlaban.
- Mamo, odjeb się, mam już 12 lat.
- Ty zawszona gówniaro! ŻRYJ TĘ KASZĘ! JA CIĘ JESZCZE ZMUSZĘ DO GADANIA!
### KONIEC TRANSMISJI ###
Od tego momentu Lucas się z nią nie widział, więc dlatego był taki nerwowy. Po chwili ciszy przyjaciółka powiedziała:
- Bardzo cię lubi, wiesz? Mimo iż rozmawialiście tylko raz i wtedy jego pierwszym odruchem było zabicie cię.
Dopiero po chwili zrozumiałam o co jej chodzi.
- Może. To fajny chłopak, ale ma dziewczynę, która chyba mnie już nienawidzi.
Noo, biedaczek. Dlatego jej go odbiję.

- Spokojnie Adara ma więcej wrogów w tym obozie niż przyjaciół.- stwierdziła.
Siedziała u mnie do kolacji. Przyszedł po nią Jared. Uśmiechnęłam się i puściłam ich wolno.
Niewolnikom też należy się trochę odpoczynku.

Myślałam, że już nikt mnie nie odwiedzi. Zdziwiłam się gdy w drzwiach zastałam jakąś dziewczynę. Była ona średniej wysokości, jej włosy były długie i czarne. Wyglądała groźnie, ale jej uśmiech sprawiał, że wyglądała normalnie.
Czyli jak w końcu wyglądała? Co oznacza "normalny" wygląd?
Normalnie, normalna twarz, normalna postura, normalna wysokość. Wszystko normalne.


Córka Aresa pomyślałam. Widziałam jej rodzeństwo podczas bitwy i wyglądali podobnie. Przedstawiła mi się jako Patt, też jest tu od nie dawna. Ciekawe ile nowych obozowiczów przybywa rocznie. Annabeth mówiła, że ich liczba coraz bardziej rośnie z roku na rok. Gadałyśmy dość długo, chyba się polubiłyśmy, ale nie mam żadnej pewności. Wyszła ode mnie około 20:00. Już nikt więcej do mnie nie przyszedł tego dnia, panie policjancie. Mam żelazne alibi. Zasnęłam spokojnie.
Następnego dnia z samego rana poszłam już sama na śniadanie. Miło było wyjść z Wielkiego Domu. Ucieszyłam się widząc domki, las i innych obozowiczów. Gdzieś w oddali zobaczyłam moją grupową, która szła za rękę z Percym. Wyglądali bardzo słodko. Musieli się naprawdę kochać.
I znów - jak jakaś para wygląda bardzo słodko, musi się naprawdę kochać. Świat aŁtoreczki jest najwyraźniej tęczowo-różowy w serduszka i kwiatuszki.
No, a dookoła hasają Kucyponki.

Śniadanie przebiegło normalnie.
W tym opku wszystko musi być chyba normalne. Żadnych odstępstw od normy.

Każdy jadł to na co miał ochotę.
Co bohaterkę dziwiło nieustannie, dlatego też co rusz o tym wspominała.

Ja miałam tosty i sok marchewkowy.
Dokładny opis posiłku strikes again!

Na końcu podeszła do mnie Alexia.
- Słuchaj stwierdziliśmy, że nie umiesz walczyć mieczem, więc nauczę cię strzelać z łuku. Przyjdź za pół godzinki na obydwie strzelnice. – powiedziała.
Szłam rozdwojona powoli na umówione miejsce, zobaczyłam jak Natalie szła do stajni. Poszłam za nią. Pokazała mi pegazy. Tak jak myślałam nie spotkałam żadnego różowego czy tęczowego konia.  Chciała już zacząć mnie uczyć, ale za 5 minut miałam mieć lekcje łucznictwa. Gdy dotarłam na miejsce usłyszałam głosy w swojej głowie. Postanowiłam nie wchodzić jeszcze na strzelnicę i podsłuchałam rozmowę.
- Dobrze wiesz, że tak będzie lepiej jeśli to ja będę ją uczyć na nie ty. Wiem, że się lubicie. Lecz nie pozwolę aby moja przyjaciółka oberwała przez twoją głupotę Lucasie. Przecież wiesz, że twoja kochaniutka dziewczyna już jej nienawidzi i pamiętaj jeśli kiedykolwiek ją skrzywdzisz będziesz miał do czynienia ze mną!
Dopiero po chwili wyszłam z szoku. To była Alexia. Kłóciła się ze swoim bratem o to kto ma mnie uczyć, bo wszyscy walczyli wręcz o to, żeby mnie uczyć, taka jestem znana i lubiana, jak na merysójeczkę przystało. Stałam nieruchomo przed wejściem, ale usłyszałam nagle kroki. Szybko schowałam się za drzewem. Nagle wyszedł brat mojej przyjaciółki. Nie był zadowolony raczej wściekły.
"Niezadowoleni i wściekli" to kontynuacja "Przerażonych i wściekłych". Dzieci Apolla już tak mają.

Dopiero po kilku minutach weszłam do środka. Zaczęłyśmy trening. Udawałam, że nic nie słyszałam choć nadal nie wiem o co tu chodziło. Córka Apolla wytłumaczyła mi co ma robić, jak się strzela i jak powinnam trzymać łuk. Wszystko rozumiałam, więc ustawiłyśmy manekin na środku Sali. Miałam strzelić. Naciągnęłam cięciwe i strzeliłam. Niestety moja strzała wpadła w siano. Każdy kolejny strzał się nie udawał. Zaczęłam się wkurzać. To była pierwsza rzecz w moim życiu, która mi nie wychodziła! Byłam tu chyba już prawie godzinę i ani razu nie trafiłam. Z wściekłości aż przewróciłam manekin mocnym kopniakiem.


Alexia postanowiła, że zostawi mnie samą abym się uspokoiła.
A nie lepiej byłoby po prostu pomóc swojej najlepszej przyjaciółce nauczyć się strzelania? To nie jest aż takie trudne.
W sumie ta dziewczyna ma jakieś problemy emocjonalne, strach kijem ruszyć.

Siedziałam tak na środku strzelnicy. Patrzyłam na strzały i myślałam dlaczego mi się nic nie udaje. Może i jestem córką Ateny, ale muszę czymś walczyć. Nawet Annabeth miała sztylet. Ja nie umiałam władać ani mieczem ani sztyletem na pewno i teraz jeszcze łuk. Zaczęłam płakać. Na początku był to cichy szloch ale przerodził się on w głośny jęk i krzyk, czyli płacz dziecka w wieku 0-5, które domaga się uwagi swoich rodziców. Łzy spływały mi po policzkach. Nagle ktoś mnie objął. Nie wiedziałam kto to, ale nie miałam zamiaru się odwracać. Było mi dobrze.  W końcu tajemnicza osoba powiedziała:
- Witam. Czy chciałaby Pani kupić dywan?
- Margaret wszystko będzie dobrze. Jeszcze nauczysz się strzelać z łuku.
Odwróciłam się i zobaczyłam Lucasa. Oboje się uśmiechnęliśmy. Nie wiem czy komuś innemu udało by się poprawić mi humor. Lecz temu chłopakowi zawsze się to udaje.
To jest jego pierwsza próba poprawienia jej humoru, czyli rzeczywiście zawsze mu się to udaje. 100% skuteczności!

Wstałam powoli i postanowiłam ,że posprzątam ten bałagan. Syn Apolla mnie powstrzymał.
- Słuchaj od razu mówiłem swojej siostrze, że to ja powinnam cię uczyć (łohoho, kolejny genderowy nie-wiadomo-co?), ale ona uważała, że to nie dobry pomysł. Dobra teraz pokaż mi co potrafisz. – mówiąc to otarł mi ostatnią łzę z policzka.
Wzięłam łuk i strzały. Blondyn ustawił manekin i stanął za mną. Jeszcze raz powiedział mi co mam robić. Napięłam cięciwe. Właśnie miałam strzelić, ale się zawahałam.
- Lucas zrozum nie umiem strzelać i się nie nauczę. Nie męcz mnie tym.
To brzmi jak "tak naprawdę chcę, żebyś mnie uczył, ale muszę usłyszeć od ciebie, że o niczym innym nigdy w życiu nie marzyłeś, inaczej to się nie będzie liczyć".
Bo to właśnie to ma oznaczać.

- Może i tak, ale pokaż mi jak strzelasz. Jeszcze nie wszystko jest stracone. Musisz uwierzyć w siebie. Skup się tylko na sobie i na celu. Oddychaj powoli, odpręż się i jak będziesz gotowa puść strzałę. - doradził mi jak rasowy coach.
Zrobiłam tak jak powiedział. Policzyłam do dziesięciu. Wzięłam głęboki wdech i wydech. Ponownie przygotowałam się do strzału. Po kilku sekundach strzała poleciała w stronę manekinu. Zamknęłam oczy. Nie chciałam na to patrzeć. Spojrzałam na chłopaka. On spojrzał na cel a potem na mnie. Wydawał się zaskoczony. Nie wiedziałam o co chodzi i się odwróciłam.
Jejku, jak dramatycznie! Nie mam zielonego pojęcia, co się dalej stanie! Czy ona znów trafiła w siano? A może prosto w sam środek tarczy? A może w Lucasa? Szybciej, szybciej, niech ktoś mi powie!
Trafienie w tarczę, a zwłaszcza w jej środek, jest bardzo mainstreamowe. Jej strzała pewnie narysowała na tarczy wzór strukturalny alkoholu, po czym wbiła się z drugiej strony.

ROZDZIAŁ 5

Gdy się odwróciłam, o mało co nie upadłam. Moja strzała tkwiła w miejscu, gdzie powinno być serce. Spojrzałam na syna Apolla. Oboje byliśmy w szoku. Poprzednim razem jak strzelałam zresztą
nie dawno, nic mi nie wychodziło. Strzały trafiały wszędzie tylko nie w manekin.
Pamiętamy. [*]

Jak to możliwe, że nagle umiałam tak strzelać? Może to obecność Lucasa mi pomagała? Cały czas mi się przyglądał. Chyba pomyślał o tym samym … Po kilku minutach ciszy powiedziałam:
- Może po ataku złości lepiej mi idzie.
Chłopak kiwnął głową, lecz i tak wiedziałam, że w to nie wierzy.
- To jest nie możliwe … Nikt nie dokonał nigdy takiej przemiany w swoich umiejętnościach. Strzelasz tak jakbyś ćwiczyła wiele lat! Wykluczamy czysty przypadek lub zbieg okoliczności - takich rzeczy nie ma w opkach. Tu wszystkim kieruje Imperatyw Ałtoreczkowy. Nie wierzę .. spróbuj jeszcze raz. - powiedział.
Strzeliłam raz, potem drugi, trzeci i doszło do dziesięciu. Każdym razem strzała trafiała w serce lub głowę.


Jakie to typowe, nie?

Gdy ja stałam z łukiem w rękach, blondyn usiadł na sianie i uważnie na mnie patrzył.
- Bardzo dobrze strzelasz. – powiedział ktoś, ale to nie był on.
Odwróciłam się. Za mną stała potężna dziewczyna z ciemnymi (ciemnoniebieskimi), krótkimi włosami do ramion i hebanowymi oczami.
- Cześć. Jestem Melody od Aresa. Słuchaj jesteś niesamowita! Musisz wziąć udział w naszych zawodach na najlepszego łucznika w tym tygodniu!
Zamurowało mnie. W zawodach? Ja? To chyba jakieś żarty.
- Mam pytanie kto jest najlepszym łucznikiem w naszym obozie? – spytałam
Nie - "na czym polega konkurs?", "jakie są konkurencje?", "kiedy?", "gdzie?"...
Łucznik Tygodnia brzmi prawie tak samo dumnie jak II Wicemistrz Oławy w Informatyce.

-Lepiej się spytał tego o tu syna boga słońca. – powiedziała wskazując na Lucasa.
- No tak … jest nią Adara.
Co? O mało co nie krzyknęłam. Mam rywalizować z jego dziewczyną, która w dodatku już mnie nienawidzi?!
No tak, lepiej rywalizować z kimś, kto cię uwielbia i prawdopodobnie da ci wygrać.
Albo z kimś, kogo ty uwielbiasz, i będzie ci głupio wygrać, ale jednocześnie nie chcesz przegrać.

Nie, nie, nie to nie może być prawda. Z drugiej strony widziałam jak strzela. W co ja się wpakowałam? Dobra spokojnie. Wzięłam głęboki wdech, wydech i powiedziałam zachowując pokerową twarz:
- Kiedy ten konkurs?
- W piątek. Masz jeszcze 3 dni na przygotowania.- odpowiedziała mi córka Aresa.
Dobra mam plan. Muszę wygrać. Bez względu na to co powiedzą na to inny. Niech ta głupia Adara przekona się z kim zadarła. Czas zacząć wojnę.
Dlaczego ona nienawidzi Adary poza tym, że:
a) Alexia powiedziała jej, że Adara jest głupia i nikt jej nie lubi,
b) Adara jest w związku z chłopakiem, na którego ma ochotę Margaret? 
Bo Adara ma rolę głównej bad bitch w tym Opkoprzedstawieniu i tak jusz jest.

Uśmiechnęłam się.
- Dobrze będę gotowa. Będzie ciekawie.
Nagle do strzelnicy wbiegła ta, o której myślałam.
"Ta, o której myślałam"... iście poetycko, doprawdy.

- Lucas! Gdzie ty się podziewałeś?! Szukam cię cały czas! Zapomniałeś, że byliśmy umówieni?!
- Nie mam zamiaru się do ciebie odzywać dopóki wszystkie sprawy się nie wyjaśnią.- odpowiedział chłopak.
- Co?! Masz zamiar mnie lekceważyć!


A tak wogule [argh] co tu robisz ? Mam pełną władzę nad twoim życiem, muszę to wiedzieć! - dopiero wtedy mnie zauważyła.- I co ona tu robi?- powiedziała córka Hekate.
Chciałam coś powiedzieć, ale nagle odezwała się Melody:
-Przepraszam was wszystkich, ale muszę zabrać Margaret, aby omówić z nią jej udział w naszych piątkowych zawodach.
- Chwilka!  To ona chce ze mną rywalizować?! Bardzo śmieszne. Jestem w tym najlepsza od ponad 5 lat. Zawsze wygrywam. – powiedziała dziewczyna chłopaka hydraulika wujka Staszka, syna Apolla, męża ciotecznej babki stryja.
- Uważasz się za najlepszą, ale poczekaj jeszcze 3 dni i się okaże kto tu naprawdę umie strzelać!
Mina Adary była najlepszym prezentem tego dnia. Po chwili wyszłam razem z córką boga wojny. Z oddali było jeszcze słychać kłótnię pary.
- Wiesz, że to będzie trudna i długa walka.
- Wiem, ale zwycięzca może być tylko jeden i tym razem nie będzie to ona. W końcu umiem strzelać od całej pół godziny!
I to bez jakiejkolwiek techniki czy rzeczywistych umiejętności... Serio, przecież każdy czasami tak ma, że gra w coś, w co właściwie grać nie umie (czytaj: kręgle, bilard itp.), i na początku zupełnie mu nie wychodzi, potem nagle ma dobrą passę, a potem zaczyna kombinować i wszystko się psuje.
Ale co ja mówię, to opko, tu Mary Sue umie wszystko.

Szłyśmy tak razem omawiając wszystkie szczegóły dotyczące tego co się będzie działo. Doszłyśmy do domku numer 5. Przed nim stała Patt. Wyglądała groźnie w pełnej zbroi.
- Ej Margaret! Chejron powiedział mi, że mam cię trochę przeszkolić. Czas na solidny trening.
Zabrała mnie na polanę. Musiałam wykonywać różne ćwiczenia typu brzuszki, pompki itp. Lecz i tak wiedziałam, że to była tylko rozgrzewka. Nigdy nie byłam super wysportowana, ale coś tam umiałam. Następnie nie było już tak tęczowo. Biegałam chyba z 10 kółek wokół areny. Nawet dwa kółka musiałam przebiec z córką Aresa na plecach. Ta śmiała się przez cały czas i mnie poganiała. ("Wio, koniku!") Po dwóch godzinach byłam bardzo, ale bardzo zmęczona. Moim ostatnim zadaniem było przeskoczenie przez wielki kamień. Na szczęście miałam trochę odpoczynku. Obejrzałam przeszkodę z każdej strony. Szukałam najlepszego miejsca na przeskok. Po kilku sekundach wypatrzyłam idealne wgłębienie. Rozpędziłam się i odpiłam od kamienia. Niestety odbiłam się zbyt wysoko. Szybowałam kilka sekund nad ziemią i zaczęłam niebezpiecznie spadać. Nie dobrze. Przypominam sobie lekcje o bezpieczeństwie. Mówili nam jak upaść by mieć najmniejsze rany. Wykonałam szybki obrót i ustawiłam się tak jak mi pokazywali. Nie przewidziałam tego, że ziemia jest twardsza od materaca. Usłyszałam jakiś trzask. Tylko nie to. Musze być sprawna na piątek. Po chwili pomyślałam, że to nie możliwe, abym coś sobie zrobiła, jestem przecież taka perfekcyjna. Robiłam wszystko tak jak powinnam, nawet podłoże upadku nie ma tu znaczenia.

Wszystko trwało ułamek sekundy, zupełnie jak tu:


Spojrzałam w las. Ujrzałam tam dziewczynę, która miała ręce w moim kierunku. Zaczarowała mnie. Sprawiła, że źle upadłam. Bez chwili wiedziałam, kto to zrobił. Tylko jedna osoba byłaby do tego zdolna- Adara. Więc to był jej plan? Wyeliminowanie konkurencji, ale ja się tak łatwo nie poddam. Po chwili córka Hekate pobiegła w głąb drzew. Z krzykiem podbiegła do mnie Patt i moja siostra Natalie. Skąd się ona tu wzięła. Pewnie zobaczyła mnie jak biegłam i przyszła zobaczyć co robię. Dziewczyny pomogły mi wstać.
Skomentuję całą tę sytuację jednym słowem (gratis macie ciacho z "Supernatural"):


- Nic ci nie jest? Nie wyglądasz dobrze. Chyba jest coś nie tak z twoją kostką … nie wygląda normalnie. Szybko potrzebujemy lekarza. Czy jest tu jakieś dziecko Apolla?!- krzyknęła.
Na polanę wbiegła moja przyjaciółka Alexia a wraz z nią jej rodzeństwo.
Wszyscy robią wszystko, żeby royal tyłeczek Merysujki był cały i zdrowy.
Wbiegają jak pomoc medyczna na boisko. W ogóle ta polana to wydaje się mieć w pewnym momencie jakąś tabliczkę z napisem "Polana", a potem "Koniec polany".

- Margaret  żyjesz? Och bogowie… ta kostka. Nie jest dobrze. Słuchaj oddychaj spokojnie a ja spróbuję ją uleczyć.
Położyłam się na trawę. Słyszałam jak dziecko Apolla wymawiało jakąś modlitwę po grecku i dotykało mojej nogi. Czułam straszny ból, który po chwili ustał. Ktoś podał mi ambrozję. Wypiłam ją ze smakiem. Chyba cały obóz zleciał się nagle zobaczyć co się tutaj stało. Widziałam nawet biegnącą Annabeth, która trzymała za rękę Percie’go. Wokół mnie utworzyło się w pewnym rodzaju wielkie koło. Każdy patrzył na mnie. Nareszcie spełniło się moje marzenie bycia w centrum uwagi, a wszystko dzięki Adarze.
Mówiłam, że attention whore!

Patt opowiedziała wszystkim co się stało. Jeden chłopak podszedł do mnie bliżej. Wziął mnie na ręce. Wszyscy się odsunęli się aby stworzyć wąskie przejście. Wyszliśmy z polany.
-Zrobiłaś niezłe zamieszanie. Tak wogule to jestem Tomas. Moim ojcem jest Hefajstos.
- Hej. Ja jestem Margaret z domku numer 6. – odpowiedziałam.
Rozmowy burdelowe autorstwa Margaret, tom I.

Po chwili dopiero zauważyłam jego wielkie mięśnie. No tak pracował w kuźni to musiał je mieć. Trzymał je w torbie sportowej, którą teraz postawił obok siebie na ziemi. Był bardzo wysoki o ciemnej, ale nie czarnej karnacji. Miał brązowe loki i piwne oczy. Uśmiechaliśmy się do siebie przez cały czas, czyli bardzo się kochaliśmy, według logiki aŁtoreczki.
- Więc ... co porabiasz jutro wieczorem?
- Właściwie to nic, a co ? Masz jakieś plany co do mnie ?- spytałam zaciekawiona.
- Miałem iść nad plażę na kajaki.
- To się dobrze składa, bo jeszcze tam  nie byłam.
-W takim razie spotykamy się w środę o 14:00. – powiedział chłopak.
14:00 to tak jakby trochę nie wieczór, kochaneczku.
Ale atmosfera na pewno będzie bardzo... wieczorowa. ^^

Odniósł mnie do mojego domku i położył na moim łóżku. Posiedział jeszcze chwilkę. Gadaliśmy cały czas. Opowiadał mi o obozie i o obozowiczach. Mówił o wyczynach mojej siostry Annabeth i jej wielkiego chłopaka. Ta to miała ciekawe życie. Ciekawe czy ja też będę takie miała. Po kilku minutach musiał wyjść, gdyż wszyscy zaczęli wracać do swoich pokoi. Przyszła do mnie Natalie. Pytała czy wszystko na pewno jest dobrze. Czy nie boli mnie jeszcze kostka. Uspakajałam ją, że wszystko jest okej. Zbliżała się kolacja. Niestety nie mogłam na nią pójść. Zostałam sama. Położyłam się, gdy usłyszałam kroki. Wstałam w drzwiach stała Adara.
- Co tu robisz?!
- Och jaka szkoda. Skręciłaś sobie kostkę.- powiedziała.
- Nie udawaj głupiej! Wiem, że to ty! Tylko nie wiem po co miałbyś to robić. Bo co chcesz wygrać te zawody.
Czyli jednak wiesz, po co miałaby to robić.

- Nie dlatego. Twoja obecność może popsuć moje plany i radzę ci nie zbliżać się do Lucasa on jest mój. Mam nad nim pełną kontrolę.
N.W.O., N.W.O.! Zaczipowała go pewnie!


Dopiero po chwili zrozumiałam o czym ona mówiła.
- Zaczarowałaś go! Jak mogłaś?! Przecież on naprawdę cię kocha!
Kocha ją chyba właśnie dlatego, że jest zaczarowany... A może się mylę?
No to słabe te czary, jak przed chwilą przestał się do niej odzywać.

Dlaczego to zrobiłaś?
- Wiesz … warto mieć prywatnego seks-niewolnika (potwierdzam!), zarazem kogoś kto ma wielkie (???) wpływy (aaach...) w tym obozie. Padło na niego.
- Nie uda ci się to! Powiem mu o wszystkim!
- To tobie się nie uda. Lucas nie uwierzy w żadne twoje słowo jeśli tego zapragnę.
- Czego chcesz?- spytałam.
- Masz wycofać się z zawodów bo inaczej ucierpią na tym twoi przyjaciele. Znam kilka ich tajemnic, a zwłaszcza tej Alexi. Masz nie wchodzić mi w plany i nie mówić nikomu o tym co wiesz oraz trzymaj się z dala od mojego chłopaka.
Skoro ona go całkowicie kontroluje, chyba umie zapanować nad jego zachowaniem i na przykład obrażać naszą Mary Sue tak, żeby nie chciała się do niego zbliżać...?
Ubogość Opisu & Logiczny Burdel tańczą radośnie w odpowiedzi na Twoje pytanie, Opuncjo.

Pamiętaj ja o wszystkim się dowiem.
Dziewczyna wyszła po tych słowach, trzaskając drzwiami. Jeszcze kilka godzin temu miałam zamiar wygrać, lecz teraz wiedziałam jedno. Musze przegrać.
Jak ktoś jest pewien swoich umiejętności w jakiejś dziedzinie, nie musi usuwać z drogi niewygodnych przeciwników. Adara ponoć była pewna tego, że jest najlepsza ze wszystkich w strzelaniu z łuku i nie widziała nawet, jak strzela Margaret.
Margaret za to nie wie, jakie niby-tajemnice zna Adara. Dlaczego jej słucha i wie, że musi przegrać?
Kompletnie nie rozumiem tego opka, jak znacznej większości opek, które analizujemy. 

ROZDZIAŁ 6

Byłam pod domkiem Alexi, ale co ja tam robiłam przecież byłam w swoim łóżku.




Rozmawiała z jakimś wysokim mężczyzną. Był naprawdę „gorący” taki mega przystojniak.
Jak "gorący", w cudzysłowie, to że pasztet czy jak?

Po chwili zorientowałam się, że moja przyjaciółka jest do niego podobna. To był Apollo jej ojciec. Wow trzeba przyznać, że jest w niezłej formie jak na boga (bez obrazy panie D.).
Nie było nic jeszcze o panie D. w tym opku. Ani słowa. Skąd przypadkowy czytelnik ma wiedzieć, kim on jest?
Może chodzi o Deus, a "pan D." to jakby Pan Bóg. Ale Ałtorko, zamiast zwracać się do niego, lepiej spowiadaj się bogini Ubogości Opisu.
Może Pan D. to szef Illuminati?

Stałam na samym środku stołu, jednak nikt mnie nie zauważył. Popatrzyłam w dół. O bogowie …. ja byłam niewidzialna. No dobra nie do końca. Nie widziałam swojego ciała, lecz wiedziałam, że tu jestem .. nim.
Co?
Zupełnie jak w CS-ie! Jak się nie obrócisz, swoich nóżek i tak nie zobaczysz!



Dziwnie to brzmi, ale tak było. Zbliżyłam się do nich. Usłyszałam rozmowę:
- Moja mała Alexia... Wiele dziś przeżyłaś co nie?- powiedział bóg słońca.
- Tak tato... ale czy coś się stało?
- Idealnie przeczuwasz uczucia, co? Och... niestety tak... ten potwór którego dzisiaj spotkałaś, nie przyszedł po Margaret, tylko po ciebie. Obozowi i herosom grozi jakieś niebezpieczeństwo...
Chwilka on mówił o mnie i o tym potworze.
Jakim potworze? Nie było żadnych potworów w tym opku. Rozdziały jej się pochrzaniły czy po prostu zaczęła pisać inne opko w połowie, bo tamto uznała za biedne?
Lol, zgubiłam się. (I dobrze uznała *szepce na boku*)
Opko na moment stało się autobiografią, autorka opowiada o wczorajszym wieczorze. Spokojnie, zaraz wrócimy do bogów olimpijskich.

Myślałam, że chodziło o mnie a jednak nie. Co się dzieje ?
O kurde, nie chodziło o nią! Co się dzieje z tym światem?

Czy jego córce coś grozi?
- Ale... jakie?- powiedziała.
- Niestety nie wiem... Ale musisz być ostrożna... Zapamiętaj: Nikt nigdzie nie jest bezpieczny.
- Dobrze tato... Będę uważać.
- Liczę na ciebie. Pa
- Pa tato.
Po chwili mężczyzna znikł a dziewczyna została sama. Nagle znalazłam się w innym miejscu. Był to park w Nowym Jorku. Przede mną stał ten sam mężczyzna.
- W końcu jesteś. Miło mi cię poznać. Alexia dużo mi o tobie opowiadała.
- Och … tak. Panie Apollonie co ja tu robię?
- Margaret mam do ciebie sprawę. Nie przez przypadek pokazałem ci tamtą rozmowę. Chcę abyś pomogła mojej córce w misji. Będziesz jej potrzebna.- Tak jest proszę pana, ale jakiej misji ?
- Dowiecie się w swoim czasie dziewczęta. – powiedział uśmiechając się.
Ona wciąż przyjmuje to wszystko jako coś normalnego. Ojciec jej najlepszej przyjaciółki - grecki bóg - rozmawia z nią we śnie, a potem wysyła na misję. Dzień jak co dzień.
Czy wy też czujecie w tym Apollonie takiego Dumbledore'a?

Chciałam jeszcze coś powiedzieć, ale znalazłam się znowu w domku 6.
Po co był ten teleport do Matrixa?

Wokół wszyscy jeszcze spali. Nie czułam już bólu w kostce i mogłam wstać. Popatrzyłam na zegarek była 6:30 rano. No nieźle. Po chwili namysłu postanowiłam ubrać się i pójść postrzelać. Może i nie biorę udziału w konkursie, ale poćwiczyć mogę. Po drodze przypomniałam sobie, że jestem umówiona jeszcze dzisiaj z Tomasem. Polubiła go nawet moja ciocia, która mieszka w Anglii, i jest tam bardzo znana ze swojej kolekcji mebelków, choć znałam go nie cały dzień. Może on pozwoli zapomnieć mi o Lucasie. To przez niego mam kłopoty. Niestety lubię obu chłopców. Jak widać Afrodyta płata mi figle. Nigdy nie miałam szczęścia w miłości.
Kto tu mówi o miłości? Tomasa znasz JEDEN DZIEŃ! Lucasa niewiele dłużej! Kobieto, ogarnij się!

Mój ostatni chłopak zerwał ze mną po czterech dniach.


I feel you... *nuci połowa bohaterów wszelkich opek*

Mówiąc, że nie przemyślał tego itp, lecz ja i tak się dowiedziałam, że miał inną. Moi poprzednicy nie byli wcale lepsi. Niektórym wogule (...) na mnie nie zależało. Byłam taką zabawką w ich teatrzyku dziewczyn. Od kilku lat nikogo nie miałam.
To okropne, biorąc pod uwagę fakt, że masz czternaście lat. Kobieto, serio, w tym wieku posiadanie chłopaka i tak zwykle kończy się niezbyt szczęśliwie, bo ani ty nie będziesz wystarczająco dojrzała emocjonalnie do poważnego związku, ani tym bardziej twój wybranek (jeśli będzie w podobnym wieku, oczywiście).
"Od kilku lat nikogo nie miałam" brzmi jak opowieść z czteryczana. Pedofilia, pedofilia...

Było to chyba trochę jakby nieco smutne, gdyż potrzebowałam oparcia w moim niełatwym życiu.
No tak, twój ojciec nie umie ci zrobić dobrego śniadania, a twoja ulubiona cukiernia jest pięć wioch dalej. Rzeczywiście niełatwe życie.


Zobaczymy co przyniesie los. Mam nadzieję, że żaden z nich nie złamie mi serca w brutalny sposób.
Toporem jest wystarczająco brutalnie?

Po pięciu minutach dotarłam na strzelnice. Na szczęście nikogo nie było. Wzięłam łuk. Strzelałam bardzo szybko. Każda strzała trafiała w środek.
Perfekcyjna Mary Sue +100



Postawiłam poprzeczkę jeszcze wyżej. Popracowałam nad tarczami, aby każda z nich była w ruchu. Udało się. Nadal strzały trafiały w to samo miejsce.
Ja pierdzielę, jakie głupoty. Ja wiem, że opka głównie opierają się na głupocie bohaterów i niezbyt rozsądnych pomysłach Ałtorek, ale bez jaj. Toż to Mary Sue jak stąd do Kijowa.

Jak widać to nie Lucas pomaga mi w łucznictwie. Usiadłam bo  musiałam to przemyśleć. Kiedy byłam tu z moją przyjaciółką nic mi nie wychodziło. Po zjawieniu się chłopaka wszystko się gwałtownie zmieniło. Myślałam, że dzięki jego obecności udaje mi się. Lecz teraz nic się nie zgadzało chyba, że on tu był…. Nie, niemożliwe. Sprawdzałam jestem tu sama. Nie ma tu żadnego z nich a mi idzie świetnie. Hmmm …. Muszę nad tym bardziej pomyśleć. Byłam tu jeszcze z godzinkę, gdy usłyszałam jak obóz powoli wstaje.
Córka Ateny, bogini mądrości, sądzi, że umie strzelać, bo koło niej jest chłopak, który jej się podoba. TYLKO dlatego. Myśli o tym ponad godzinę, siedząc na strzelnicy. Gdzie się podziała logika? *szuka*


Nadaremnie, kochana, nadaremnie...

Wyszłam ze strzelnicy i zobaczyłam Melody. Musiałam jej powiedzieć, że nie biorę udziału w zawodach. To będzie trudne, jak ja mam jej to wyjaśnić? Przecież nie powiem jej całej prawdy. Podbiegłam do niej.
- Cześć. Słuchaj mam sprawę.
- O hejka Margaret. Jaką sprawę?
- Więc … nie mogę wziąć udziału w turnieju. Przepraszam.
- Ale jak to? Jesteś niesamowita! Sama mówiłaś, że wkońcu ktoś musi pokonać Adarę.
- Wiem, ale wiesz ta kostka i wogule …
Dziewczyna nie była przekonana, co do moich wyjaśnień. Na szczęście śpieszyła się, więc nie pytała o szczegóły mojej rezygnacji. Córka Aresa pobiegła w kierunku swojego domku. Zbliżała się 8:00, czyli pora na poranny posiłek. Byłam bardzo głodna, więc udałam się w kierunku jadalni. Byłam tam pierwsza. Rozejrzałam się dookoła. Polubiłam stronę "obóz dla bogów i herosów" na Olimpbooku. Jest to mój drugi dom, a o pierwszym w ogóle nie pamiętam. Popatrzyłam na plaże. Zobaczyłam tam Annabeth z Percym. Chodzili wzdłuż jeziora trzymając się za rękę. Szczęściara z mojej siostry. Ma takiego wspaniałego chłopaka (to najważniejsze) i ciekawe życie (choć nie zawsze takie było, tak mi mówiła). Obozowicze zaczęli się zbierać na śniadanie. Po nim miałam lekcję mitologii greckiej. Zawsze lubiłam czasy starożytne, więc dużo wiedziałam o Grecji. Nie wiedziałam, że ta wiedza kiedyś mi się przyda. Dochodziła 14:00 (łoooo, tak nagle?), wiec poszłam w kierunku jeziora, gdzie miałam się spotkać z synek (rzeczowniki w języku polskim można odmieniać, wiesz?) Hefajstosa.
Jej chodziło o syna Alicji Bachledy-Curuś i Colina Farella, czyli Dzidziuś-Synuś-Curuś-Tadeusz-Synuś-Przyćpał-Bułeczka-Colin-Bachleda-Synek Farell.
Już tam na mnie czekał. Uśmiechnęłam się. W blasku słońca wyglądał jak młody bóg.


Było widać jego mięśnie i biały uśmiech.
I jedno, i drugie można było dostrzec gdzieś w okolicach lewej pięty.

- Gotowa na wycieczkę? – zapytał.
- No jasne. Nie mogę się doczekać.
Pomógł mi wsiąść do kajaku i objaśnił co mam robić, abyśmy nie utonęli. Wypłynęliśmy od małej przystani. Trwała niezręczna cisza, więc zapytałam:
- Od kiedy jesteś w obozie?
- Od 3 lat. Przyjeżdżam tu tylko na wakacje. Normalnie mieszkam w Waszyngtonie.
Zaskoczył mnie. Wyglądał bardziej na wsiura. To piękne i wielki miasto, wkońcu to stolica.
No i +20 do fejmu.

Zawsze chciałam tam pojechać. Zobaczyć Biały Dom i wszystkie muzea. Rozmyślałam o tym co bym tam zrobiła, ale jego pytanie wyrwało mnie z moich myśli.
- Kogo lubisz najmniej a kogo najbardziej z obozowiczów?
Najlepsze pytanie do zadania dziewczynie na pierwszej randce (lub niby-randce, nie wiem, jak to klasyfikować).
W przedszkolu gardziliśmy takim Mateoszem, który zadawał takie pytania. Już wtedy byliśmy dojrzalsi niż ta gimbaza opkowa.

- No mam tu kilkoro przyjaciół. Największą jest Alexia, córka Apolla. Najmniej lubię Adarę.
- Co? Przecież ona jest najlepsza. Zawsze ją podziwiałem. Jest taka odważna, miła i przyjacielska.
Czy on właśnie powiedział, że ta wiedźma jest wspaniała. Nie wierzę. Od kąt prosty tu jestem stałam się chyba jej wrogiem numer jeden. Ona zresztą jest na mojej liście złych osób.
Lista złych osób?
Padłam.
Może taka cała książka, jak w "Wrednych dziewczynach"?

Popatrzyła (Adara? Skoda Octavia?) na chłopaka. Mówił te słowa całkiem normalnie, ale coś tu mi nie pasowało. Zobaczyłam po chwili, że jego oczy nie wyglądają normalnie. Była (woda? łódka? Podmioty domyślne się stosuje, kiedy można się ich domyślić (jak sama nazwa wskazuje), nie wtedy, kiedy wyglądają ładnie i słodko.) jakby we mgle. Czyżby magia? Wolałam o tym na razie nie myśleć. Pływaliśmy przez prawie całe dwie godziny. Rozmawialiśmy cały czas o życiu, bogach, obozowiczach i świecie. Jednak nadal nie mogłam zapomnieć o jego ocenie córki Hekate. Dopłynęliśmy do brzegu.
- I jak podobało się?
- Tak, tak było super. Choć nadal nie pojęłam jak się wiosłuje. – przyznałam.
Serio? Może magic umiejętności Lucasa i w tym ci pomogą, gołąbeczko?
Przecież ona sama się wszystkiego nauczy, nie potrzebuje do tego nawet jego!

Pożegnałam się z nim i pobiegłam pod domek przyjaciółki. Musiałyśmy poważnie porozmawiać. W połowie drogi zobaczyłam ją z Jaredem. Nie chciałam im przeszkadzać, ale miałam ważną sprawę. Podeszłam.
- Przepraszam ,ale muszę z tobą porozmawiać. – powiedziałam spoglądając na Alexie.
Wymieniliśmy spojrzenia z jej chłopakiem. Nie był na mnie zły, zrozumiał mnie na szczęście. Pożegnałyśmy go i poszłyśmy w głąb lasu.
- Więc o co chodzi?- spytała.
- Przyśnił mi się twój ojciec. Powiedział, że mam ci pomóc sama wiesz w czym.
Spojrzała na mnie niepewnie.
- Margaret to nie będzie łatwe. Mamy przed sobą ważną misję a nawet ni wiemy na czym będzie ona polegać.- przyjaciółka była bliska płaczu.
Co?
- Nie martw się. Damy radę. Mamy siebie prawda? Dobrze wiesz, że zawsze ci  pomogę.
- Dzięki. Jesteś wspaniała.
Uściskałyśmy się mocno. Przyjaźniłyśmy się odkąd pamiętam. Zawsze się rozumiałyśmy. Radziłyśmy sobie z każdym problemem. Teraz też damy radę.
- Jest jeszcze jedna sprawa. Byłam nie dawno z Tomasem na kajakach. Nie, nie to nie była randka! Ale przejdźmy do rzeczy. Mówił on same dobre rzeczy o Adarze. Lecz nie wyglądał wtedy normalnie. Myślisz, że go zaczarowała?
- To prawdo podobne, ale lepiej się upewnić. Miej na niego oko, ja też będę miała.
Adara jest tró fejmem tego obozu, jak każda bad bitch.

Gadałyśmy jeszcze przez chwilę, ale córka boga słońca musiała być wcześniej na kolacji. Ruszyłam powolnym krokiem w stronę wyjścia z lasu.
Hehehe, wyobraziłam sobie las z tabliczkami:


Wcześniej było wyjście z polany, ale media milczo.
Mówiłam! Tam wszędzie są tabliczki z napisami!

Byłam już na samym końcu, gdy usłyszałam jakieś głosy.
- Pamiętaj ma zapomnieć o Lucasie. Oczaruj ją, niech się w tobie zadurzy.
To był głos mego wroga.
- Tak jest zrobię dla ciebie wszystko. Margaret już nigdy o nim nie pomyśli.
Byłam w szoku. To był Tomas. Jak widać dziewczyna posunęła się jeszcze dalej. Chciała mnie zniszczyć ze wszystkich stron. Nagle zobaczyłam ,że chłopak zmierza w moim kierunku. Schowałam się za drzewem. Nie zauważył mnie. Znowu słyszałam jej głos:
- Ha, ha, ha zadarłaś ze złą osobą córko Ateny. Ja zawsze wygrywam. To czarowanie innych jest takie banalne. Jedno zaklęcie i wszyscy są ci posłuszni. Jeszcze pożałujesz, że się urodziłaś.
Wiecie, co jest jedną z najgorszych rzeczy w tych opkach? To, jak łatwo wszyscy bohaterowie - i dobrzy, i źli - dostają wszystko, na co mają ochotę. Adara chce kolejnego niewolnika - pyk! i go dostaje! Nie ma żadnej walki z przeciwnościami losu, żadnego wysiłku - po prostu go dostaje. Ach, jakże wszystko byłoby piękne, gdyby życie też działało na takich zasadach. Tak, piękne. Piękne i cholernie nudne. Chcesz zjeść sałatkę gyrosową? Nom. Pyk, i jest! Nie doceniasz jej smaku, nie chodzisz dziewięć miesięcy, wyobrażając sobie, jak wspaniale będzie znów poczuć ją w ustach... Ona po prostu pojawia się, ty mruczysz coś o tym, że znowu dodali za mało ketchupu, a potem jesz. Ale gdybyś musiał sam zapolować na zwierzynę, upiec ją na samodzielnie zrobionym ognisku, potem rozpocząć uprawę ogórków, zakonserwować je, kupić paprykę od sąsiada, kukurydzę sprowadzić z Chin, a na całokształt czekać dziewięć miesięcy, bo tyle dociera odpowiednia miska z Ameryki - oj, jak wtedy byś się ucieszył! Zajadałbyś ją ze smakiem nawet bez ketchupu! Bo o to właśnie chodzi - żeby samemu zapracować na coś i potem cieszyć się milion razy bardziej, że to ty sam postarałeś się, żeby ta sałatka była taka dobra. To dzięki tobie ma ten niepowtarzalny smak czystego szczęścia. Ale kiedy dostaniesz dokładnie taką samą sałatkę chwilę po tym, jak o niej pomyślałeś, będzie smakowała jak z najgorszego baru, o jakim jesteś w stanie pomyśleć. Dlatego bohaterowie książek (bo to o nich mowa, bądź co bądź) zazwyczaj sami (lub z pomocą przyjaciół czy Przeznaczenia) idą, zdobywają składniki na sałatkę gyrosową, a potem rozkochują w sobie dziewczynę, która im wszystko przygotuje (love story musi być). Książki, w których Bohater kupuje sałatkę gyrosową w przydrożnym kebabie, są po prostu nudne (chyba że kebab jest atakowany przez terrorystów, a nasz bohater ich pokonuje i zdobywa dobrze zasłużoną nagrodę - wtedy jest ciekawie).
(Oczywiście sałatka gyrosowa jest tylko przykładem (bardzo smacznym). Chodzi o zasadę.)
Mam wrażenie, że sałatka gyrosowa i terroryści to zły przykład, więc uogólnię - wysiłek! Jeśli bohater się wysila, by coś osiągnąć, zasługuje na to, a opowieść jest ciekawa. Jeśli dostaje to podane na złotej tacy z kluczykami do najnowszej beemki, wtedy możecie sobie tym papierem co najwyżej... no, wiecie, co możecie zrobić z nim.
Mam nadzieję, że wszystko jest jasne, pozdrawiam i przepraszam, że zajmuję tak dużo miejsca, skoro Wy tak niecierpliwie czekacie na dalszą część opowieści aŁtoreczki!
Opuncjo, co ty... Logiki w opku szukasz?
Co jak co, ale 9 miesięcy to długo jak na sałatkę gyrosową.

Wychodząc z lasu Adara śmiała się złowieszczo. O nie! To ty zadarłaś ze złą osobą pomyślałam.


Muszę tylko znaleźć sposób, abym mogła brać udział w zawodach. Tylko nie mogłam przy tym narazić przyjaciół na niebezpieczeństwo. Poszłam na kolacje. Koło areny stał blond chłopak. O nie jeszcze tylko tego brakowało.
No tak, w całym obozie jest dokładnie jeden blond chłopak.
I wywołuje postrach wśród córek Ateny.

Zobaczył mnie i szedł w moim kierunku. Nie mogłam nic zrobić, było za późno. Stałam więc i czekałam, aż pożałuję tej rozmowy.

ROZDZIAŁ 7

Lucas szedł pewnym krokiem w moim kierunku. Było już blisko zachodu słońca. Niebo zrobiło się różowe trochę pomarańczowe, w kropki bordo, a w ogóle to było zielone. Gdy tak szedł wyglądał naprawdę bosko.
Informacja o zachodzie słońca to tylko typowy zapychacz miejsca.
Nieee, to ultraużyteczna informacja, Opuncjo! Tak jak opisy jedzenia i wyjść z polany.

Jego blond włosy powiewały lekko na wietrze, a oczy było widać z daleka (jeśli ktoś miał dobry wzrok). Odbijały się od słońca błyszcząc lekko.
Oczy odbijały się od słońca? Wyobraziłam sobie takie gałki oczne, poza oczodołami, skaczące z radosnym okrzykiem pod samo słońce i wracające po chwili na ziemię. >.<

Oj co ja robię? Margaret przestań się na niego patrzeć! Odwróciłam wzrok. To w końcu przez niego mam tyle kłopotów.
No tak, najlepiej zrzucić wszystko na Bogu ducha winnego chłopaka...

Może powinnam posłuchać przyjaciółki i się z nim nie zadawać … już sama nie wiem. Z jednej strony bardzo go lubię a z drugiej wiem, że słono zapłacę za chociażby jedną rozmowę. Każda minuta kosztowała mnie pięć eurasków! (Cena znajomości: €€€€€). Był już coraz bliżej. Czy mi się zdaje, ale moje serce zaczęło coraz szybciej bić? No ładnie nie mogę się zakochać! Nie teraz! Dopiero jutro minie regulaminowe X godzin, które z nim spędziłam (a które można policzyć na palcach może dwóch dłoni)! Byłam bliska płaczu. Otarłam małą łzę z policzka. Chłopak to zauważył.
Typowa miłość czternastolatki. Chłopak jest ładny, a do tego niedostępny - pewnie, zakochaj się w nim, będziesz miała o czym opowiadać przyjaciółkom na imprezach piżamowych.

- Hej nie płacz. Coś się stało? – zapytał z troską w głosie.
- Lucas my …. Nie możemy ze sobą rozmawiać. Przepraszam.
Chciałam odejść, ale on złapał mnie za rękę. Nagle poczułam się raźniej, lecz niestety zauważyłam Adarę jak wychodzi ze swojego domku. To już po mnie. Popatrzyła na mnie swoim gniewnym wzrokiem i poszła.
- Margaret, spokojnie. Wytłumacz mi dlaczego niby nie możemy się spotykać?
Nie wiedziałam co powiedzieć, przecież nie powiem mu całej prawdy. Nie uwierzy mi. Już jego dziewczyna o to zadba. Musiałam wymyślić jakieś kłamstewko, ale nic nie przychodziło mi no głowy. Nie chciałam go ranić. Wiedział o tym.
Czytał mi w myślach.

- Po prostu nie …. Proszę nie odzywaj się do mnie, nie patrz. Najlepiej nie rób nic … Nawet nie oddychaj. Tak będzie dla wszystkich (czyt. dla mnie) najlepiej.
Najlepsze kłamstewko tego opka.
- Nie ma mowy! Dopóki nie wytłumaczysz mi dlaczego, nie spełnię twoich próśb.
- Teraz to już cię błagam. Zostaw mnie! To dla twojego i mojego dobra!
Nie zdążył już nic powiedzieć, gdyż wyrwałam mu się i pobiegłam to domku nr. 6. Spojrzałam się za siebie. Stał na środku sceny i patrzył się na mnie. Chyba chciał za mną pobiec, ale podeszła do niego córka Hekate.
Jakaś tam, jedna, losowa. On leciał na wszystkie.

Jak widać jest zadowolona z tej sytuacji. Nie poszłam na kolację. Wolałam zostać w domku. Na szczęście nikogo już nie było. Pierwsza wróciła Natalie. Jak ja się cieszę, że tu jest. Na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech. Znamy się tylko kilka dni, ale już ją kocham.
A wydawało mi się, że się waha tylko pomiędzy Lucasem a Tomasem. No cóż, nowoczesne czasy mamy.

Nie pytała o nic, nic nie mówiła po prostu podeszła i mnie objęła. Siedziałyśmy tak kilka minut, ale trzeba było coś powiedzieć. Miałam zamiar jej wszystko powiedzieć, ale dotarło do mnie, że nie mogę. To jest moja wojna (przerwa na reklamę) i sama muszę sobie z nią poradzić. To taka jakby pierwsza samotna misja. Przywykłam już do tego. Większość swoich problemów musiałam sama rozwiązywać.
Jakich problemów? Brak różowego cienkopisu? Przypalone tosty na śniadanie? Dziewczyno, masz CZTERNAŚCIE LAT. Czternaście, nie czterdzieści.
Czternaście lat to poważny wiek. Takie gimnazjalne problemy nastolatek w Obozach Herosów to też nie przelewki.

Tata cały czas był w pracy, a Alexia miała treningi, konkursy i przez to miała dla mnie mało czasu.
Oj, ja biedna sierota...

Praktycznie w wieku 11 lat stałam się dorosłą.
To ciekawe. Oczywiście nie neguję faktu, że są dzieci, które w wieku jedenastu lat tak naprawdę radzą sobie z problemami dorosłych. Gotują obiady, zajmują się domem, opiekują młodszym rodzeństwem, czasem nawet pracują dorywczo, bo w domu się nie przelewa - dlatego właśnie szybciej dorastają. Po prostu nie mają wyboru, bo na przykład (czego nikomu nie życzę) rodzice są alkoholikami i kiedy nie są w pracy, to przepijają to, co zarobili.
Jakie, przepraszam bardzo, problemy ma Margaret w wieku jedenastu lat, żeby musieć wcześniej dorosnąć? Nikt nie ma dla niej czasu? Rzeczywiście straszne.
Poza tym, zachowanie Margaret cały czas wskazuje na to, że jednak jest dzieckiem. Dorosły olałby Adarę już na samym początku. Olałby Adarę, jej przechwałki, jej wredotę, jej pragnienie wygrania w konkursie. Margaret natomiast jest dzieckiem.
Dziękuję, Opuncjo, oszczędziłaś mi podobnej długości wywodu.

Nie było to łatwe, bo wszyscy postrzegali cię jako dziecko a ty już nim nie byłaś. Siostra zaproponowała mi, że nauczy mnie latać na pegazach. Jeszcze tego nie robiłam, więc trochę się bałam. Jak się okazało były to jedne z najpiękniejszych chwil w moim życiu. Początki nie były łatwe. Pegazy nie od razu mnie polubiły, ale po 5 minutach każdy chciał, abym na nim poleciała.


Perfekcyjna Mary Sue +20000

Kiedyś mówiono mi, że mam charyzmę.
Ćwiczę ją w Simsach, no i mam już dziesięciu najlepszych przyjaciół!

Nie myślałam, że to prawda , i że kiedyś mi się to przyda a zwłaszcza przy zwierzętach. Pierwsze razy leciałam z Natalie. Widok z góry był cudny. Wszyscy wyglądali jak małe mrówki, nawet Chejron. Za piątym razem byłam już sama. Dziękuje Atenie za to, że nie mam lęku wysokości, bo bym nie mogła tego doświadczyć. Niestety robiło się coraz ciemniej i musiałyśmy przerwać naukę. Byłam lekko zawiedziona, ale Natalie poprawiła mi humor. Wróciłyśmy do domku. Przez całą drogę gadałyśmy o sobie, nawet się śmiałyśmy. Miałyśmy łóżka koło siebie. Obie nie mogłyśmy zasnąć, więc dalej rozmawiałyśmy. Koło północy wszyscy już spali razem z nami (hehe). Następnego dnia, czyli w piątek miała się odbyć kolejna bitwa o sztandar. Na poprzedniej dostałam nieźle w głowę i byłam nieprzytomna.
Tak, to też wciąż pamiętamy.
Niestety.

Podczas śniadania jak zawsze panował chaos i gwar.
Tutaj się kończy akapit, który zaczął się słowami: "Nie zdążył już nic powiedzieć". Kochana aŁtoreczko, ja nie wiem, jak to jest u Ciebie, ale u mnie naciskanie przycisku "Enter" nie boli. I to nie jest pierwszy raz, kiedy akapity są tak długie i tak przesycone najróżniejszymi informacjami.

Wszyscy rozmawiali o zbliżającej się grze. Annabeth dała mi bojowe zadanie. Byłam w grupie, która miała zdobyć sztandar. Ucieszyło mnie to bo naszymi rywalami byli między innymi dzieci Hekate. Lecz nie zapomniałam o groźnych dzieciach boga wojny.  Mam tylko nadzieję, że nie dostanę od Patt. To była by porażka. Obozowicze przebrali się w zbroję (wszyscy w jedną) i pobiegli do lasu. Dzięki Melody dostałam łuk zamiast miecza, jak poprzednim razem. Chejron wyjaśniał zasady gry.
To one się za każdym razem zmieniają? Bessęsu.
Chyba wyjaśniał je dla nowych uczestników gry, bo w Obozie co chwilę się ktoś nowy pojawia.

- Wszystkie chwyty są dozwolone. Magia też. Tylko mi się tu nie pozabijajcie! Pamiętajcie ja jestem sędzią i lekarzem. Granicą mojej wytrzymałości jest strumyk. Kto pierwszy przebiegnie z flagą przeciwnika przez wodę wygrywa. Życzę  powodzenia.
Po chwili było słychać róg. Bitwa została oficjalnie rozpoczęta. Biegłam razem z moją grupą. Nim zauważyłam byliśmy już na terytorium wroga. Wszędzie było słychać okrzyki i wrzaski. Gdzieś nad nami przeleciała strzała. W oddali zobaczyłam Tomasa, jak walczy z dziećmi Apolla. Miałam ochotę mu dopiec po tym wszystkim co mi zrobił.
Szmaciarz pokazał mi jak się jeździ kajakiem. Muszę go zabić!

Strzeliłam w jego ramię. Upadł, ale nic mu nie było. Od tej pory był naszym więźniem. Przez chwilę widziałam Alexie jak biegła z drugiej strony. Koło niej był Jared. Pewnie miał zamiar ją chronić. Co do jednego jesteśmy podobni. Oboje chcemy jej bronić za wszelką cenę. W końcu są z nas dwa uparte osły.
Małe przypomnienie: Margaret ani razu nie rozmawiała z Jaredem sam na sam. Ponadto nie rozmawiała nawet z Alexią o Jaredzie. Ja nie wiem, skąd ona bierze takie informacje.
Od Logicznego Burdelu, on się lubuje w ploteczkach.

Byliśmy coraz bliżej flagi. Była już widoczna. Umieszczona była za drzewem a wokół niej stały dzieci Aresa. Otoczyliśmy ich. Byli szybcy, wiadomo… po tatusiu. Pozostali zajęli się wrogami, a ja podbiegłam nie zauważona od tyłu. Wdrapałam się na drzewo i złapałam sztandar. Moje rodzeństwo nadal walczyło, lecz ja musiałam czym prędzej pobiec w stronę strumyka. Niestety nie było to takie proste. Drużyna czerwona zauważyła mnie. No to mam kłopoty. Rozejrzałam się dokoła. Byłam sama. W jednej ręce trzymałam łuk a w drugiej sztandar. Jak ja mam walczyć? Spokojnie, jesteś on nich mądrzejsza i sprytniejsza. Zaczęłam wymachiwać flagą jak mieczem. Przeciwnicy nie mogli się do mnie zbliżyć, a jak ktoś już to zrobił obrywał.
Nikt nie był na tyle silny, żeby wyrwać drobnej czternastolatce flagę z ręki?
Super-hiper-uzdolnionej czternastolatce, zaliczanej do gatunku Mary Sue. To wiele wyjaśnia.

[Adara próbuje przestrzelić Margaret wnętrzności niczym ślimaki podczas stosunku płciowego, ale nasza merysójeczka w ostatniej chwili chowa się za kamykiem]

Po chwili wstałam. Muszę iść dalej. Położyłam sztandar i wyjęłam moją broń. Szybko założyłam strzałę i strzeliłam w piętę mojej przeciwniczce. Nie obchodziło mnie czy zaraz się podniesie, ale ja miałam misję. Biegłam dalej byłam już bardzo blisko. Z naprzeciwka biegł jakiś chłopak z naszą flagą. Rozpędziłam się do granic moich możliwości. Wskoczyłam do małej rzeczki. Zrobiłam jeden krok po zwycięstwo. Byłam po naszej stronie. Wygraliśmy.


Zabrzmiał róg obwieszczający zwycięstwo drużyny niebieskiej. Wszyscy mi gratulowali. Annabeth mnie uściskała i to mocno. Było słychać wiwaty i oklaski. Lecz nagle zobaczyłam Jareda. Nie wyglądał dobrze, ale gdzie była Alexia. Nie, nie tylko nie to. Myślałam, że wszystko będzie dobrze, a jednak Adara musiała zadbać o to, żeby tak nie było. Dlaczego nie wpadłam na to wcześniej? To za pewne była zapłata za wczorajszy dzień. Mogłam to przewidzieć. Chłopak mojej przyjaciółki był już koło mnie. Raczej nie miał dobrych wieści.
- Co się stało? Coś z Alexią?
- Ona …. Ona …
- Co?
- Dostała sztyletem i to poważnie. Nie jest dobrze, gdyż była na nim trucizna. Jest w bardzo ciężkim stanie. Być może nie przeżyje.


Chwileczkę, czy ja dobrze rozumiem ideę tych wszystkich walk? Idą się ponapierdzielać do lasu i strzelają do siebie z łuków i dźgają się sztyletami, a potem dziwią się, że są ofiary? Co to ma być? Woodstock?

ROZDZIAŁ 8

Biegłam za Jaredem. Nie łatwo było nam się przedostać przez tłum obozowiczów. Byłam cała zdyszana, ale w końcu chodziło o moją przyjaciółkę. Przecież nie może umrzeć … mamy misję, o której nic nie wiemy.
O nie! Moja przyjaciółka umrze, a my mamy misję i będę musiała ją wykonać sama! Sama! Jak ona śmie mnie tak opuszczać!? Co za głupia suka!

Co za ironia. Wybiegliśmy już z lasu i zbliżaliśmy się do domków. Alexia leżała w swoim domku. Był wielki, cały złoty. Już daleko widziałam jego blask. Nad drzwiami był powieszony łuk. Jak wiadomo Apollo jest bogiem wielu rzeczy, ale głównie muzyki, medycyny i łucznictwa.  We wnętrzu było słychać jakąś muzykę. Czyżby Rihanna? To niesprawiedliwe. Oni Se mogą słuchać wszystkiego i to w swoich pokojach.



Gify to i tak za mało, by wyrazić odczucia analizatorów po lekturze tego fragmentu.

Miałam dalej dyskutować sama ze sobą, ale przypomniałam sobie po co tu jestem. Wokół córki Apolla zebrała się duża grupka jej rodzeństwa. Pewnie chcą ją uleczyć. Dziewczyna nie wyglądała dobrze. Miała spuchnięte oczy i suche usta. Jej oczy błądziły po wszystkich twarzach, chyba kogoś szukała. Obok mnie słyszałam cichy szloch jej chłopaka.
On nie powinien zachować się jak na mężczyznę przystało i znaleźć dla niej jakieś lekarstwo lub pocieszać ją, lub chociażby trzymać ją za rękę, żeby dodać jej otuchy?

Dlaczego nie płaczę? No tak już wiem dlaczego. To moja wina, że ona tu leży i muszę być odważna i dać jej nadzieję i odwagę. Spojrzała na mnie i na Jareda. W jej oczach widać było chwilowy blask. Przedostałam się do jej łóżka. Złapałam ją za rękę i cały czas trzymałam. Wokoło wszyscy wypowiadali jakieś modlitwy. Za pewne miały one uzdrowić Alexie. Nadal bym klęczała przy niej, ale drużynowy domku wyprosił mnie. Powiedział, że to może trochę potrwać i mogę ją odwiedzić dopiero jutro. Syn Hefajstosa też musiał wyjść. Staliśmy tak razem w rozpaczy. Był cały czerwony. Ciekawe czy od złości czy on płaczu. Może on tego i tego. Przytuliłam go przyjacielsko.
- Wszystko będzie dobrze. Nie martw się. Na pewno wyzdrowieje.
- Wiem …. Ale kto mógł to zrobić ? – zapytał patrząc na mnie swoimi brązowymi oczami.
Znałam odpowiedź na to pytanie, lecz tylko ja mogłam o niej wiedzieć.
- Nie wiem …  - skłamałam.- Czy masz sztylet jakim dostała?
- Tak. Jest tutaj.
Wyjął go z tylnej kieszeni. Był cały we krwi, ale on mimo wszystko trzymał go w kieszeni, bo to jest teraz modne. (Swoją drogą, czy nie powinien go oddać jakiejś komisji badającej, kto zaatakował Alexię?) Jednak jedna rzecz przykuła moją uwagę. Na rączce był znak. Widać było miecz skrzyżowany z pochodnią a pomiędzy nimi był wąż. To są atrybuty Hekate. Po chwili przypomniałam sobie, że taki sam sztylet miała Adara.


Absolutnie nikt się tego nie spodziewał!

Lecz kiedy stanęła mi na drodze, kiedy biegłam ze sztandarem jeszcze go miała. Widziałam był schowany w bocznej kieszonce. W takim razie, kiedy moja przyjaciółka musiała nim dostać? Przecież strzeliłam do córki bogini magii, co musiało ją uruchomić na co najmniej 5 minut. Potem szybko potoczyło się bardzo szybko i nim się obejrzałam byłam już po drugiej stronie strumyka. Nadal mi się to nie zgadzało, ale czas na myślenie musiałam odłożyć na później.
Nie potrafię jednocześnie myśleć i oddychać, no sorry, ziom, taka sytuacja.

- Lepiej wróć do swojego domku. Odwiedzimy ją jutro. Przecież jak powiedzą nam, jak będzie bardzo, bardzo źle.- powiedziałam.
- Masz rację …. Może powinienem coś zrobić. Znajdę tego co to zrobił.
- Spokojnie. Znajdziemy go albo ją, ale najpierw Alexia musi wyzdrowieć.
Odprowadziłam go do domku, a sama poszłam do wielkiego domu. Dzisiaj miałam lekcję z mitologii. Prowadziła ją Annabeth, więc lubiłam na nich być. Po zajęciach miałam godzinę przerwy przed obiadem. Wychodząc krzyknęłam na Patt. Solidny trening nie powinien mi zaszkodzić. Jak zawsze umówiłyśmy się na polanie. Rozgrzewka na początek, a potem solidny wycisk. Dzisiaj córka Aresa postanowiła nauczyć mnie walczyć bez broni. Coś takiego jak połączenie wszystkich technik walki.
Połączenie wszystkich technik walki? Wszystkich? Brzmi ciekawie.

Nie było łatwo. Z początku po minucie opadałam już na ziemię cała obolała. Patt była silniejsza. Nie miałam z nią szans, jeśli będę co chwilę przegrywała.
To.

Popatrzyłam na nią. Musiałam wychwycić jej słabe punkty. Może i Ares jest bogiem wojny, ale to Atena jest boginią strategii. Może nie mam ogromnej siły, ale mam mózg.
Hehehehehehe, zabawne.
A może nie mam ani jednego, ani drugiego?

Zobaczyłam, że ma siniaka koło łokcia. Postanowiłam tam uderzyć z całej siły. Dziewczyna cicho krzyknęła. Już nie była taka szczęśliwa. Zaczęła się prawdziwa walka. Byłam coraz bliżej zwycięstwa. Gdy dostałam mocno w brzuch. Dzięki Patt. Nie mogłabym dalej walczyć, ale na szczęście zbliżał się obiad.
Co tam walka, są priorytety; cho na żarcie!

Kuśtykając doszłam do pokoju. Przy moim łóżku siedziała Natalie. Mogłam się spodziewać, że gdy mnie zobaczy w takim stanie to nie będzie zadowolona. Pomogła mi się przebrać i opatrzyła mi rany. Pogratulowała mi jeszcze zdobycia sztandaru. Zapomniałam o całej bitwie. Za bardzo skupiłam się na treningu. Założyłam obozową, pomarańczową koszulkę i brązowe shorty. Razem z siostrą poszłyśmy na obiad. Ramię w ramię, jakbyśmy znały się od dziecka. Miałam usiąść koło niej, ale grupowa nakazała mi siadać przy niej.
Nie będziesz się bratać z plebsem! Siadaj koło mnie!

Moje rodzeństwo wzniosło toast za nasze, a dokładnie moje zwycięstwo.
No tak, przecież oni ANI TROCHĘ Ci nie pomogli.
Merysójka wszystko załatwi sama, jeśli da jej się odpowiednią ilość fejmu w nagrodę.

[Nauka latania na pegazach. Konik jest słodziutki, więc Margaret go karmi. Oczywiście wszystkie triki wychodzą im perfekcyjnie. Po chwili orientuje się, że została sama w powietrzu i...]

 Pomyślałam o jednym triku. Widziałam jak inni go robią, ale sama nie próbowałam. Był to szybki zlot w dół. Policzyłam do dziesięciu. Poklepałam Szarlotkę, która nie wyglądała dobrze.
- Spokojnie mała. Zrobimy jedną rzecz i będziemy już bezpieczne.
Chyba ją nie przekonałam. Pociągnęłam mocniej za lejce nakazując pegazowi zlecenia w dół. Z początku wydawało się wszystko okej, ale potem już nie było tak super. Leciałyśmy pod kątem 90 stopni.
Do ziemi? Nie, kochanie, żaden koń by Ci na to nie pozwolił. Za bardzo by się bał.

Pod nami stali obozowicze. Było blisko katastrofy. No nieźle, nie dam się tak szybko poddać. W ostatniej chwili udało mi się wyprostować. Lecieliśmy nad głowami wszystkich dzieciaków.  To musiało niesamowicie wyglądać, lecz nie miałam czasu na podziwianie min wszystkich. Musiałam jakoś znaleźć się na ziemi..  Wykonałam  podstawowe lądowanie. Nareszcie byłam bezpieczna. Nastała chwila ciszy, którą przerwał głośny aplauz. Nie byłam z siebie jakoś bardzo dumna. Normalka, jestem przecież taka wspaniała i wszystko mi wychodzi. Got used to it. Od razu poszliśmy na kolację. Tym razem Natalie była koło mnie. Na swoim talerzu miała pysznie wyglądające spaghetti. Ja natomiast miałam ochotę na zapiekankę serową z colą. Jestem brutalna, ale większość osób w stołówce piło ten napój.
Brutalność jednostki przejawia się bowiem piciem coca-coli przez jej towarzyszy. Fuck logic vol. 4892466.

Chciałam nadal tam siedzieć i gadać ze wszystkimi, śmiać się i wznosić drinki (*ekhu ekhu* Czternastolatka! *ekhu ekhu*), lecz miałam coś do zrobienia. Zobaczyłam, że Tomas wychodzi ze stołówki. Poszłam za nim. Chciał wejść do domku, ale ja go wyprzedziłam. Nadepnęłam mu na stopę i przyłożyłam sztylet do gardła.
- Więc jesteś sługusem Adary co ? Miałeś zadanie, abym zapomniała o Lucasie. Nie ładnie mnie tak oszukiwać.
- Margaret to nie tak ….. ja.
- Nie ma usprawiedliwienia na twoje zachowanie. A teraz grzecznie mi powiesz jak można złamać jej zaklęcia. Zrozumiano?- powiedziałam przyciskając mocniej broń.
- Tak jest …. Jest jeden sposób. Ona jest nie zwyciężona bo we wszystkim wygrywa.
A masło smakuje jak masło, bo jest maślane.

Gdy przegra wszystkie czary prysną, ale musisz uważać. Chyba, że chcesz, aby twoi najbliżsi na tym ucierpieli. Niektórzy maja na sobie bardzo mocne zaklęcie. Może one mieć zły wpływ na stan tej osoby.
- Dziękuję za informacje. Możesz iść, ale jeśli piśniesz chociaż słówko córce Hekate to znowu dostaniesz w ramię. Lecz tym razem będę się bardziej starać.
Oczywiście Adara, która wiedziała wszystko i miała Tomasa pod swoją całkowitą kontrolą, o tym wydarzeniu się akurat nie dowiedziała. Po co się trzymać tego, co się pisało trzy rozdziały temu, co nie?
Kanon, jak i poprzednie rozdziały każdego opka, to bzdura.

Więc jest sposób na tą dziewczynę. Miałam w głowie plan, ale  musiałam się poradzić. Szłam w kierunku domku przyjaciółki. Myślałam, że nikogo nie spotkam, a jednak musiałam się mylić.


Przede mną stał chłopak mego wroga. Ominiesz go i będzie po sprawie. Ruszyłam do wejścia, ale on przytrzymał mnie.

[Margaret po niedługiej wymianie zdań zdradza Lucasowi, że to wszystko wina Adary.]

Chciał coś powiedzieć, lecz odepchnęłam go mocno i przedostałam się do przyjaciółki. Leżała cała wyczerpana na łóżku.
-Margaret .. – wyszeptała.
- Już nic nie mów. Wszystko wiem. Miałam przyjść wcześniej. Przepraszam. Mam problem i musisz mi pomóc.
Gdyby nie ten problem, to bym nie przychodziła, ale wiesz, sama nie dam rady.
No i oczywiście attention whore mode: on, bo MARGARET MA PROBLEM!

Opowiedziałam jej wszystko. Całą prawdę jaką wiem o moim wrogu. Co mi zrobiła, jej oraz jej bratu. Powiedziałam też o zawodach. Melody wie, że zrezygnowałam, ale zaczynam mieć co do tego wątpliwości. Wiedziałam jakie jest niebezpieczeństwo. Alexia uważnie mnie słuchała i nie przerywała. Gdy skończyłam uśmiechnęła się.
- Znam odpowiedź na twój problem. Musisz wygrać zawody.
Oczywiście Tomas nie powiedział jej co i kiedy Margaret musi wygrać. Adara ma przegrać. I nagle okazuje się, że oczywiście chodzi tylko i wyłącznie o zawody. Tylko te i tylko z Margaret w roli głównej. Ile w tym logiki i konsekwencji.

- Ale jeśli coś jeszcze się komuś stanie przeze mnie? Nie chcę, aby inni dostawali z mojej winy.
- Nie martw się. Dasz sobie radę. Wiesz jak ją pokonać. Przyjdź jutro na strzelnicę i pokaż jej kto tu rządzi.- powiedziała.
Nie byłam tym zbytnio zadowolona, ale to jedyne dobre wyjście. Jeszcze kilka dni temu byłam tą przegraną, ale teraz będzie inaczej. Wygram konkurs na najlepszego łucznika obozu i na zawsze pokonam Adarę.


Ciąg dalszy, na szczęście, nie nastąpi.
 (Oczywiście możecie go przeczytać na blogasku źródłowym, ale czy jest sens tak nadszarpywać swoje zdrowie psychiczne...?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz